9. Zakupy

21.2K 1K 154
                                    

~ Miley ~

Weszłam do kuchni, gdzie już czekało na mnie pyszne śniadanie zrobione przez Stacy.

Kobieta stała przy wyspie, popijając kawę z filiżanki.

Usiadłam na swoim miejscu i spojrzałam na nią.

Coś mi tu nie pasowało.

- Stacy? - przeciągnęłam pytanie.

Kucharka spojrzała na mnie.

- Tak, Miley? - uśmiechnęłam się na to, że wciąż trzyma się mojej prośby, aby mówiła mi po imieniu.

- Chyba coś kombinujesz - stwierdziłam, opierając rękę na policzku i lekko przechylając głowę.

- Ja? No cóż... Może trochę przesadziłam z solą w jajecznicy - wzruszyła ramionami.

Była spokojna.

Za spokojna.

- Nie chodzi mi o to, że chcesz mnie otruć - machnęłam dłonią. - To ma coś wspólnego z moimi urodzinami, prawda?

Wilczyca wzięła łyk swojej kawy i unikając mojego wzroku, podeszła do miseczki z owocami, wyciągając świeżą gruszkę.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - ugryzła kawałek.

- Ale Stacy - jęknęłam zdruzgotana. - Naprawdę nic mi nie możesz powiedzieć? - kobieta zaprzeczyła głową.

Westchnęłam i nabrałam na widelec trochę jajecznicy.

- Przeznaczona Ryana jedzie dzisiaj z tobą na zakupy - burknęła.

- Idziemy same? - zapytałam podejrzliwie. Nie wiem, czy gdyby alfa dowiedział się o tym, co zdażyło się w klubie... Albo raczej zdażyłoby się, pozwoliłby mi gdzieś samej wychodzić.

Ale mam nadzieję, że Bret nic nikomu nie powiedział.

- Tak. Coś mi się wydaje, że skoro idziesz razem z kimś, to nic ci się nie stanie - uśmiechnęła się miło.

Ha ha, ha ha... Ha... Ha. Nie no, powaga, Miley!

- Kiedy?

- O dziesiątej.

Spojrzałam na zegarek.

09.47. Mam jeszcze trzynaście minut.

Pochłonęłam szybko posiłek i pomknęłam do swojego pokoju.

Zdjęłam z siebie ciemnozieloną bluzę Breta, a potem przebrałam jeszcze stanik na jakiś wygodniejszy.

Założyłam biało-czarną koszulkę w poziome paski, na ramiączkach i szare jeansy do kostek oraz turkusowe conversy.

Włosy zostawiłam rozpuszczone, a makijażem nawet się nie przejmowałam.

Nie potrzebne mi dobre wrażenie u innych.

Nawet u alfy.

Zbiegłam po schodach z zamiarem poczekania na Megan.
Szatynka jednak już tam stała i wyglądała na zniecierpliwioną.

- No nareszcie! Co tak długo? - zeskanowała mnie wzrokiem.

- Jestem przed czasem - wskazałam na zegarek na swojej lewej ręce, który ukazywał 09.58.

Nie znam go ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz