Rozdział VI

12K 1K 437
                                    

Matematyka. Czy istniej bardziej praktyczna nauka? Oczywiście, że nie! I nie, nie ma w moich słowach sarkazmu. Dlaczego tak myślę? Na matematyce nie trzeba czytać między wierszami, a wśród liczb, równań i wykresów nie kryją się żadne kłamstwa i tajemnice, których nie dałoby się zgłębić. Logika. To jedno hasło określało dla mnie cały tok matematycznego rozumowania. Tylko tyle. Nic więcej.

Najwyraźniej byłam odosobniona w swych poglądach. Nietęgie miny innych uczniów świadczyły o tym, że najchętniej w ogóle nie chodziliby na te zajęcia. Dariusz Hulanka, nauczyciel tego zacnego przedmiotu, zadał nam iście piekielne zadanie i nie każdy radził sobie z tym wyzwaniem. Na pulpicie przede mną wynik iskrzył się już na czerwono (co znaczyło, że jest poprawny) i czekał na zatwierdzenie. Mogłam być z siebie dumna. Nie ja jedna, bo i Olek zdawał się nudzić od dobrych pięciu minut.

Nauczyciel spacerował po klasie, to poprawiając zbyt duże okulary, to podśmiechując się sam do siebie. Co jakiś czas pochylał się nad nieudolnymi obliczeniami podopiecznych, a z jego ust wydobywało się pogardliwe prychnięcie. Był niewielkiego wzrostu i chyba chciał nadrobić te braki, chodząc naprężony niczym struna. Co szczerze mówiąc i tak niewiele mu dało. Gładko zaczesane do tyłu czarne włosy błyszczały od nadmiaru brylantyny. To wszystko sprawiało bardzo złe pierwsze wrażenie.

Amanda w zdenerwowaniu stukała w pulpit, marszcząc czoło i co chwila drapiąc się pisakiem po głowie. Wyglądała jakby przechodziła istną batalię z zadaniem, a właściwie to jakby ją przegrywała... Wyświetlacz przed nią był cały pokreślony, a ona zdawała się szukać rozwiązania wśród tych bazgrołów.

Wiktor siedział rozparty na krześle, jakby nie miał nic do roboty, co jakiś czas stawiając parę kresek na pulpicie. Większość czasu zajmował się jednak obserwacją klasy. Chyba wyczuł mój wzrok, bo odwrócił się i lekko zmrużył oczy. Odpowiedziałam mu tym samym.

– Panienka woli oglądać kolegów, zamiast skupić się na zadaniu? – Drgnęłam, gdy głos Hulanki rozległ się tuż koło mnie. Zdążyłam dostrzec jeszcze szyderczy uśmiech tego buca, nim spojrzałam na nauczyciela.

Zaskoczenie sprawiło, że nie zdołałam nic powiedzieć na swoją obronę. Ten uśmiechał się perfidnie, a jego wzrok wylądował na moim pulpicie. Chwilę marszczył brwi, a jego uśmiech powoli zmienił się w niezadowolony grymas. Chrząknął, jego brwi uniosły się w górę i jak gdyby nigdy nic, wolnym krokiem ruszył dalej, próbując znaleźć kogoś, kogo będzie mógł wyśmiać.

Amanda ze zdziwieniem na twarzy odgarnęła zmierzwione pasma i powiodła wzrokiem za Hulanką. Jej oczy zmrużyły się podejrzliwie, gdy spojrzała w moją stronę. Wzruszyłam ramionami, dając do zrozumienia, że sama nie wiem o co mu chodziło. Powinien być zadowolony i mnie pochwalić, prawda? Takie miałam wyobrażenie zajęć w szkole. Najwyraźniej błędne.

Amanda obejrzała się raz jeszcze, sprawdzając, czy nauczyciel jest wystarczająco daleko i zerknęła na mój wyświetlacz.

– Co?! – wyrwało jej się i natychmiast zatkała sobie ręką usta.

– Znowu coś nie wyszło, panno Wieczorek? – Hulanka obejrzał się w naszą stronę.

Dziewczyna skrzywiła się, a na jej policzkach pojawił się lekki rumieniec. W odpowiedzi tylko wymruczała coś i pochyliła się ponownie nad wyświetlaczem.

Hulanka nie miał litości. Mógł jej pomóc, ale zamiast tego zostawił nas samym sobie, licząc na to, że wszyscy będą geniuszami. Albo raczej, że nie będą i będzie mógł się z nich pośmiać. Gdybym uczyła się w normalnej szkole, to sama miałabym problem, ale te zadania już przerabiałam. Nie mogło być inaczej, skoro matematyka po prostu wchodziła mi do głowy.

Nieidealna ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant