- Przepraszam, Zuko...

- Nie masz za co przepraszać. - zgarnął jej włosy z twarzy i uśmiechnął się - Chodźmy do reszty, pewnie się zastanawiają gdzie jesteśmy.

Sana przytaknęła i chwyciła go za rękę, po czym razem wrócili się do teatru. Wytrzyma to dla niego. Nie mogła sobie wyobrazić co On i Aang czuli.

Do końca unikała patrzenia na scenę jak ognia. Jednak zakończenie wyprowadziło ją z równowagi. Nie mieli prawa przewidywać przyszłości, w dodatku źle. Aangowi się uda i była tego pewna. Niestety inni nie czuli tego co Ona, a tak oczywista wizja zmyła ich nadzieję na wygraną wojnę.

.

- Zuko?

Sana podeszła do chłopaka, siadając po chwili obok niego.

- Chciałam porozmawiać. - nie słysząc żadnej odpowiedzi, zaczęła mówić - Co się stanie podczas komety Sozina? Boję się, że Aang nie da sobie rady, że my nie damy sobie rady. Co jeśli ktoś nie da rady, albo zostanie ranny? Co jeśli ty zostaniesz ranny?

- Nie zostanę. Nikt nie zostanie. Wygramy to.

- Nie wierzysz we własne słowa, prawda?

Zuko nie odpowiedział, a Sana przetarła czoło. Wydarzenia które miały nadejść były całkowicie nierealne, jakby słuchała powieści, a nie faktycznie brała w niej udział. Za parę dni wszystko miało stać się o wiele lepsze lub o wiele gorsze. Nie było miejsca po środku. Nie dla nich.

- Wierzę w moje słowa.

Sana spojrzała na niego, lekki uśmiech zagrał na jej wargach.

- Po prostu boję się o przyszłość. Jeśli zwyciężymy, to ja zostanę władcą ognia i nie wiem czy temu podołam. Nie wiem czy tego chcę.

- Zuko, będziesz wspaniałym władcą. Dasz sobie radę, a ja zawsze będę obok by ci pomóc. - Położył dłoń na jego głowie i przysunęła się wolno, składając na jego ustach subtelny pocałunek - Wszystko będzie dobrze. Ty tak uważasz, więc ja też jestem dobrej myśli.

- Kocham cię, Sana.

Miłe uczucie rozlało się po jej sercu, gdy usłyszała słowa chłopaka. Pierwszy raz.

- Ja ciebie też.

.

Sana poczuła małe kropelki potu na czole, gdy kolejny raz powtórzyli w trójkę sekwencję. Ogień przeciął powietrze, rozgrzewając otoczenie.

- Bardzo dobrze, Aang. Sana, źle ustawiasz nadgarstek. Skręć go bardziej w prawo przy kopnięciu.

Brunetka przytaknęła i westchnęła, słysząc kroki. Sokka stanął obok nich i uśmiechnął się na swój dziecięcy sposób.

- Czego chcesz? - Zuko nie musiał się odwracać by wiedzieć, kto znowu im przeszkadza. Piąty raz, jeśli nie pomylił się w obliczeniach.

- Katara mówiła coś o soku arbuzowym. - wskazał na plażę - I o budowaniu zamków z piasku.

Aang spojrzał na niego, gdy usłyszał słowo "budowanie". Para wiedziała już, że trening się skończył.

- Nie mamy na to czasu, Aang. Musimy... - nie dokończyła, bo chłopiec już pobiegł z Sokką na plażę - O mój boże.

- Nie wierzę w to! Mamy tak mało czasu, a On marnuje czas na głupie zabawy!

- Spokojnie, Zuko.

- Nie będę spokojny!

Na placu nastała cisza, gdy Zuko odszedł gdzieś, a Sana z westchnieniem usiadła na ziemi i najzwyczajniej na świecie położyła się i zaczęła obserwować chmury. Lubiła je, od zawsze. Sielanka nie potrwał jednak długo, bo usłyszała niespokojne krzyki i ujrzał płomień wyłaniający się zza drzewa. Natychmiast wstała i pobiegła na plażę, by zobaczyć rozdeptaną miniatirę Ba Sing Se i spalone drzewa. Ślad prowadził do domu letniego władcy ognia, w którym przebywali. Dotarła tam akurat w momencie, w którym ostry podmuch wiatru wyrwał okno i wyrzucił parę dzbanów oraz jakąś postać na ziemię. Sana podbiegła do niej, przygotowywując się na ewentualną obronę.

- Zuko?

Sana podała mu rękę i pomogła wstać, słysząc że reszta już dobiegła na miejsce, a Aang wylądował lekko obok niej.

- Może mi ktoś powiedzieć co się właściwie stało?

- To się stało, że twój chłopak prawie zabił Aanga. - Sokka wskazał wściekle bruneta, który prawie gotował się z wściekłości.

- Żartujecie sobie ze mnie?

Wszyscy wyglądali całkowicie poważnie. Czyli to jednak była prawda.

- Co innego miałem zrobić żebyście zrozumieli powagę sytuacji?! Za moment będzie za późno by cokolwiek zrobić, a wy nie jesteście ani trochę przygotowani! Zostało parę dni do komety Sozina!

- Właściwie, to zamierzałem zmierzyć się z Ozai'em po komecie. - Aang wyglądał na przybitego, prawdopodobnie wiedzą, że za niedługo będzie musiał odebrać czyjeś życie.

- Nie rozumiecie. Wtedy będzie za późno. - Zuko nigdy nie chciał im tego mówić, ale nie miał wyjścia - Gdy wróciłem do stolicy jako książę, ojciec traktował mnie jak swoją prawą rękę. Na naradzie wojennej ciągle pytał się mnie o zdanie, również w przypadku ludzi królestwa ziemi. Powiedziałem mu, że tak dobrze się trzymają dzięki nadziei. Stwierdził, że trzeba ją im odebrać. Azula chce spalić całe ich ziemie na popiół. Żałuję, że nic wtedy nie powiedziałem, naprawdę żałuję.

- Chcą zrobić to w dzień przelotu komety Sozina?

Zuko przytaknął, a Sana z przerażeniem ściskała swoje ręce. Wszystko układało się źle, i to bardzo.

- Nie możemy na to pozwolić. Musimy pokonać Ozai'a w dzień komety Sozina. Nie mamy wyjścia.

Surrender ─ ZukoWhere stories live. Discover now