12.

2.9K 212 15
                                    

Sana obserwowała uważnie ruchy wykonywane przez Aanga i Zuko. Przy każdej sekwencji ogień wydobywał się z ich pięści, a oni sami wyglądali na poważnych i skupionych. Skończyli sekwencję z zadowoleniem na twarzach.

- Ładnego tańca się tam nauczyliście.

- To nie jest taniec, Sokka. To formacja magów ognia mająca tysiąc lat. - Zuko odpowiedział z rękami założonymi na piersi. 

- Więc jak się nazywa? - Katara uśmiechnęła się złośliwie

- Tańczący smok... - brunet fuknął, gdy wszyscy zaśmiali się.

- Mi się podobało. Masz grację, Zuko. - Sana prychnęła śmiechem na słowa Toph, która zajadała się orzechami znalezionymi w lesie.

Sana obejrzała się za Sokką i Zuko, gdy odeszli na moment o czymś porozmawiać. Odwróciła się w stronę ogniska by ogrzać sobie ręce. Oparła głowę o filar i nie zauważyła nawet gdy zasnęła, słysząc radosne głosy.

.

Głośne tupanie rozniosło się echem po świątyni i wybudziło ze snu brunetkę opartą o kolumnę. Sana przetarła oczy, upewniając się, że dobrze widzi. Sokka zakradał się w stronę Appy w pełnym uzbrojeniu.

- Sokka?

Chłopak zatrzymał się w połowie drogi, wiedząc, że został złapany. Odwrócił się do Sany, uśmiechając się błagająco.

- Co robisz w środku nocy zakradając się do Appy? 

- Eee... Chciałem iść tylko na ryby.

- W pełnym uzbrojeniu?

 - Proszę, nie mów Katarze. Muszę zrobić coś ważnego. - pobiegł w stronę bizona mając nadzieję że uda mu się uciec. Gdy wspiął się na siodło pisnął jednak przestraszony, spadając z sierści - Co tu robisz?!

- Nie pozwalam ci wyruszyć na pewną śmierć - Zuko wychylił się zza siodła, wyciągając kawałek papieru - Oh, cześć, Sana.

- Co wy dwoje chcecie zrobić? Mam obudzić wszystkich, czy się w końcu odezwiecie?

- Chcę uratować mojego tatę z więzienia. Wiem gdzie może przebywać, a nie chcę go tam zostawiać samego, zdanego na łaskę tych... tych... Nie wiem, pluskw?

- A ty zamierzasz mu pomóc? 

- Tak. Nawet jeśli nam nie pozwolisz, wyruszymy, wiesz o tym?

- Zdążyłam się domyślić.

- Według listu, który wam zostawiamy, pojechaliśmy na ryby, dobrze?

- Uważajcie na siebie. I jeśli spotkacie kobietę o imieniu Nori lub mojego Ojca, Neda, proszę powiedzcie im, że ich kocham.

Sana obserwowała jak Sokka i Zuko odlatują wojennym balonem narodu ognia. Zbeształa się w myślach za nadzieję, że Nori lub jej tata żyją. Było to niemożliwe. Oddział Neda został zmieciony z powierzchni ziemi, o czym raczono ją poinformować w fabryce. Śmierć Nori widziała na własne oczy. Przetarła powieki, by się nie rozpłakać. Miała wystarczająco dużo zmartwień na głowie, a musiała się uczyć by móc walczyć na wojnie. Czuła potrzebę pomocy awatarowi. Nie wiedziała jakie jest jej przeznaczenie, ale chciała wyrządzić na świecie tyle dobra, na ile pozwalała jej silna wola. 

Odetchnęła głęboko, skupiając się.

Dokładnie powtarzała każdą formę, jaką Zuko zdążył jej pokazać. Zamknęła oczy i oddychała zgodnie z ruchami jej ciała. Czuła charakterystyczne ciepło w dłoniach, gdy niszczyła kolejne wyimaginowane cele. Mijały minuty, a ona nie przestawała, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Mięśnie zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa, a oddech nie mogł się wyrównać, gdy w końcu zatrzymała się, czując ciepło pierwszych promieni słońca. Usiadła na ziemi, kładąc ręce na kolanach i wyciszając się. Wyrzuciła z głowy wszystkie złe wspomnienia i smutki. Odetchnęła głęboko, czując energię przepływającą przez jej ciało.

- Dzień dobry. - młody chłopiec na wózku podjechał pod fontannę. - Nie mieliśmy jeszcze szansy się poznać, jestem Haru.

- Sana. - brunetka uśmiechnęła się przyjaźnie, nie zmieniając pozycji.

- Mam do ciebie małą prośbę. Otóż odkryłem tajemny zjazd na zachodnim skrzydle, ale nie wiem co jest na dole. Potrzebuję kogoś, kto w razie czego może zachamować i uniknąć wypadku.

- Chcesz żebym zjechała przed tobą?

- Dokładnie. - Haru uśmiechnął się prosząco

- No dobrze. Ale jeśli na dole będą pająki, to pożałujesz!

Zabawny ton Sany rozśmieszył chłopaka, który od razu zaprowadził ją do miejsca, o którym mówił. Niewielka dziura w ścianie, ukryta pod firanką, która ze starości samoistnie się podarła.

- Wygląda strasznie.

- Toph powiedziała, że jest czysty, ale nie potrafiła powiedzieć co jest na końcu.

- Chyba nie mam wyboru... Jeśli nie będę się odzywała, wołaj po pomoc - zażartowała, siadając na krawędzi tunelu. Po chwili przechyliła się, a grawitacja wygrała, ciągnąc ją w dół.

Tunel był wyłożony czymś śliskim i całkowicie odcięty od światła. Sana mknęła z przerażającą prędkością i uśmiechem na twarzy w dół, krzycząc w euforii. Adrenalina krążyła w jej żyłach, gdy pędziła w ciemności. W porę opamiętała się, widząc światło. Nie wiedziała co jest u wylotu, a nie chciała zginąć nabita na kamień. Gdy całkowicie się zatrzymał, przeszła na czworakach ostatni odcinek, wpatrując się w dół. Oparła ręce o krawędź, wychylając się. Wylot jaskini prowadził do wielkiego pomieszczenia. Prosto zbudowany kwadrat był przeraźliwie zimny, a mniej więcej do połowy jego wysokości sięgała woda, która nazbierała się tam przez pojedyńcze dziury w suficie. Przez całe sto lat pojedyńcze krople zapełniły zbiornik.

Ciecz wyzwalała odór stęchlizny, przez który Sana poczuła mdłości. Wycofała się, zastanawiając jak wróci na górę. Nie pomyślała o tym wskakując do dziury. Wydawała się ona o wiele mniej stroma gdy próbowała na nią wchodzić, ale i tak miała małe trudności. W końcu wygramoliła się z niej, od razu kręcąc głową do Haru.

- Tylko deszczówka, ciężko się stamtąd wraca. Przykro mi.

- Nieszkodzi, przecież to tylko zjeżdżalnia. - Haru uśmiechnął się przyjaźnie. Sana pomyślała sobie wtedy jak niesprawiedliwe jest, że to On skazany jest na życie bez władzy w nogach, mimo że nie zorbił niczego złego. Świat bywa niesprawiedliwy - Może pograsz ze mną i żądełkiem w chowanego? Może to dziecinne, ale z braku wyboru tylko tak możemy się rozerwać i nie myśleć o...

- Wiem, Haru. Z chęcią z wami zagram, ale ostrzegam, że nie macie ze mną żadnych szans - powiedziała uśmiechając się chytro.

Resztę dnia spędziła na unikaniu myśli o tym, co miało się stać. Bawiła się lepiej niż kiedykolwiek, nawet gdy musiała gonić z żądełkiem wózek ich przyjaciela, w którym znów zepsuły się hamulce. Zasnęli zmęczeni, ale wypoczęci i z dobrym humorem, który udzielił się snom Sany. Miała przed oczami wizję jej i Zuko rozmawiających w spokoju, bez żadnych napięć i sekretów, przy świetle księżyca. Żadne ciśnienie nie ciążyło jej na sercu, gdy schyliła się i pocałowała go delikatnie, a On odwzajemnił gest. Delikatnie, jakby wyczuwał w którym momencie przestać. Budząc się rano żałowała, że musiała przerywać sen, ale była również przerażona tym, co się stanie. Nie kochała swojego przyjaciela, prawda? Był dla niej bliski i gdyby musiała, z pewnością poświęciłaby dla niego życie, ale nie myślała o nich w ten sposób. Wizja jego złotych oczu przyglądających się jej bez zobowiązań ciążyła jej w głowie bez ustanku, nie pozwalając się skupić.

To nie mogła być prawda.

Surrender ─ ZukoWhere stories live. Discover now