Carlisle wyszedł im naprzeciw w asyście Emmetta i Jaspera. On także zachowywał wszelkie zasady ostrożności. Nieznajomi przyjrzeli mu się uważnie. Wyglądał przy nich jak dystyngowany mieszczuch na wakacjach przy grupie prostych drwali. Musiało ich to nieco uspokoić, bo niezależnie od siebie wyprostowali się i rozluźnili.

Z całej trójki najbardziej urodziwy był z pewnością przywódca grupy. Pod charakterystyczną bladością kryła się piękna, oliwkowa cera, pasująca do lśniących czarnych włosów. Mężczyzna nie wyróżnia się wzrostem ani wagą, ale z pewnością wielu zazdrościło mu muskulatury. Choć rzecz jasna daleko było mu do Emmetta. Uśmiechając się odsłonił olśniewające białe zęby.

Kobieta była bardziej dzika, jej oczy rozbiegane. Zerkała wciąż to na Carlislea i jego świtę, to na pozostałych, którzy stali rozproszeni bliżej mnie. Jej potargane włosy drgały w podmuchach lekkiego wieczornego wiatru. Nadal przypominała mi kota. Drugi mężczyzna trzymał się z tyłu, nie narzucał się ze swoją obecnością. Był nieco niższy i wątlejszy od bruneta, miał jasnobrązowe włosy o przeciętnym odcieniu a w regularnych rysach jego twarzy nie było nic co przykuwało uwagę. Jego oczy choć zupełnie nieruchome, wydawały mi się najbardziej czujne.

To właśnie kolor oczu najbardziej ich wyróżniał. Spodziewałem się, że będą bardziej złote lub czarne, tymczasem miały one złowrogą barwę burgunda. Po ich ujrzeniu trudno było dojść do siebie.

Nadal się uśmiechając przywódca grupy podszedł do Carlislea.

- Wydawało nam się, że gra tu ktoś z naszych - odezwał się swobodnym tonem.

W jego głosie pobrzmiewały śladowe ilości francuskiego akcentu.

- Jestem Laurent a to Victoria i James - wskazał na swoich towarzyszy.

- Mam na imię Carlisle a to moi najbliżsi: Emmett i Jasper, tam dalej Rosalie, Alice i Esme oraz Edward z Bealem

Nie przedstawił nas po kolei, tylko z rozmysłem parami bądź trójkami.

Drgnąłem, gdy wymówił moje imię.

- Znajdzie się miejsce dla kilku nowych zawodników? - spytał Laurent przyjaźnie.

- Właściwie już kończymy - odparł Carlisle podobnym tonem - Ale możemy umówić się na później. Planujecie na dłużej zatrzymać się w okolicy?

- Po prawdzie kierujemy się na północ, byliśmy tak ciekawi kto tu jeszcze przebywa. Od bardzo dawna nikogo nie spotkaliśmy

- W tej części stanu jesteśmy tylko my, no i oczywiście czasami trafiają się przypadkowi wędrowcy tacy jak wasza trójka

Napięcie stopniowo opadało a wymiana zdań zmieniała się w towarzyską pogawędkę. Domyśliłem się, że to Jasper steruje emocjami nowo przybyłych wykorzystując swój cudowny dar.

- Jak daleko zapuszczacie się na polowania? - zapytał Laurent.

- Trzymamy się góry Olympic, tylko czasami odwiedzamy Nadbrzeże. Osiedliliśmy się na stałe tu niedaleko. Znamy jeszcze jedną rodzinę. Mieszkają na północ stąd, koło Denali

Laurent odchylił się nieco na piętach.

- Na stałe? - zapytał szczerze zdumiony - Jak wam się to udało?

- To długa historia - odparł Carlisle - Zaprasza do nad do domu. Tam będziemy mogli rozsiąść się wygodnie i porozmawiać

Na dźwięk słowa ,,dom'' James i Victoria wymienili zdziwione spojrzenia. Laurent lepiej się kontrolował.

- Brzmi zachęcająco - wydał się naprawdę uradowany - Pięknie dziękujemy za zaproszenie. Polowaliśmy całą drogę z Ontario i od dłuższego czasu nie mieliśmy okazji doprowadzić się do porządku - zmierzył wzrokiem schludne odzienie doktora.

Zmierzch || bxb (trwa rewrite)Where stories live. Discover now