5.

3.6K 272 77
                                    

Obiecuję, że akcja się rozkręci.

Praca w herbaciarni dawała Sanie dużo radości. Nie mieli żadnych problemów, interes szedł dobrze, a po zmianach Mushiego coraz więcej osób wypytywało się o osobę, która tą przepyszną herbatę robi. Pewnego razu przyszedł nawet Jet. Porozmawiał tylko z Saną i wyszedł zanim Lee go zobaczył. Gdy brunet dowiedział się o tym, był wściekły i do końca dnia rzucał przypadkowymi rzeczami i wyżywał się na wujku i Sanie. Nie wiedziała o co chodzi, ale nie chciała być wścibska.

Po całym dniu pracowania usiadł na swoim miejscu do spania i odetchnęła, zmęczona codzienna pracą w sklepie. A było tak już od dwóch tygodni. Zero ulgi.

- Chcielibyście może po filiżance herbaty?

- Pracujemy w herbaciarni, mam dość herbaty.

- Mieć dość herbaty to jak mieć dość oddychania! Nie słyszysz chyba sam siebie, Zuko.

Chłopak zgromił go wzrokiem. Sanie wydawało się że nie lubi tego imienia.

- A ty, Sano?

- Tylko filiżankę. - uśmiechnęła się, wyobrażając już sobie minę przyjaciela

- Widzieliście gdzieś krzesiwa?

Oboje pokręcili głowami, rozglądając się po pokoju. Mushi poprosił ich o minutkę i wyszedł z pokoju, wracając z krzesiwem pożyczonym od sąsiadów,

- Co za mili ludzie, nieprawdaż, Lee?

- Oczywiście.

.

- Macie najlepszą herbatę w mieście!

- Sekretnym składnikiem jest miłość - odpowiedział Mushi na słowa oficera, nalewając mu kolejną filiżankę.

Sana wróciła z kuchni by przyjąć kolejne zamówienie, gdy przez drzwi wtargnął do środka Jet ze zdenerwowanym grymasem na twarzy.

- Mam już dość czekania! Ta dwójka to magowie ognia!

Sana spojrzała uważnie na Mushiego, który wymienił podejrzliwe spojrzenia z bratankiem. Jet w tym czasie wyjął miecz z pochwy, przygotowując się do walki.

- Przyrzekam, widziałem jak podgrzewa herbatę!

- On pracuje w herbaciarni, spokojnie, chłopcze, załatwmy to powoli i bez nerwów.

Brunetka nie wiedziała co jest nie tak z Jetem, ale nie zapowiadało się dobrze. Zrobiło się jeszcze gorzej gdy zobaczyła że Lee wyciąga miecze i biegnie w stronę chłopaka, po drodze kopiąc w jego stronę stolik, który został przecięty na pół i odepchnięty. Sana nigdy nie widziała jak Lee walczy, więc zdziwiło ją że jest aż tak dobry. I agresywny. Nikt nie próbował interweniować gdy niszczone były kolejne przedmioty, a walka przeniosła się na zewnątrz. Ruchy były tak szybkie, że Sana nie wiedziała już kto ma przewagę lub kto uderza. Zobaczyła tylko strażników przebijających się przez tłum. Lee popchnął Jeta w ich stronę, by to oni powstrzymywali jego temperament, a sam podszedł do dziewczyny i wujka. Położył brunetce rękę na plecach, pchając ją delikatnie w stronę sklepu. Widziała że dzięki walce zrobił się spokojniejszy, jakby całą wściekłość przetworzył w siłę.

- Dobrze się czujesz?

Lee przytaknął w odpowiedzi, lekko się uśmiechając. Uświadomił sobie wtedy, jak dobrą rzecz zrobił zabierając Sanę ze sobą. Zyskał przyjaciółkę, która się o niego martwiła. Nie sztucznie, nie na pokaz, nie chwilowo. Permamentnie.

.

Przechadzając się wąskimi uliczkami Ba Sing Se można był wiele zobaczyć. Zastawy, owoce, biżuterię. W niektórych miejscach sprzedawano nawet kwiaty. Idąc taką właśnie uliczką, Sana i Lee rozmawiali o nieważnych rzeczach by tylko zająć sobie jakoś czas. Wyszli tylko na spacer, ale przyciągnął się on do dwóch godzin, a nie zamierzali szybko wracać. Miło im było spędzać tak czas.

- Sana, chcesz może... Eh... Iść na herbatę?

Brunetka podniosł brew z zaskoczeniem. Doza niezręczności wpłynęła na twarz jej towarzysza, gdy przytaknęła głową z rozbawieniem. Nie wiedziała skąd w nim było tyle nieśmiałości, ale było to całkiem urocze.

- Daj mi moment, poszukam jakiegoś sklepu zielarskiego - powiedziała, odchodząc - Zaraz wrócę!

Uśmiechnęła się do niego, widząc pogodny wyraz jego twarzy. Szybkim krokiem przemierzała uliczki, próbując znaleźć sklep sprzedający korzenie szkarłatki jaskiniowej, które tak dobrze zasklepiły jej ranę. Nie zauważyła, oczywiście, grupki osób, na które wpadła mając głowę odwróconą w przeciwnym kierunku. Czyjaś silna ręka powstrzymała ją przed upadkiem na bruk. Gdy spojrzał na tą osobę, okazał się to być chłopak w jej wieku ze śmiesznym kucykiem na głowie.

- Strasznie przepraszam, znowu nie patrzyłam na to gdzie idę!

- Nic się nie stało, Sokka jest twardy. - młodszy od nich chłopiec z turbanem na głowie uśmiechnął się - Przepraszamy, ale śpieszymy się. Do zobaczenia!

Sana również mu pomachała, decydując się na powrót do przyjaciela który na pewno się już o nią martwił. Biegiem wróciła na miejsce spotkania i zobaczył bruneta stojącego z dwiema filiżankami herbaty przed czyjąś herbaciarnią.

- Przepraszam że tak długo, przez przypadek na kogoś wpadłam i dalej nie znalazłam tej maści.

- Nie dziwi mnie to. - spojrzał na nią - Że na kogoś wpadłaś.

Sana prychnęła w odpowiedzi, opierając się o niego ramieniem.

- Cieszę się, że wszystko sie tak ułożyło.

- Ja też, Sano. Ja też.

Surrender ─ ZukoWhere stories live. Discover now