15

505 40 21
                                    

— Katie, jakąś minutę temu zadałem ci pytanie i nadal mi na nie nie odpowiedziałaś. — zauważył Walker. Zjechał ręką na moją talię, jednak ja odepchnęłam jego rękę.

Nie chcę tego. Nie chcę tej złudnej nadziei, do cholery. Odpuść.

— Coś nie tak? — odsunął się ode mnie na parę centymetrów.

— Wszystko jest w najlepszym porządku, po prostu masz zimną rękę i denerwuje mnie to. — odparłam, wywracając oczami.

— Oh, rozumiem.

— Oh, rozumiem, umiesz powiedzieć coś jeszcze oprócz tego "oh, rozumiem"? — jest mi tak przykro, że najchętniej stanęłabym i się rozryczała na środku tego chodnika. Mam już gdzieś to wszystko. Muszę być dla niego wredna, żeby spławić to uczucie i aby on po prostu przestał.

— Ja... Powiedziałem coś nie tak? — mimika jego twarzy wskazywała na to, że jest smutny. Po jednej stronie serca odczuwam ból, że mu to sprawiam, a po drugiej, że dobrze uczyniłam i nie chciałam zmieniać swojego nastawienia oraz toku rozumowania.

— Przypomniało mi się coś i nie mam nastroju. — szłam szybciej, aby iść przed nim, żebym mogła go sprawnie uniknąć. To nie pomogło, gdyż przyśpieszył od razu za mną.

— Oh, rozu... Dobrze, to już nie będę się odzywał. Do atomium cały czas prosto, jak coś. — powiedział cicho. Schował ręce do kieszeni i szedł moim tempem w milczeniu.

Przez piętnaście minut szliśmy w zupełnej ciszy. Nikt nawet nie sapnął, nie westchnął, nie ziewnął, dosłownie nic. Atmosfera stała się maksymalnie grobowa.

Przeszłam z nim przez ulicę, ówcześnie Alan rozglądał się, czy nie jedzie żaden samochód, jednak mi było już wszystko obojętne. Nawet samochód mógłby mnie przejechać, a i tak nie czułabym większego bólu, niż teraz. Po kilku krokach, po przejściu pasów, staliśmy przed naszym celem.

Podeszliśmy razem po bilety. Kiedy on rozmawiał z kobietą, która je sprzedawała, ja patrzyłam w dół, na swoje buty. Uważałam, że to najciekawsza rzecz, jaką moje oczy mogą w tym momencie ujrzeć.
Podsumowując, czułam się po prostu podle. Alan kupił dwie przepustki, a następnie ruszyliśmy bezpośrednio na schody.

Weszliśmy na ostatnie piętro, które było dostępne. Widok był przepiękny, dosłownie obejmował on całą Brukselę.

Co dziwne, kolejki na dole prawie nie było, podeszliśmy od razu do kupna, bez żadnej kolejki, ani nic, a tutaj było bardzo dużo ludzi. Ledwo dało się przejść.

Wszyscy przepychali się, aby podejść do ogromnego okna, rozprzestrzeniającego się na całą, podłużną ścianę. Nam akurat udało się łatwo wepchnąć, gdyż zamiast iść na sam środek, poszliśmy w mały kącik, po lewej stronie, gdzie znajdowało się chyba najmniej ludzi.

Oparłam się o barierkę i wpatrywałam w Brukselę z góry. Zapiera dech w piersiach. Szkoda tylko, że nie mam aparatu albo telefonu. W sumie czegokolwiek, czym mogłabym zrobić zdjęcie.

— Pięknie tu — stwierdził Alan, lekko się uśmiechając.

— Tak, tu się zgodzę z tobą — również uśmiechnęłam się lekko i wpatrywałam dalej w przestrzeń.

Trwało to może z pięć minut. Powoli się uspokajałam, przestałam nawet myśleć o niesamowitym bólu, jaką zapewnił mi fakt, że mam zerowe szanse u Alana. Natomiast wszystko co piękne, szybko się kończy.

Nie wiem, czy to było przypadkowo, czy specjalnie, ale Alan przejechał swoją dłonią po mojej.

Nie chciałam z nim żadnego kontaktu fizycznego, który przypominał mi o tym wszystkim.

Heading Home || A.W. [Rewrite]Where stories live. Discover now