3.

4.7K 287 37
                                    

Od razu mówię że wasze komentarze są dla mnie jak balsam na serduszko (które się łamie pisząc przyszłą fabułę ;])i bardzo za nie dziękuję!!!

- Zamierzaliśmy wyruszyć o świcie następnego dnia i udać się traktem do perłowej przystani. Stamtąd promem dopłynęlibyśmy do Ba Sing Se. Masz dokumenty, prawda?

- Możliwe, że moje rzeczy ocalały z pożaru w wiosce, ale wątpię.

- Nie przepuszczą nas bez dokumentów. - Lee podniósł głowę, patrząc Sanie w oczy - A przez wijącą gardziel nie przejdziemy sami, a na pewno nie z tobą.

- Nie powinniśmy się tak szybko poddawać, Lee. Znam kogoś, kto z pewnością przymknie na to oko.

.

Sana była zaniepokojona, gdy Lee przez długi czas nie wracał na miejsce zbiórki. Zatrzymali się by zdobyć jedzenie oraz załatwić swoje sprawy. Zostały im dwie godziny drogi do przystani, w której czekał na nich prom mający zawieźć wszystkich do Ba Sing Se - miasta pokoju. Zastanawiała ją również sprawa zmieniania imienia Lee'ego. Lub Zuko, z tego co słyszała od Mushiego gdy myśleli, że spała. Zdecydowała spytać się o to mężczyznę póki Lee nie wracał.

- Proszę Pana?

- Oh, Mushi wystarczy - uśmiechnął się w swój niewinny sposób.

- O co chodzi z imieniem Zuko? Używałeś go tylko gdy myśleliście że śpię. - podczas mówienia zaczęła zaplatać lekkiego warkocza, by choć trochę uwygodnić sobie podróż.

- Gdy Lee był mały zazwyczaj mówiliśmy na niego Zuko - wyglądał na przygnębionego i jednocześnie zdenerwowanego, co bardzo kontrastowało z jego zazwyczaj pogodnym wizerunkiem - Widzę, że już wraca.

Faktycznie, drogą szedł do nich Lee z małym workiem przewieszonym przez ramię. W ręce miał też sakiewkę wypełnioną wodą i swoje dwie szable. 

- Sana, rozpal proszę ognisko. Szykuje się dobra kolacja.

- Mamy tylko parę wiewiórek. I miskę porzeczek. Możemy równie dobrze udać się od razu do przystani i odpocząć na promie. - rzucił  worki na ziemię i zaczął przygotowywać zwierzę do drogi, nie zaszczycając Sany i Mushiego wzrokiem.

 Dziewczyna czuła się przy nim dziwnie. Nie odzywał się zbyt wiele, a przynajmniej gdy ona była w pobliżu, co ją trochę dziwiło. Był również niemiły dla swojego wujka oraz dla niej, nie wiedząc czemu. 

- Chodź, Sano, nakarm konia i wsiadaj. - Mężczyzna zbierał  ziemi swoją zastawę do herbaty, poprawiając pas.

Brunetka posłusznie zbliżyła się do zwierzęcia i wyciągnęła z siatki jedzenie przeznaczone dla niego. Niegdyś uwielbiała zajmować się zwierzętami.  Było to jeszcze zanim wojska narodu ognia przeprowadziły rzeź w miejscu, które nazywała domem. W rzezi tej zginęli ludzie, zwierzęta, duchy i serca. Dla niej najważniejsze było to, że zginęła wtedy Nori.

Sana nie miała jednak czasu by to roztrząsać, ponieważ Lee i Mushi byli gotowi do wyprawy.  Wsiadła na konia wydając z siebie ciche syknięcie gdy gojąca się rana dała o sobie znać. Wyłapała wzrokiem zmartwione spojrzenie Lee'ego, które natychmiast zamieniło się w ten znany jej chłodny, nieodgadniony wyraz. Resztę drogi przemilczała, wiedząc że chłopak wciąż za nimi idzie i wpatruje się w nią. Nie dawało jej to pokoju, tak jak cała jego postać. Nic o nim nie wiedziała, jednak postanowiła zaufać mu ze swoim życiem. 

Po dłuższym czasie stwierdziła, że cieszyła się z tego. Nawet bardzo.

.

Gdy dotarli na miejsce, jej oczom ukazała się zwykła góra. Już miała pytać na głos o co chodzi i dlaczego tam są, gdy ziemia zaczęła się trząść, a kamienne wrota prowadzące do wnętrza góry otworzyły się, ukazując morza biednych i wychudzonych ludzi. Sana zanadto się od nich nie różniła.

- Zaraz znajdziemy mojego starego przyjaciela i zdążymy jeszcze na wieczorny prom.

Cała trójka przemierzała namioty w poszukiwaniu tego jednego, który pozwoli im przedostać się do Ba Sing Se. Szli w rzędzie by nie trącać innych ludzi, więc gdy Mushi gwałtownie zatrzymał się, rozpoznając swojego starego przyjaciela, cała trójka powpadał na siebie. Lee wyszeptał kilka przekleństw, a Sana tylko zaczęła cicho przepraszać. Zyskała tylko wściekłe spojrzenie bruneta i wszyscy weszli do jednego z większych namiotów.

Zaczęła się zastanawiać czy Lee porozumiewa się tylko spojrzeniami i nie używa żadnych słów by wyrazić swoje emocje.

We wnętrzu znajdował się samodzielnie zbudowany stół i stosy papierów walające się po ziemi i szafkach. Mushi i nieznajomy, niski mężczyzna rozmawiali, podczas gdy Sana i Lee siedzieli na stołkach pod ścianą i czekali. 

- Co... Co się stanie gdy dotrzemy do Ba Sing Se? - brunetka potarła nerwowo koniec swojej bluzki, przyglądając się towarzyszowi

- Nie wiem - odwrócił się w jej stronę - Pewnie zostaniesz z nami. Wujek ma za dobre serce.

Dziewczyna odwróciła wzrok, zasmucona jego odpowiedzią. Czyli jednak chciał się jej pozbyć. Rozmyślania przerwał jej Mushi, wołający ją do stolika.

- Sano, musisz powiedzieć mojemu przyjacielowi jakie dane ma wpisać do twojego dowodu. - poklepał ja po ramieniu zachęcająco

- Panienko, imię i nazwisko twego rodu. Lub rodziny. Kolor włosów, oczu, narodowość, wiek, data urodzenia.

- Sana z rodziny... Omusha - powiedziała, improwizując - Włosy brązowe, oczy brązowe, Królestwo Ziemi, piętnaście lat. Data urodzenia to piętnasty dzień czwartego miesiąca osiemdziesiątego pierwszego roku.

Mężczyzna skrupulatnie wypełniał informacje, mrucząc pod nosem. W końcu zapisał mały znak na odwrocie i przycisnął pieczątkę, uprzednio mocząc ją w tuszu. 

- Proszę, podpisz się obok pieczątki. Ze względu na znajomości, nie będziesz musiała płacić. Wystarczy uśmiech. - podniósł jedną brew, uśmiechając się.

Sana chwyciła długopis i podpisała dokument, na koniec uśmiechając się miło do Taena - jak głosiła mała tabliczka.

Zuko wstał gdy dwójka podziękowała i udała się do drzwi. Teraz mogli bez przeszkód wsiąść na prom i odpłynąć od zmartwień. Dostać się do miejsca wiecznego pokoju.

Surrender ─ ZukoWhere stories live. Discover now