13

535 33 15
                                    

Wyszłam z messengera i zablokowałam telefon Kita.

Co to do cholery było?

Jestem w tak ogromnym szoku... Agh, podobno ja i Jack jesteśmy przyjaciółmi, a robi coś za moimi plecami? To nie jest normalne, tak przyjaciele nie robią...

— Już napisałaś do Chris? — zapytał Kit, kiedy postawił przede mną talerz z tostami z serem.

— Tak, cieszy się bardzo, że dałam jej znać. — podniosłam szybko kąciki ust i od razu je opuściłam.

Zapytać się go o to wszystko?

Ale przecież sam napisał, że o niczym mi nie powie. Jack lub Alan muszą to zrobić. W ogóle, gdzie oni wszyscy są?

— Czemu jesteśmy tu sami? Gdzie jest Jack...

— Poszli się przejść. — wszedł mi w słowo, jakby nie chciał, abym go kończyła. Spojrzałam się na niego, a on znów przeglądał coś w telefonie.

Lub pisał z Jackiem.

— Kiedy?

— Pół godziny temu. — nawet na mnie nie spojrzał.

— Aha — spuściłam głowę w dół i zaczęłam jeść posiłek.

Jak na razie to tylko Alan zachowuje się w stosunku do mnie, jak człowiek, a nie... Co to jest, że jak się z kimś rozmawia, nie utrzymuje się kontaktu wzrokowego? A Jack... Kurde, cały czas mnie denerwuje.

Chcę do Alana.

                                  ~~~

Cały dzień przesiedziałam w pokoju, tak cały. Kit poszedł sobie... nawet nie wiem gdzie. Powiedział, że idzie na papierosa, a nie ma go już od pięciu godzin.

Nie wierzyłam w to wszystko. Oni mnie olali po całości, a ja siedzę i umieram z nudów w pokoju w Paryżu.

Hej, jestem w Paryżu. Czemu do cholery nie zwiedzam niczego? Czemu przez cały dzień tu siedzę? Czemu nie wpadłam na to wcześniej?

A co jak się przygotowywują do koncertu? Jest osiemnasta, a zaczyna się o dwudziestej pierwszej. Walić to, niech oni się walą. Trzeba było zabrać mnie z sobą.

Chwyciłam telefon, pieniądze i dokumenty, które schowałam do kieszeni kurtki, a następnie wyszłam z pokoju.

                                  ~~~

Szłam wolnym krokiem i tak po godzinie dotarłam do katedry Notre Dame. Jaka ona jest cudna.

Bez namysłu kupiłam bilet i weszłam do środka. Wyciszyłam telefon oraz zaczęłam się snuć po katedrze.

Nie było dużo ludzi, gdyż za godzinę zamykają. Naliczyłam dwadzieścia osób, nie licząc ze mną. Jakaś dwie rodziny z dziećmi, pary i kilka starszych pań, które się modliły.

Ten czas tak szybko zleciał, że nie zauważyłam kiedy ochrona do mnie podeszła i kazała mi wyjść z katedry. Wykonałam polecenie i ruszyłam wolnym krokiem przed siebie.

Szłam ulicami, ścieżkami, deptakiem, aż dotarłam do łuku Triumfalnego. Również cudny. Wszystko w tym miejscu jest cudne.

Chciałam zrobić zdjęcie łuku, więc wyciągnęłam telefon.

Haha, dwadzieścia nieodebranych połączeń od Jack.

Teraz sobie przypomniał, że istnieje? Zabawne.

Heading Home || A.W. [Rewrite]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz