Epilog

4.1K 262 44
                                    

Edward pomógł mi wsiąść do swojego samochodu. Musiał bardzo uważać na moją nogę w gipsie. Zignorował jedynie moją zagniewaną minę.

Kiedy w końcu usadził mnie w fotelu, zasiadł za kierownicą i zaczął wycofywać auto z długiego, wąskiego podjazdu.

- Masz zamiar mi wreszcie powiedzieć gdzie mnie zabierasz? I po co ta opaska na oczy? - odezwałem się zrzędliwie. Nienawidzę niespodzianek i Edward dobrze o tym wie.

- Jestem zdumiony, że jeszcze się nie domyśliłeś

Co prawda kiedy zapukał do moich drzwi miał na sobie garnitur i to mnie zaczęło niepokoić... Musiałem przyznać, że czerń wspaniale kontrastuje z jego jasną karnacją. Uroda Edwarda robiła kolosalne wrażenie.

Jeszcze bardziej denerwowałem się ze względu na mój smoking. Wampir kazał mi się w niego ubrać, ale nie dowiedziałem się dlaczego. No i oczywiście jeszcze moja noga skryta pod grubą warstwą gipsu.

Moje rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu. Edward prawdopodobnie wyciągnął komórkę z wewnętrznej kieszonki marynarki, zanim odebrał, zaśmiał się.

- Witaj Charlie - przywitał mojego ojca, uważając na każde słowo.

- Charlie? - skrzywiłem się.

Odkąd wróciłem do Forks, mój ojciec był dość... trudny w kontaktowaniu się. Na mój niezbyt szczęśliwy wypadek zareagował aluzyjnie - z jednej strony wręcz wielbił teraz Carlislea, będąc wdzięcznym za uratowanie mi życia a z drugiej strony upierał się, że winę za wszystko ponosi Edward. Gdyby nie on, oczywiście nie wyjechałbym przecież do Phoenix. Wampir zresztą myślał podobnie. W rezultacie po raz pierwszy w życiu byłem kontrolowany przez rodzica. Na przykład: musiałem wracać do domu o określonej porze i także o określonej porze wypraszać gości.

Coś, co powiedział Charlie sprawiło, że Edward nagle zamilkł, a potem wybuchł donośnym śmiechem.

- Żartujesz sobie ze mnie! - parsknął śmiechem.

- O co chodzi?

Zignorował moje pytanie.

- To może daj mi go do telefonu - zaproponował ojcu.

Odczekał kilka minut.

- Cześć Jacob. Tu Edward Cullen - zabrzmiało to całkiem przyjaźnie, ale znam go już na tyle dobrze, by móc wychwycić w jego głosie złośliwą nutkę.

Co do diabła Jacob robi w moim domu?!

- Niezmiernie mi przykro, ale Beal jest już zajęty... tego wieczoru - ton jego głosu mógł wydawać się z pozoru łagodny, ale tak naprawdę było to... ostrzeżenie? - Ale bez obaw, może w przyszłości uda się wam porozmawiać... albo i nie - dodał jadowicie na pożegnanie i wyłączył telefon.

Zrobiłem się czerwony z oburzenia. Takiej reakcji Edwarda się nie spodziewałem.

- Co? Przesadziłem z tym ostatnim?

Puściłem tę uwagę mimo uszu.

- Czemu mówiłeś takie rzeczy Jacobowi? - zmarszczyłem brwi.

On powiedział... Na wieczór? Czy on chce...

- CZY MY JEDZIEMY NA BAL ABSOLWENTÓW!? - wydarłem się i momentalnie ściągnąłem opaskę.

Jestem taki głupi. Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej...? Gdyby to wydarzenie towarzyskie mnie interesowało choćby w najmniejszym stopniu, z pewnością zwróciłbym uwagę na datę widniejącą na plakatach rozwieszonych w szkole. Nie podejrzewałem jednak, że Edward skaże mnie na podobne męczarnie. Skąd ten pomysł?

Zmierzch || bxb (trwa rewrite)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ