Położył mi rękę na ramieniu, po czym odwrócił delikatnie tak abym stał przodem do drzwi. Ściana, na którą teraz patrzyłem była inna niż pozostałe. Zamiast półek z książkami pokrywały ją ramy i ramki. Znajdowały się w nich różnorakie szkice, obrazy oraz zdjęcia. Niektóre były wielobarwne inne zaś czarno-białe. Przez chwilę błądziłem po nich wzrokiem próbując się domyślić jaki jest temat przewodni tej kolekcji, ale na próżno.

Wampir podprowadził mnie pod wiszący po lewej stronie obrazek olejny w skromnej, kwadratowej, drewnianej ramie. Namalowany różnymi odcieniami sepii, nie wyróżniał się zbytnio. Obrazek przedstawiał panoramę jakiegoś miasta sprzed kilku wieków - nad gęstwiną stromych dachów górowało kilka kościelnych wież. Pierwszy plan wypełniała szeroka rzeka z jednym jedynym mostem pokrytym czymś w rodzaju miniaturowych katedr.

- Londyn w połowie siedemnastego wieku - wyjaśnił Edward.

- Londyn z czasów mojej młodości - dodał doktor.

Okazało się, że stoi za nami. Drgnąłem - nie zauważyłem kiedy podszedł.

- Chcesz sam mu wszystko opowiedzieć? 

Odwróciłem się żeby zobaczyć reakcję Carlislea. Nasze oczy spotkały się a on sam się uśmiechnął.

- Z chęcią bym się wami zajął, ale zrobiło się już późno. Muszę się zbierać, rano dzwonili ze szpitala. Doktor Snow się rozchorował. Poza tym - dodał, spoglądając na Edwarda - znasz te historie równie dobrze jak ja

Brzmiało to wszystko bardzo groteskowo. Oto przeciętny, zapracowany lekarz z małego miasteczka tłumaczy się czemu nie może opowiedzieć mi o swoim życiu w siedemnastowiecznym Londynie.

Obdarował mnie kolejnym ciepłym uśmiechem i pospieszył do szpitala.

Po jego wyjściu przez dłuższy czas wpatrywałem się w panoramę jego rodzinnego miasta.

- To co się stało kiedy uświadomił sobie przemianę? - spytałem w końcu obserwującego mnie Edwarda.

Przeniósł wzrok na inny z wiszących na ścianie obrazów. Było to jedno z większych płócien, krajobraz o stonowanych jesiennych barwach. Przedstawiał pustą, zacienioną polanę. Za lasem, na horyzoncie majaczył samotny skalisty szczyt.

- Carlisle wiedział czym się stał - powiedział chłopak cicho - i nie miał zamiaru się z tym pogodzić. Chciał ze sobą skończyć, ale nie było to proste

- Co takiego robił? - wymknęło mi się.

- Rzucał się z wielkich wysokości, próbował się utopić - wymieniał beznamiętnym tonem - ale był za silny a od przemiany minęło za mało czasu. To niesamowite, że miał dość samokontroli by nie zacząć polować. Na samym początku pragnienie przesłania wszystko. Czuł do siebie jednak tak wielkie obrzydzenie, że wolał umrzeć z głodu niż zniżyć się do mordu. To ten wstręt właśnie pomagał mu się powstrzymać

- Czy możecie zagłodzić się na śmierć? - spytałem słabym głosem.

- Nie. Istnieje bardzo niewiele sposobów, za pomocą których można nas zabić

Chciałem o nie zapytać, ale szybko podjął przerwaną opowieść.

- Robił się coraz bardziej głodny a w rezultacie coraz słabszy. Zdawał sobie sprawę, że maleje też siła jego woli, dlatego trzymał się jak najdalej od ludzkich siedzib. Długie miesiące wędrował nocami w poszukiwaniu bezpiecznych miejsc, nadal niepogodzony ze swoją nową naturą. Pewnego razu jego kryjówkę mijało stado jeleni. Był jak oszalały z głodu, nie wytrzymał i zaatakował. Gdy się nasilił wróciły mu siły. Zorientował się, że odkrył sposób na to jak żyć nie mordując ludzi. Zwierzęta nie budziły w nim wyrzutów sumienia. Tak narodziła się jego nowa filozofia życiowa, którą dopracowywał przez kolejne miesiące. Nie musiał być potworem. Pogodził się ze swoim przeznaczeniem. Wiedząc, że ma przed sobą nieskończenie wiele lat życia zaczął lepiej wykorzystywać dany mu czas. Zawsze był bystry, skory do nauki. Po nocach czytał, za dnia planował co dalej. Przepłynął kanał La Manche i we Francji...

Zmierzch || bxb (trwa rewrite)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz