Rozdział XI

8.8K 815 167
                                    


Następne dni mijały mi na czekaniu i odbieraniu tych przeklętych listów. Niestety wszystkie podkładano, gdy nie było mnie w pokoju, a tak bardzo liczyłam na to, że wybiegnę za tym całym „robakiem" i wytropię jego sterownika.

Nie traciłam nadziei. Olek pieczołowicie przygotowywał swój mini-pojazd, jednak cały czas coś zawodziło. Mówił, że nie pracował nigdy z czymś takim. Dziwiłam się, że się przede mną tłumaczy, bo jak na chłopca to i tak wiedział stanowczo zbyt wiele.

Zajęcia z chemii mieliśmy (niestety) ze Szronem. Nie wystarczyło, że był naszym opiekunem, musiał jeszcze czegoś nas uczyć. Padło na chemię i wiedziałam, że przez ten wybór nie będę przepadać za tym przedmiotem.

Chemia podzielona była na dwa typy zajęć: praktyczne (laboratoryjne) i obliczeniowe. Poniedziałki zaczynaliśmy właśnie od tych praktycznych i to był kolejny powód, by nienawidzić poniedziałków.

Doktorek był równie oschły jak na poprzednich zajęciach, a jego tłumaczenie BHP można było w skrócie podsumować: „niczego nie spartolcie, bo nie będę za to odpowiadał".

Kazał nam założyć fartuchy ochronne i rękawiczki, a potem wytłumaczył reakcję zobojętniania, którą mieliśmy przeprowadzić doświadczalnie. Pracowałam w parze z Amandą, która przez cały czas trajkotała o jakiś spodniach, które ostatnio kupiła i żaliła się, że nie może ich do szkoły założyć przez mundurki. W sumie nie miałam jej tego za złe, bo nie byłam chętna do konwersacji i ograniczałam się do potakiwania.

– A może wybrałybyśmy się razem na zakupy? Co? Może w sobotę?

Drgnęłam. O nie, co to to nie! Ze względu na pokrywające moje ciało łuski, musiałam unikać takich miejsc jak przymierzalnia. Już sobie wyobrażam reakcje Amandy, gdyby mnie zobaczyła!

– Nie przepadam za zakupami... – skrzywiłam się, by podkreślić tę niechęć.

– Proszę – skomlała – proszę, proszę, proszę! Zobaczysz, że będzie fajnie. Pomierzymy drogie ciuchy, na które nas nie stać... no, ciebie to w sumie może i stać... a potem pójdziemy do kina! Do kina, Ida! Wiesz jak ja dawno tam nie byłam?

Dobrze, że mnie nie spytała kiedy ostatnio tam byłam. Ale gdy usłyszałam o tym mierzeniu ciuchów, to się załamałam. To byłby dla mnie koszmar, a nie jakakolwiek przyjemność.

– Amanda, naprawdę nie lubię łazić po sklepach, to... nie jest rozrywka dla mnie.

– Proszę! Zobaczysz jeszcze jak będzie faj...

Amanda urwała, gdy do klasy weszła dyrektorka, wzbudzając ogólne poruszenie. Wszyscy zerwali się do witania jej, co wyszło niezbyt równo, lecz ta uspokoiła ich gestem i niecierpliwie podeszła do Szrona. Wyglądała na podenerwowaną i zaczęła mu coś tłumaczyć przyciszonym głosem.

Amanda znów zaczęła trajkotać, tym razem jednak kompletnie jej nie słuchałam, bo całkowicie pochłonęła mnie obserwacja tej dwójki.

Nie tylko ja byłam nimi zainteresowana. Wiktor śledził ich równie intensywnie jak ja i mówił coś do Olka przyciszonym głosem. Natomiast dzieciak mieszał intensywnie w probówkach, od czasu do czasu kiwając głową, jakby się z czymś zgadzał. Gdy Zalewska zaczęła żegnać się ze Szronem, Olek wlał wszystko do kolby, ujął w dłoń jakąś inną probówkę i podbiegł do niej.

Miałam wrażenie, że zasypuje ją pytaniami, bo dyrektorka wyraźnie chciała odejść, ale Olek jej na to nie pozwalał. Zastanawiałam się co on chce przez to osiągnąć, dopóki nie dostrzegłam, że ciecz wlana przez niego do kolby zaczyna wydzielać kłęby dymu. Uwaga wszystkich uczestników zajęć zaczęła stopniowo kierować się na nią. Szron również to zauważył i podszedł do stanowiska chłopaków.

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz