13.

2.9K 203 16
                                    

Aang i Katara cały kolejny dzień spędzili w świątyni, ćwicząc magię wody na zmianę z magią ognia. Sana uczyła się z awatarem, poprawiając siebie nawzajem i prowadząc do perfekcji. Chłopiec szczerze mówił gdy robiła coś źle, a Ona robiła to samo, traktując go jak równego sobie. Podobało mu się to. Najgorszą rzeczą w byciu awatarem, oczywiście oprócz obowiązku pokonania Ozai'a, było wywyższanie go wśród ludzi. Czuł się równo z Katarą, Saną, nieznajomym sprzedającym torby w Ba Sing Se i bezdomnym wędrującym po kraju. Czuł pogardę tylko dla żołnierzy ognia, którzy nie mieli szacunku dla równowagi świata i pokoju. Nie potrafił czasami pojąć jak można być tak złym.

- Jeśli dobrze pamiętam, ręka musi być bardziej wyciągnięta z barku, a całe ciało z nią.

Sana poprawiła się, słuchając wskazówek Aanga. Powtórzyła ruch z o wiele lepszym efektem, którym był pierścień ognia zaciskający się wokół kamienia stojącego na środku placu. Był to już piąty przedmiot, który służył za cel, ponieważ reszta nie wytrzymała. Ten również nie miała się dobrze, co potwierdziło się gdy rozpadł się, dobity techniką Sany.  Toph bez słów posłała kolejny, nie oczekując nawet podziękowań. Które i tak dostała od Aanga i dziewczyny jednocześnie.

Sana martwiła się małą wycieczką Sokki i Zuko. Jej przyjaciele nabierali podejrzeń, ale ona nic nie mówiła, tłumacząc że po prostu nic nie wie. Wyprawy na ryby nie trwały tak długo.

- Hej, Sana? - Aang pstryknął jej palcami przed nosem, chcąc zwrócić jej uwagę - Co jest?

- Nic, nic, zamyśliłam się. Zastanawiam się dlaczego Zuko i Sokka jeszcze nie wrócili.

Posługiwała się zwrotami, które nie były kłamstwami. Czułaby się jeszcze gorzej karmiąc ich kłamstwami, więc nie mówiła po prostu prawdy. Zaczęli z Aangiem powtarzać ruch przekazujący błyskawicę, gdy dostrzegła mały ruch na niebie. Podeszła do krawędzi, zasłaniając ręką oczy, by słońce nie psuło jej wizji. Widząc nieznajome statki powietrzne zawołała Katarę, która natychmiast przybiegła, zaalarmowana.

- Naród Ognia. - szybko podjęła decyzję, nie marnując nawet sekundy - Toph, Aang, chodźcie tu! Haru, Żądełko i reszta, schowajcie się!

Wszyscy wykonali polecenia, włącznie z Toph i awatarem. Gotowi do walki, ustawili się. Statek wylądował, a drzwi otworzyły się. Sana była spięta do ataku, gdy wyszedł z nich Sokka, a za nim Zuko.

- Co się...

- Byliśmy na rybach. - Sokka z uśmiechem pokazał statek.

- Czyli nie macie jedzenia? - Toph jak zwykle obojętnie oparła się o ścianę, a Sana uśmiechnęła się.

- Nie jest to jedzenie, ale mamy ze sobą całkiem niezły łup.

Z okrętu wyszły jeszcze trzy osoby. Mężczyzna o ostrych rysach twarzy, do którego Katara natychmiast podbiegła z uśmiechem, nieznana dziewczyna oraz mężczyzna, którego nie tylko Ona nie znała. Posmutniała, wiedząc że Nori tam nie było. Wiedziała, że nie żyje, ale miała nadzieję. Ślepą nadzieję. Mężczyzna nie mógł być jej ojcem. Jej mama oraz Nori zawsze mówiły że Sana odziedziczyła po nim wszystko, ale nie oczy, które on miał zielone. Ewenement. Nieznajomy szybko odszedł, spoglądając na Sokkę swoimi niebieskimi oczami w podziękowaniu.

Zuko podszedł do Sany, łapiąc ją za rękę. Wiedział, że się domyśliła. Nie potrzebowała wyjaśnień ani szczegółowego raportu, wierzyła że się starał. To Ona była głupia, robiąc sobie błędną nadzieję na coś niemożliwego.

Słońce powoli zachodziło, gdy ostatnie osoby zbierały się z ogniska. Suki była świetna, dziewczyny od razu poczuły pewnego rodzaju więź. Rozmawiały po cichu, gdy Katara i Sokka opowiadali ojcu o wszystkim, co się stało. Rodzeństwo zdążyło się przedtem bardzo pokłócić na temat bezpieczeństwa i sekretów. Zuko natomiast siedział między Aangiem i Toph, niezręcznie bawiąc się rękami. Chłopiec był w dobrym humorze, Toph natomiast rzucała kąśliwymi uwagami na prawo i lewo, czyli była w bardzo dobrym humorze. Czar zakończył się gdy Suki zasnęła oparta o Sanę, a wszyscy oprócz Sokki zdążyli sobie pójść, przepraszając. Nie stanowiło to dla dziewczyny problemu, w końcu od dawna zamiast spać trenowała po nocach. Godzina w jedną lub drugą stronę nie sprawiała jej różnicy. Sana sięgnęła po koc leżacy obok niej i opatuliła nim siebie i Suki, kręcąc głową gdy jej chłopak proponował pomoc. Cicho powiedziała mu, że ma iść spać. Ona zajmie się brunetką. Sokka po długiej przerwie zgodził się, a Ona uśmiechnęła się widząc, jak szeroko ziewa.

Suki obróciła się niespokojnie. Sana ostrożnie chwyciła ją pod nogi i podniosła, dziwiąc się jej wagą. Była niesamowicie lekka, a Sana nie należała do siłaczek. Była nawet słabsza niż zwykle. Zmartwiła się tym, ale zignorowała te myśli, niosąc ją do pustego pokoju. Położyła ją i wyszła delikatnie, rzucając jej ostatnie spojrzenie. Udała się na swoją ulubioną półkę skalną, na której najczęśniej ćwiczyła. Właśnie to przeważało w jej życiu. Trening i oczekiwanie na najgorsze.

Czas mijał coraz szybciej, gdy wymierzała kolejne uderzenia ognia. Starała się zachować różnorodność, by nie utknąć przy jednej technice. Płomienie tańczyły wokół jej. Nigdy nie potrafiła się tak wysilić, pozwolić sobie na taki wysiłek. Szybko się męczyła, co pozostawało jej niedłużne w fabryce. Dorastała, potrzebowała energi i jedzenia. Nie miała niczego. Cały dzień charowała, by zyskiwać kawałek chleba i zimną, obleśną owsiankę. Nienawidziła tego fragmentu jej życia, a zajmował jego duży kawałek. Miała jedenaście lat. Pamiętała jakby to było poprzedniego dnia.

Od śmierci jej cioci minęły trzy lata, lecz drobna dziewczynka ciągle budziła się w nocy krzycząc jej imię. Cała wioska o niej wiedziała. Grożono jej by siedziała cicho i dała ludziom spać. Nikt jej jednak nie dotykał, wiedząc że jej ojciec wciąż gdzieś tam jest. Nie obchodziło to jednak wojska narodu ognia, które wtargnęło do jej wioski drugi raz w ciągu jej krótkiego życia. Zapakowali ludzi do klatek i spalili ich domy, ponownie. Dziewczynka płakała całą drogę, cicho wycierając nosek o brzeg jej przydługiej tuniki. Myślała, że jest już dorosła, że w końcu będzie jak jej ciocia - silna i dobra. Nie było tak jednak, a cała jej siła i dobroć zniknęła gdy klatka zamknęła się na kłódkę.

Mroczki zatańczyły przed oczami Sany, gdy jej nogi odmówiły posłuszeństwa. Ledwo chwyciła się ściany, dopiero wtedy czując jak wykończona jest. Paliły ją mięśnie i nie widziała czysto. Schowała twarz w dłoniach, uspokajając oddech. Doprowadzała się do takiego stanu każdego dnia i nocy, nie zauważając tego. Tym razem jej umysł wyparł z siebie ostrzeżenia. Spojrzała w już jasne niebo. Przegapiła wschód słońca. Zauważyła trzy plamki na niebie, powoli się powiększające. Tym razem to nie mógł być Zuko lub Sokka. Tym razem Naród Ognia naprawdę zaatakował.

Surrender ─ ZukoWhere stories live. Discover now