2.Impreza...

65.1K 2.6K 223
                                    

 Ostatni raz spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i uznałam, że pomimo lekkiego zmęczenia wyglądam całkiem nieźle. Moje ciało opinała mała czarna ze średnio wyciętym dekoltem, na szerszych ramiączkach. Zrobiłam lekki makijaż, blond włosy sięgające do pasa spływały pasmami po moich plecach. Całość dopełniały czarne szpilki i mała torebka.

 W klubie było już tłoczno, ale mimo to bez problemu znalazłam grupkę swoich przyjaciół, siedzących przy jednym ze stolików. Gdy dotarłam do nich, od razu wznieśliśmy toast za koniec studiów. Niestety David nie mógł do nas dołączyć. Po kilku drinkach ruszyliśmy na parkiet. Tańczyliśmy i śmialiśmy się przy tym. Alice w pewnym momencie zapatrzyła się na coś, na początku pomyślałam, że jakiś przystojny chłopak wpadł jej w oko, więc spojrzałam w tę samą stronę, co ona....

 Zamarłam na widok jaki zobaczyłam, otóż był to przystojny koleś, a dokładniej mówiąc Nathan, mój chłopak, całujący się z jakąś laską. Mówił mi, że ma delegację z pracy i nie będzie go przez parę dni. Od razu ruszyłam w kierunku pary. Chłopak w chwili, gdy mnie zobaczył, odepchnął  dziewczynę.

 - Jak mogłeś? - Nie czekałam na odpowiedź, tylko uderzyłam go z liścia i powiedziałam:

 - Z nami koniec, nie chcę cię znać!

 -Ana, ale dla mnie ona nic nie znaczy, proszę...

 - Jak to nic nie znaczę?! Przecież sam mi powtarzałeś, że zamierzasz z nią zerwać... - odezwała się ruda. Postanowiłam resztkami sił się opanować, żeby się na nią nie rzucić.

 - Dla mnie ty też już nic nie znaczysz. Teraz tylko żałuję, że straciłam swój czas na takie zero, jak ty. Szczęścia życzę! - Chłopak nie miał szansy na powiedzenie czegokolwiek, bo od razu odwróciłam się i zniknęłam z pola widzenia, w tłumie ludzi. Usiadłam przy stoliku i piłam czystą wódkę. Zawsze to pomagało.

 - Hej, Ana, nie smuć się, nie był ciebie wart - pocieszała mnie Izabella.

 - Gdybym to widział, ten koleś by już nie wstał z podłogi, za to, co ci zrobił Anni - przytulił mnie Michael.

 - Kochani jesteście, ale nie zamierzam rozpaczać za idiotą. Tak w ogóle będę się zbierała, późno już. Pożegnajcie resztę w moim imieniu. - Przytuliłam Belle i Michaela na pożegnanie. Kierując się w stronę wyjścia ujrzałam przy barze mężczyznę o intensywnie niebieskich oczach. To był on, Oliver Johnson. Przypatrywał mi się, a ja już ledwo powstrzymywałam łzy, kilka mi poleciało, ale szybko je otarłam i wyszłam. Jedno pytanie chodziło mi po głowie: co on tu robi? Idąc ulicą, nawet nie spostrzegłam, że po moich policzkach spływają łzy. Byłam załamana. Po kilku minutach drogi byłam w mieszkaniu. Mój telefon dzwonił cały czas. Nie zamierzałam już z Nim rozmawiać. Nie było o czym. Wzięłam szybki prysznic i poszłam spać. Przez godzinę płakałam, po czym zasnęłam.

 -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Wyraźcie swoją opinię, bardzo mi na tym zależy, aby poznać wasze zdanie.

 Czyta to w ogóle ktoś?

 Anastazjaa ;)

Jedno słowo / Dwa słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz