4.

3.9K 268 22
                                    

Nie wiem czy wyrobię się z codziennym dodawaniem, ale będę się starać. Materiału mam na dwa tygodnie, a piszę już więcej, więc chyba nie ma problemu. Zapraszam do czytania ^^

Powietrze na jeziorze było mdłe, wilgotne. Czuć było mokry proch strzelniczy i odór zwierząt zatrutych przez statki narodu ognia. Sana nienawidziła tego miejsca bardziej z każdą minutą.

Cała trójka siedziała w kręgu. Lee niespokojnie obserwował wszystkie osoby znajdujące się na promie, a Mushi i Sana pili herbatę, spokojnie rozmawiając o nieważnych sprawach. Pierwsze godziny podróży ciągnęły się w nieskończoność. Gdy zaczęło się ściemniać, każdy dostał miskę zupy zrobionej z rzeczy o których wolała nie mieć pojęcia. Z trudem przełknęła pierwszą łyżkę, odpuszczając sobie kolację. Miała przeczucie że prędzej się pochoruje niż zaspokoi głód.

Przymknęła oczy, opierając się o burtę. Słyszała że Lee mówi coś do wujka, lecz nie przejęła się tym zbytnio. Powinna zmienić opatrunek, ale sen wydawał jej się o wiele lepszy. Nie zauważyła nawet gdy przestała kontaktować i odpłynęła. Zanim jednak zupełnie zasnęła, poczuła szturchnięcie w ramię i rozbudziła się. Westchnęła i spojrzała na bruneta siedzącego obok niej. 

- Powinnaś zmienić bandaż na noc. 

- Tak, wiem. Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam. - przetarła oczy dla pewności, by znów nie zasnąć i sięgnęła po odpowiednią torbę - Z kim rozmawiałeś? 

- Jestem Jet. - wysoki chłopak wyszedł zza cienia, podnosząc głowę - A to są moi Wojownicy o wolność, Żądełko i Strzała - wskazał na dwie postacie

- Mamy dość sposobu w jaki traktują nas ludzie wyżsi rangą. W nocy ukradniemy jedzenie którym tylko oni się żywią i rozdamy je innym.

Sana powoli przetrawiła tą informację, nie wiedząc co o tym myśleć. W końcu wydusiła z siebie tylko ciche:

- To nie jest mądre.

- Cóż, nie potrzebujemy twojego zezwolenia, tylko obietnicy, że nikomu nic nie powiesz.

Czując na sobie palący wzrok całej grupki westchnęła, przytakując.

- Nic nie powiem. Ale uważajcie na siebie.

Lee uśmiechnął się delikatnie, potakując.

- Uwierz mi, damy radę. Poczekam na ciebie.

Sana uśmiechnęła się przepraszająco, wiedząc że znów zapomniała. Szybko zaczęła wyjmować z torby bandaże i różne maści, które Mushi zawsze miał przy sobie. Odetchnęła głęboko, podwijając koszulkę i podkoszulek oraz rozwiązując stary opatrunek. Rana się goiła, i o ile nic znowu sobie nie zrobi, będzie zdrowa w czasie miesiąca. Mushi powiedział jej, że prawdopodobnie pozostanie blizna, ale starała się o tym nie myśleć. Chwytając maść zdążyła szturchnąć zawinięty bandaż z daleka od siebie, co spowodowało jej rozdrażnienie. Lee podniósł go, muskając jej rękę. Sana poczuła lekki dreszcz gdy ich dłonie się spotkały. Bez przedłużania nałożyła maść na siniaki które zdążyły już zmienić barwę z fioletowych na bure i żółte oraz odkaziła ranę. Gdy zbyt mocno dotknęła cięcia, syknęła, wzbudzając uwagę bruneta.

- Mogłem ci pomóc.

- Nie trzeba - powiedziała, wykonując ostatnie czynności - Możesz iść, skończyłam.

Chłopak przyglądał jej się jeszcze przez chwilę, a potem wstał i bez słowa przebrał swoje normalne ubrania na czarny, wygodniejszy strój. Ruszył za Wojownikami o Wolność, znikając w cieniu. Nie zobaczyła go już do momentu w którym zasnęła, myśląc o zielonych oczach.

.

Prom dotarł do Ba Sing Se godzinę za wcześnie. Wszyscy musieli wychodzić, tak jak Lee, Mushi, oraz zagubiona dziewczyna idąca obok nich. Nie zamierzali się rozstawać, bo nie mieli po co. Szukali pracy razem.

Po wielu godzinach poszukiwań i wielu błagających uśmiechach, trafili do małej herbaciarni, w której pachniało starym papierem i stęchlizną. Byłą to najlepiej płatna praca jaką w ogóle znaleźli w gorszej części miasta - tam gdzie nikt nie mógł rozpoznać dwóch uciekinierów. Trzech, jeśli liczyć Sanę i wojowników z fabryki w której ją trzymano.

Na dobry początek dostali małe mieszkanie nad sklepem, brudne fartuchy i szybką instrukcje parzenia herbaty, którą Mushi wyśmiał. Poza tym, uniform nie pasował na jego typ sylwetki. Miał za krótki sznurek. Kierownik obiecał znaleźć zapasowy sznurek na zapleczu, gdy oni mogli poczęstować się herbatą. 

- Fuj! Ta herbata to nic więcej jak gorący sok z liści. - rzucił zdegustowany mężczyzna, wycierając usta

- Tak jak każda inna herbata, wujku.

- Jak członek rodziny może mówić takie rzeczy? Musimy wprowadzić tu poważne zmiany.

Sana parsknęła cicho śmiechem, sprawiając że usta bruneta również ułożyły się w mały uśmiech.

- Nie może być tak źle. Mamy dach nad głową, pracę, pieniądze. I bardzo wam za to wszystko dziękuję.

Mushi uśmiechnął się uroczo, a Lee wywrócił oczami. Mieli przed sobą dużo pracy i dużo czasu, który spędzą razem, roznosząc herbatę.

Surrender ─ ZukoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz