Rozdział 1

11.1K 504 87
                                    

Przypominam, że historia książki jest pisana od podstaw i zostanie całkowicie zmieniona.
W 2021 (konkretnego miesiąca jeszcze nie jestem w stanie podać) dodane będą nowe rozdziały, także szykujcie się do ponownego przeczytania ❤️ ~ Edit 01.01.2021

Jadąc z mamą na lotnisko, szeroko otworzyliśmy okna samochodu. W Phoenix były dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy bezchmurnym niebie. Miałem na sobie ubraną białą koszulkę z lekko prześwitującego materiału z czarnym napisem, włożoną specjalnie z okazji wyjazdu. Do samolotu zamierzałem wziąć kurtkę. Celem mojej podróży było miasteczko Forks położone na północno-zachodnim krańcu stanu Waszyngton. Pada tam częściej niż w jakimkolwiek innym miejscu w Stanach i jest to jedyna rzecz, która wyróżnia tę mieścinę... To właśnie przed tymi posępnymi i deszczowymi chmurami uciekła moja mama, gdy miałem naliczonych już kilka lat. Ona uciekła, ale ja... ja musiałem spędzać w Forks równe cztery tygodnie KAŻDEGO lata. Jako czternastolatek, zbuntowałem się i od trzech lat jeździłem z tatą co roku na dwutygodniowe wakacje do Kalifornii. Mimo to zgodziłem się tam wrócić, sam skazałem się na wygnanie... Byłem przerażony... Nienawidziłem tego miejsca... Za to Phoenix uwielbiałem, kochałem je za słońce i upał, za bijącą od tego miasta żywotność oraz za jego tępo, z jakim się rozwijało.

- Bealu - odezwała się mama w hali odlotów - Pamiętaj, że nie musisz tego robić - powiedziała to po raz setny... i pewnie jeszcze nie ostatni.

Spojrzałem w oczy mojej mamy i poczułem narastającą panikę. Jak mogłem zostawić samą tak nieobliczalną i nieprzytomną osobę? Poradzi sobie beze mnie...? Oczywiście, miała teraz Phila, rachunki będą w takim razie płacone w terminie, lodówka i bak będą pełne... a jeśli się gdzieś zgubi, będzie miała do kogo zadzwonić, ale mimo to...

- Ja naprawdę chcę jechać - skłamałem. Nigdy nie byłem uzdolnionym kłamcą...

- Pozdrów ode mnie Charliego

- Nie zapomnę

- Niedługo się zobaczymy - powiedziała z przekonaniem w głosie - Możesz wrócić do domu w każdej chwili. Tylko zadzwoń, a zaraz się pojawię - miałem świadomość, że ta obietnica sporo ją kosztuje.

- Nic się nie martw. Będzie fajnie. Kocham cię mamo

Przytuliła mnie mocno do siebie i trzymała tak przez długą chwile, a potem wsiadłem do samolotu i już jej nie zobaczyłem. Czekały mnie cztery godziny lotu z Phoenix do Seattle, potem godzina w awionetce do Port Angeles i wreszcie godzina jazdy z lotniska do Forks. Nie bałem się latania... tylko tej godziny w aucie sam na sam z moim tatą Charliem. Do tej pory zachowywał się bez zarzutu. Najwyraźniej naprawdę się cieszył, że miałem z nim po raz pierwszy zamieszkać niemal na stałe. Zapisał mnie już do liceum i obiecał pomóc w kupnie auta. Mimo to byłem pewny, że będziemy nieco skrępowani. Żadne z nas nie należało do ludzi gadatliwych, a i tak nie wiedziałbym za bardzo, o czym tu opowiadać. Zdawałem sobie sprawę, że moja decyzja go zaskoczyła - podobnie jak mama, nigdy nie ukrywałem niechęci do Forks. Gdy wylądowałem w Port Angeles, padał deszcz, ale nie wziąłem tego za złą wróżbę. Było to po prostu nieuniknione. Pożegnałem się ze słońcem już kilka godzin wcześniej. Charlie przyjechał po mnie radiowozem czego się spodziewałem. Tata jest komendantem policji w Forks. To właśnie dlatego, mimo poważnego braku funduszy, chciałem jak najszybciej sprawić sobie samochód - żeby nie wożono mnie po okolicy w aucie z syreną na dachu... Gdy schodziłem niezdarnie po schodach na płytę lotniska, przytrzymał mnie odruchowo, jednocześnie jakby ściskając na powitanie jedną ręką.

- Jak dobrze cię widzieć, Bel. Nie zmieniłeś się zbytnio. Co słychać u Renée?

- U mamy wszystko w porządku. Też się cieszę, że cię widzę, tato - nie wolno mi było mówić do niego po imieniu.

Zmierzch || bxb (trwa rewrite)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora