8. Rozmowa

21.1K 1.2K 330
                                    

~ Miley ~

Jęknęłam, otwierając oczy.

Z wczoraj pamiętam tylko urywki wspomnień.

Chwila... Jak ja się znalazłam w moim pokoju?

Kojarzę tylko tego czarnowłosego... Miał na imię Mike? Nie wiem.

I Breta. Jego pamiętam dobrze. Uratował mnie przed tym Mike'm, czy jak mu tam.

Usiadłam na łóżku. Głowa mnie lekko bolała i czułam, że zawiodłam mojego mate.

Zajebiście. Czyli teraz jeśli mi nie wybaczy, będę przymulona?

Postawiłam stopy na zimną podłogę. Byłam w mojej piżamie, więc albo ktoś mnie przebrał, albo zrobiłam to sama.

Weszłam do łazienki i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.

Moje rozpuszczone włosy wyglądały jak gniazdo dla ptaków, a makijaż na twarzy się rozmazał.

Innymi słowy, wyglądałam jak potwór.

Zdjęłam z siebie ubranie i weszłam pod prysznic.

Kiedy ciepła woda zetknęła się z moim nagim ciałem, od razu poczułam się lepiej.

Westchnęłam i zabrałam się za mycie włosów.

~*~

Zeszłam na dół po schodach. Chciałam jakoś odreagować lekkiego kaca, więc ubrałam na siebie leginsy i stanik sportowy, z zamiarem pobiegania.

Rozejrzałam się po parterze.

Kilku chłopaków patrzyło na mnie, ale kiedy tylko przeleciałam po nich wzrokiem, od razu się odwrócili.

Nie obchodziło mnie, że wyglądałam wyzywająco. Alfa pewnie i tak myśli, że chodzę w dresach i swetrach, bo czuję się do niego przywiązana.

Poprawka! On pewnie myśli, że jestem jakimś rozpieszczonym pasztetem.

Oczywiście czuję się do niego przywiązana, no ale bez przesady.

Alfa jest dupkiem.

Wyszłam na świeże powietrze.

18 kwietnia. Jutro moje piętnaste urodziny.

Ruszyłam biegiem do mojego miejsca. Ostatnio byłam tu przedwczoraj, a nie chciałabym go zaniedbywać.

Po drodze mijałam kilka zwierząt. Gdybym nie była człowiekiem, tylko wilkołakiem, to pewnie rzuciłabym się na nie dla zabawy.

Ale ja żyję w zgodzie z naturą. Kocham las i intensywne treningi, a zwierzęta uwielbiam wręcz tak mocno jak taniec.

Na moją polankę dotarłam dość szybko i przykucnęłam przy jeziorku, aby nieco odpocząć.

Zanurzyłam złączone dłonie w wodzie i przetarłam sobie nimi twarz.

Westchnęłam, otwierając oczy.

W odbiciu tafli kogoś zobaczyłam.

- Hej - odwróciłam się do Breta, wstając.

Podeszłam kilka kroków.

Tym razem miał na sobie ciemnozieloną bluzę z kapturem (oczywiście założonym na głowę) i białe jeansy.

- Hej - odpowiedział, posyłając mi lekki uśmiech.

- Skąd wiedziałeś, że tu będę? - zmarszczyłam brwi.

- Nie wiedziałem - wzruszył ramionami.

- Akurat.

- Gdybym cię śledził, alfa by mnie zabił - oznajmił, patrząc na mnie spode łba.

- Wątpię. Ten dupek ma mnie gdzieś i pieprzy dziwki po kontach - odparłam.

- Skąd wiesz, że to robi? - uniósł brew.

- A co ty byś zrobił, gdyby twoja mate była za młoda na seks? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Poczekałbym, aż byłaby gotowa.

Prychnęłam.

Akurat.

Alfa niby nie pieprzył się od sześciu lat? Wolne żarty.

On pewnie już ma jakieś choroby weneryczne.

Alfa nie czeka, aż będę dorosła. Po prostu myśli, że jestem jakimś pasztetem, który sobie grzecznie na niego poczeka.

Nigdy.

Usiadłam na trawie, tuż obok jeziorka.

- Nie pamiętam prawie nic z imprezy, ale dzięki za ratunek - mruknęłam, nie patrząc na niego. To rozmyślanie o alfie tylko pogarsza mój stan.

Ukryłam twarz w nogach, aby zasłonić łzy.

- Dlaczego płaczesz? - białowłosy kucnął obok mnie.

- Nie płaczę, to alergia - odparłam, podnosząc twarz.

- Na co?

Na życie.

- Nieważne - wstałam, chcąc pójść na śniadanie.

Chłopak zatrzymał mnie w pół kroku, chwytając za nadgarstek.

- Najpierw odpowiedz.

- Po co? - warknęłam.

- Bo chcę to wiedzieć - podszedł kilka kroków, uważnie lustrując moją twarz.

- To przez niego - burknęłam.

- Kogo?

- Alfę. Tego zasranego tchórza - warknęłam.

Szarooki poluźnił uchwyt na nadgarstku.

- Jak to może być jego wina, skoro nigdy go nie widziałaś? - zapytał podejrzliwie.

Momentalnie się we mnie zagotowało.

- Widziałam go pod postacią wilka, sześć lat temu.

- Nie o to mi chodzi.

- To o co!? - krzyknęłam na pół lasu.

- Nie krzycz - zarządzał. Spojrzałam na niego, pozwalając mu dojść do słowa. - Dlaczego to wina alfy, skoro nigdy go nie widziałaś?

- Właśnie o to chodzi! Nigdy mi się nie pokazał, a zamiast tego mnie oznaczył i muszę znosić ból, kiedy gdzieś wyjeżdża - wskazałam na swoją szyję, gdzie znajdowało się ugryzienie.

- A nie przyszło ci do głowy, że on też cierpi?

To pytanie mnie zmyliło. Tak właściwie... No oczywiście. Przecież on też odczuwa ból rozstania.

Spuściłam głowę.

- Mogę już iść? Jestem głodna - szepnęłam.

- Dobrze, tylko... - odchrząknął i zdjął bluzę, podając mi ją. Dostrzegając moje zdziwione spojrzenie, zaczął wyjaśniać. - Na pewno już trochę mną pachniesz, bo długo tu stoimi, a ty jesteś w staniku i...

- Wataha by pomyślała, że ze sobą spaliśmy - dokończyłam. Jakoś dziwnie było mi myśleć o tym, żeby ja i Bret... Nie, to śmieszne. - Ale to sportowy stanik.

- Chcesz się kłócić o bieliznę? - zapytał.

Wzruszyłam ramionami i nagle jak na zawołanie, zaburczało mi w brzuchu.

- Chyba lepiej się już zbierać - oznajmił, uśmiechając się drwiąco.

Westchnęłam, a na moje policzki wpłynął rumieniec.

Ruszyłam do lasu, zostawiając za sobą Breta i zarzucając na głowę ciemnozielony kaptur.

Nie znam go ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz