Rozdział XXIX

6.9K 779 626
                                    

Godzinę później jechaliśmy autostradą, a z nieba zaczęły spadać ciężkie krople deszczu. Rozbijały się na naszych kaskach i ograniczały pole widzenia. Trzymałam się kurczowo Wiktora i mimo że ubrania dobrze chroniły przed zimnem, to jazda w takich warunkach do przyjemnych nie należała. Zmierzchało, a dodatkowo gruba warstwa burzowych chmur sprawiła, że momentalnie zrobiło się ciemno jak, za przeproszeniem, w dupie słonia. Więc wcale mi się to nie podobało!

Deszcz się wzmagał, tworząc niemal pionową ścianę wody spadającą z nieba, która uniemożliwiła światłom latarni dotarcie do nas. Przejeżdżające samochody rozbryzgiwały strugi wody, co nie było szczególnie korzystne, gdy siedziało się na motorze!

Wiktor chyba również to dostrzegł, bo zjechał na prawy pas.

Po chwili rozległ się klakson i pisk opon. Serce niemal wyskoczyło mi z piersi, a gdy się obejrzałam, poraziły mnie światła. Zaraz po tym poczułam gwałtowne szarpnięcie. I usłyszałam klakson samochodu, który mijał nas z przerażającą prędkością.

Czemu, do cholery, nie zwolnił w takim deszczu?!

Wiktor skręcił na pas awaryjny, unikając tym samym wpadnięcia pod koła rozpędzonego samochodu, ale ja wciąż przed oczami miałam zupełnie inną wizję! Oddychałam gwałtownie, tętno musiało wzrosnąć mi do dwustu i dziwiłam się, że jestem w stanie cokolwiek usłyszeć poza szumem krwi w uszach.

Gdy tylko motor zatrzymał się, ześlizgnęłam się z niego i odskoczyłam na bezpieczną odległość, starając się uspokoić.

Boże... co to, do cholery, było?! Zdawałam sobie sprawę, że gdyby nie szybki manewr Wiktora, to teraz moglibyśmy być tylko smugą ludzkiego ciasta rozwałkowaną na jezdni.

– Ida! – krzyknął Wiktor, podchodząc do mnie.

W kaskach zamontowano coś, co miało niwelować huk z zewnątrz i na zasadzie działania krótkofalówki ułatwiać rozmowę. Działało, ale Wiktor teraz ściągnął kask i starał się przebić przez szum samochodów i deszczu.

– Nic ci nie jest? – zapytał.

– N-nie. Tylko się przestraszyłam – wysapałam, starając się doprowadzić do porządku.

Również ściągnęłam kask i odgarnęłam do tyłu włosy. Musiałam na chwilę kucnąć, bo obawiałam się, że moje struchlałe ciało zaraz mnie nie utrzyma. Przysiadłam więc na jezdni i pozwoliłam by deszcz spływał po moich włosach, studząc rozszarpane nerwy.

– Jazda w takich warunkach to nie najlepszy pomysł... – usłyszałam po chwili.

Spojrzałam na Wiktora, który siedział zaraz przy mnie i przyglądał mi się, jakby naprawdę się obawiał, że coś mi się stało. Musiałam wyglądać strasznie. Czułam, że po zastrzyku adrenaliny, krew całkowicie odpłynęła mi z twarzy, a nawet całkowicie ulotniła się z mojego ciała, w ogóle go nie ogrzewając.

– No wiem. To nawet bardzo głupi pomysł – powiedziałam.

– Słuchaj... lepiej będzie jak zatrzymamy się gdzieś, póki deszcz nie ustanie.

Chwilę przyglądałam się jak strugi wody spływają po czarnych jak noc włosach. Czy on nawet w takim momencie musiał wyglądać dobrze?

– No... chyba tak będzie lepiej.

***

Chwilę później zajechaliśmy na stację, która była jednak tak zapchana, że do sklepu nie dałoby się wcisnąć nawet zapałki. Krzywiłam się, przyglądając tej ciasnocie. No cóż... nie uśmiechało mi się dołączenie do tej gromadki.

Nieidealna ✔Where stories live. Discover now