Rozdział XLVI

5.2K 584 175
                                    

Czasami miejsca, które zazwyczaj cię uspokajały, sprawiają, że zaczynasz się denerwować. A to tylko dlatego, że wybrałeś je, akurat je. W tym momencie przeklinałam się za ten wybór. I o ile wcześniej miejsce wydawało mi się idealne i miałam nadzieję, że wpłynie na mnie kojąco, tak teraz zdałam sobie sprawę, że to nie miało znaczenia i że denerwowałam się samą rozmową, która mnie czekała, a nie tym, gdzie miała się odbyć.

Starając się powstrzymać drżenie rąk, zacisnęłam je i przeraziłam się, czując jakie są lodowate. Odetchnęłam raz jeszcze i przekroczyłam próg biblioteki.

Niestety Amanda miała rację i musiałam im o wszystkim powiedzieć, a jako że teoretycznie ona o niczym nie wiedziała, to nie mogła mi towarzyszyć. Choć tak, próbowałam ją do tego namówić. Ostatecznie ona zajęła się obserwacją Lilki, a ja... no cóż ja miałam pogadać z Wiktorem.

Pani Beatka uśmiechnęła się, widząc mnie i machnęła w moją stronę okularem. Przecząco pokręciłam głową i skierowałam się na lewo, w stronę czytelni. Kilka stolików było zajętych, więc wybrałam ten najbardziej oddalony od nich i usiadłam. Nie lubię czekać, tym razem gdy to czekanie mnie zabija, kawałek po kawałeczku.

Czy można jednocześnie chcieć z kimś porozmawiać i się tego obawiać? No tak... można. Szczególnie, że z jednej strony wiedziałam, że powinnam to zrobić, a z drugiej nie mogłam wyzbyć się panicznej chęci ucieczki przed tym. A może nie tyle obawiałam się rozmowy, ale uczuć? Nie wiedziałam czy lubię Wiktora, kocham go, czy... no właśnie... czy co? I dalej nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć na jego wyznanie. Choć w głębi duszy miałam nadzieję, że gdy przyjdzie co do czego, słowa pojawią się same.

Zanim chaos na dobre zadomowił w mojej głowie, przyszedł Wiktor i jeszcze bardziej go pogłębił. Przez kilka sekund nie powiedziałam nawet głupiego „Cześć", przyglądając się jak siada przede mną i wbija we mnie spojrzenie. Tak po prostu. Bez słowa. Nabrałam głębszego oddechu i już miałam coś powiedzieć, ale podeszła pani Beatka i postawiła dwa kubki z kawą na stoliku.

– Taka promocja biblioteki. – Mrugnęła do nas z uśmiechem i poszła za kontuar, witając nowo-przybyłych.

Choć może to nie było szczególne mądre reklamować bibliotekę kawą (mimo że praktycznie zamkniętą hermetycznie poza małym otworem do picia), to ucieszyłam się z niej, bo dawała jakiś pretekst na kolejną chwilę nie-mówienia i ogrzewania dłoni.

Wiktor odchrząknął, oparł się na blacie i czułam, że mi się przygląda, jednak nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Szczególnie, że w głowie ciągle mi się tłukło "On cię kocha, on cię kocha, idiotko!".

– Chciałaś porozmawiać – przypomniał.

– Tak – powiedziałam po chwili i odchrząknęłam. I gdybym miała porównać jak wiele wysiłku kosztowało mnie to jedno słowo, to porównałabym się do Syzyfa, który dotarł do szczytu i zdał sobie sprawę, że to nie koniec i kamień jeszcze spadnie.

– Ida... – w jego głosie pojawił się uśmiech. – Wybacz, że nie potrafię czytać ci w myślach, choć zapewne byłoby to ciekawe doświadczenie, dlatego... podpowiem... jeśli chcesz rozmawiać, to musisz coś mówić... na głos.

Uniosłam wzrok i skinęłam głową. Choć żartował, jakoś tego nie podchwyciłam, wciąż czułam ogarniający mnie stres. Ale odetchnęłam i postanowiłam zacząć od faktów, stopniowo przechodząc do tych zawiłych i mniej pewnych spraw. Taka droga wydawała mi się najlepsza, choć jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że to co najtrudniejsze zostawiam na koniec.

– Wiem. Po prostu nie wiem od czego zacząć. Bo widzisz, gdy byłam na zakupach z Amandą coś się wydarzyło...

Uśmiech, błąkający się na jego ustach, znikł.

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now