Rozdział XXXI

6.6K 682 263
                                    

Nie mogłam w nocy spać. Tak wiele myśli kłębiło się w mojej głowie, że najzwyczajniej w świecie nie mogłam zasnąć! Wierciłam się w pościeli, jakby mnie oblazły mrówki, to odrzucając kołdrę na bok, to przykrywając się po samą szyję. Zaliczyłam wszystkie opcje z serii „co o tobie mówi pozycja, w której śpisz" i dalej nie wiedziałam, co zrobić z własnym życiem.

A co mnie trapiło?

Ostrzeżenie matki przed genetykiem. Niespodziewane nakrycie przez Szrona. No i Wiktor. Tak, w całej swojej okazałości. Niestety. Z całej tej wyprawy najmocniej wracało do mnie wspomnienie pocałunku. Jego dotyku, który wciąż mnie rozpalał. Jego zapachu, który wciąż czułam na własnej skórze, no i...

STOP! To było przekleństwo!

Obudził mnie szelest, uświadamiając jednocześnie, że na chwilę udało mi się zasnąć. Na chwilę. Bardzo krótką chwilę. I gdybym nie słyszała tego dźwięku nigdy wcześniej, pewnie nie zorientowałabym się, co się stało. Pewnie również bym nie wstała.

Jednak wiedziałam. Gwałtownie podniosłam się z łóżka i podeszłam do drzwi, gdzie na podłodze leżała biała koperta.

Lekko zdziwiona wzięłam ją do ręki i otworzyłam. Nie musiałam pytać od kogo jest, bo nie różniła się od poprzednich. Gdybym nie miała dość zmartwień, pewnie bym się ucieszyła, że Kacper zostawia mi potajemne liściki... no ale... niestety liścik nie miał charakteru miłosnego. Ponownie.

„Uważaj na siebie"

Tym razem nie groźba lecz ostrzeżenie. Jednak sama nie wiedziałam przed czym... a może przed kim? Przed Szronem? Wiktorem? A może przed czymś, czego się nawet nie spodziewałam?

Obracając kartę w dłoniach, wróciłam na łóżko i siadłam na nim po turecku. „Uważaj..." Kacper musiał coś wiedzieć, ale z jakiegoś powodów nie mógł powiedzieć mi tego wprost. Czy sam również był w niebezpieczeństwie?

Tłukłam się z myślami długo, coraz bardziej pogubiona i coraz bardziej przybita tą plątaniną. W pewnym momencie naprawdę miałam ochotę odgrodzić się od wszystkiego grubym murem, uciec do domu i nigdy więcej nie myśleć o szkole. Ale coś mnie powstrzymywało. A może ktoś?

Rozległo się pukanie.

Drgnęłam, nie spodziewając się tak wcześnie żadnej wizyty. Było zaledwie po szóstej. W niedzielę, do jasnej cholery!

Powstrzymałam frustrację i z nadzieją, że to Kacper, który przyszedł powiedzieć, że jego wiadomość to taki żarcik, podeszłam do drzwi i nacisnęłam na panel. Ale to nie on był po drugiej stronie.

Wiktor.

Moje serce drgnęło niepewnie. Szybko zmięłam wiadomość od Kacpra i schowałam do kieszeni spodni. Otworzyłam mu, wciągnęłam do środka i szybko zamknęłam drzwi.

– Co ty tu robisz? – zapytałam. – Jak ktoś cię zobaczy pod moimi drzwiami, to pomyśli... pomyśli... – urwałam.

Uniósł zaskoczone brwi, a ja nagle zdałam sobie sprawę ze swojego stanu. Byłam rozmemłana, niewyspana i nieumalowana, a moje oczy wciąż były gadzie... z nienaturalnie cienkimi źrenicami. Spuściłam wzrok, by na nie nie patrzył i zamrugałam prędko. Cholera!

– To co takiego pomyśli? – zapytał cicho Wiktor.

– Że... że coś nas łączy – wymamrotałam.

– A tak nie jest?

Uniosłam wzrok. Uśmiechał się lekko. W bursztynowych tęczówkach pojawiły się złote refleksy, a niewyraźne światło sprawiło, że jego włosy były czarne jak otchłań. I miałam przerażającą ochotę zatopić dłonie w tej otchłani.

Nieidealna ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant