13. Mówił prawdę

18.9K 1.1K 70
                                    

~ Miley ~

Szłam korytarzem tuż za wysokim, czarnowłosym wampirem i miałam spotkać się z tym, który zlecił moje porwanie.

Nie denerwuj się, Miley, nie denerwuj...

Mężczyzna zatrzymał się przed wielkimi, bordowymi drzwiami z numerem 130.

Jeśli szczęście mi dopisze, wampirów wcale nie będzie, aż tak dużo.

Chociaż... Około dwustu, nie mniej.

Krwiopijca zapukał i wszedł do pomieszczenia, a ja za nim.

Czułam się, jakbym szła na ścięcie głowy, ale kto wie, ile wieków te wampiry odbiegają od teraźniejszości?

- Panie... - mój przewodnik schylił nisko głowę w stronę mężczyzny i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Władca klanu wyglądał na dwadzieścia pięć lat i miał na sobie czarny garnitur.

U wampirów raczej nie można wzrokowo określić ile mają lat, ale ten tu raczej mi nie powie, kiedy się urodził. Chociaż, żeby zostać władcą, trzeba mieć wieloletnie doświadczenie, więc zakładam, że więcej niż sto.

Kasztanowe włosy i czerwonokrwiste oczy, szerokie barki i płaski brzuch.

Podstawa każdego wilkołaka... I wampira.

- A więc - zaczął szatyn. Jego głos był chłodny, aż poczułam ciarki na plecach - to ty. Wydoroślałaś. Gdybyś nie cuchnęła tym kundlem, nawet bym cię nie poznał.

Przełknęłam nerwowo ślinę. O co mu chodzi? Nie przypominam go sobie.

- Moja siostra zawsze kończy polowanie, nie zostawiając świadków. Niestety, twój kochaś ją zabił - syknął, a jego oczy pociemniały.

- Myślałaś, że unikniesz swojego przeznaczenia? - młoda kobieta wyciągnęła mnie za nadgarstek z samochodu.

Moi rodzice... Leżeli tam, bez życia.

Brunetka uśmiechnęła się do mnie krzywo i bez ostrzeżenia wbiła mi kły w szyję, tuż nad obojczykiem.

Krzyknęłam z bólu. To było silniejsze ode mnie.

W mgnieniu oka znalazł się przy nas srebrny wilk.

Odciągnął wampirzycę na kilka kroków i przegryzł jej tętnicę, rozszarpując gardło.

To jedyne wyjście, aby zabić wampira.

Rozszarpać mu gardło.

Zaczęłam cicho szlochać.

Wilk przemienił się... W Breta.

Chłopak był znacznie młodszy niż teraz, ale w jego oczach wciąż kryło się współczucie.

Wziął mnie w ramiona, a ja kompletnie zignorowałam fakt, że był nagi. Przecież to i tak już się stało.

- Nie zasypiaj - poprosił w myślach. Jego głos mnie koił i uspokajał.

- Przepraszam, malutka. To zaboli tylko troszeczkę - szepnął, całując mnie w czoło. Moja młodsza wersja już zasypiała, ale ta teraźniejsza wciąż była obecna.

Oznaczył mnie. A więc nie kłamał, kiedy mówił mi, że to dlatego, że mogłam zginąć.

Mówił prawdę.

- Chodź, malutka - wziął mnie na ręce i zaczął iść.

Zasnęłam.

Nagle stałam się postacią drugoplanową. Sceneria się zmieniła. Byliśmy w domu watahy. Patrzyłam na tą scenę z boku.

Bret miał na sobie krótkie spodenki i klęczał przy łóżku, na którym leżała dziewięcioletnia brunetka.

- Alfo - do pokoju wszedł lekarz - luna szybko wyzdrowieje, nie musisz się martwić. Nic jej się poza tym nie stało. Najpewniej przez dwa ugryzienia w przeciągu kilku minut może się stać, że zapomni niektórych rzeczy ze swojego życia, ale jej stan zdrowia jest w porządku.

- Dobrze, możesz odejść - odparł Bret, cały czas nie spuszczając wzroku ze mnie. Z dziecka. Agh! Nawet nie wiem, jak to określić.

Do pokoju wszedł kolejny wilkołak. Tym razem był to młody chłopak, najpewniej ten sam, który przemawiał na moich urodzinach.

- I jak z nią? - zapytał blondyn.

- Lekarz mówi, że dobrze, ale może stracić część wspomnień - mruknął w odpowiedzi. - Chris, ona jest za młoda.

- Nie chcesz jej? - beta uniódł brew.

Te słowa zabolały, mimo że były wypowiedziane sześć lat temu.

- Oczywiście, że chcę! - odparł oburzony. - Ale chodzi o to, że to jeszcze dziecko. Nie chcę jej skrzywdzić, a jeśli codziennie bym ją widział, nie wytrzymałbym do najbliższej pełni.

- Więc co chcesz zrobić? - chłopak kucnął obok swojego przyjaciela.

- Ona mnie nie zna. Nie wie, jak mam na imię i chyba mnie nie widziała - odpowiedział. - Będę jej unikał, dopóki nie będzie gotowa.

- Ale ona cię za to znienawidzi.

- I trudno - oznajmił białowłosy.

Nabrałam głęboko powietrza. Znowu zaczęłam widzieć, co było przede mną. Ale co to było?

Jakaś wizja? Wspomnienie?

- Cz-czego ode mnie chcesz? - wyjąkałam. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to, aż tak słabo, jak w mojej głowie.

- Będę z ciebie codziennie pił krew, dopóki nie umrzesz - odpowiedział, dokładnie wypowiadając każde słowo.

Przełknęłam ślinę.

Teraz to się bałam.

Naprawdę.

- Twój mate zabił moją siostrę, więc ja zabiję ciebie. To sprawiedliwy układ - uśmiechnął się półgębkiem.

- Sprawiedliwy? - krzyknęłam, nie wytrzymując. - To nazywasz sprawiedliwością!?

Wampir szybko pokonał odległość między nami.

- Jak najbardziej - szepnął, wbijając mi kły w szyję.

Powoli zaczęłam zasypiać.

Ciekawe, ile dni potrwa mu wysuszenie mnie z krwi? Tydzień, więcej?

Bret, przepraszam - przekazałam mu w myślach. Módlmy się, żeby to coś dało.  - Cofam zakaz - oznajmiłam i zamknęłam oczy.

Nie znam go ✔Where stories live. Discover now