Rozdział 20. Koniec.

541 32 3
                                    

Od imprezy minął tydzień.
Zyskałam kilka nowych znajomości, przyjaciół, ale straciłam najważniejszą osobę. Darie. Nie wyobrazam sobie życia bez niej. Bez zakupów, bez nocnych rozmów, bez zartów.
Próbowałam do niej dzwonić, ale nie odbierała.
Byłam u niej, ale nie otwierała.
Nic jej nie zrobiłam przecież.
Nawet nie chodzę z Bartkiem. On się do mnie nie odezwał od czasu imprezy, tylko napisał czy wszystko w porządku.
Nie nic nie jest w porządku. Daria się na mnie obraziła.
Za co?
Nie wiem.
Za nic.
Kompletnie za nic.
Zabijcie mnie.
Nie mam chłopaka
Nie mam przyjaciółki.
Nie mam nic.
Chce do mamy.
Zaczełam płakać jak maka dziewczynka. Jak wtedy jak mama mnie przytulala.
W tym momencie zadzwonil mój telefon. Bartek.
-Halo?
-Hej Emilka. Co dziś robisz?
-W sumie nic.
-Płakałas?
-Tak
-Co się stało?
-Daria.
-Jeszcze się nie pogodziłyście?
-Nie.
-Spokojnie. Wszystko będzie ok.
-No jasne. Jak zawsze.
-Spokojnie. Przyjade do ciebie, co ty na to?
-Lepiej nie. Jeszcze Daria zobaczy. Spotkajmy się lodziarni.
-No ok.
-Dozobaczenia
--Masz godzinę
-Chciałbyś
-No chciałbym.

No dobra. Godzina to godzina. Trzeba się podporządkować.
Pam pam pam trututu
Jestem gotowa.
Ide do lodziarni. Jak wyszłam, zobaczyłam jak Daria myje okna. Chciałam jej pomachać, ale udawała że mnie nie widzi. No dobra. Obraziła się za nic, to niech tak będzie. Zobaczymy kto pierwszy zatęskni.
Poszłam z podniesioną głową. Nie mogę jej pokazać że za nią tęsknie.
Doszłam do lodziarni.
Ale jakoś tak mnie tkneło. Chciałam sobie kupić wodę, więc poszłam do małego sklepiku.
Było kilka osób każdy chciał kupić co innego. Każdy miał jakieś plany na dalszy dzień.
Nagle do sklepu wpadł facet w kominiarce.
-Wszyscy pod ścianę!
Nogi się pode mną ugieły. Byłam tak sparaliżowana, że nie mogłam się ruszyć z miejsca. Kompletnie straciłam orientację gdzie jestem i która jest godzina.
-Pod ścianę wszyscy powiedziałem!
Nadal stałam w jednym miejscu.
-Bo cię kurwa rozwale!
Jakiś facet podbiegł i mnie zabrał. Potem widzialam jak facet trzyma przy młodej kasjerce pistolet. Ona wyciąga dla niego pieniądze z kasy.

Chwile potem usłyszałam jak mówi ze trochę tu pobędziemy. W końcu na zewnątrz jest policja.
Jakieś dziecko zaczęło płakać.
-Zamknij ryj!
-Przecież to tylko dziecko! Nie przestanie płakać na zawołanie!- powiedziała mama dziecka.
-Jak śmiesz na mnie krzyczeć!
Po czym strzelił do kobiety!
Zrobiła się cisza. Nawet dziecko przestało płakać, małe ciałko opadło na podłogę razem z jego matką. Było tyle krwi.
Chciałam wziąć to dziecko na ręcę, bałam się że za mocno uderzyło się o podłogę.
Jego matka leżała zakrwawiona na podłodze.
Wyciągnełam ręce aby go wziąć.
-Co robisz!
-Chce zobaczyć czy wszystko z nim w porządku
-Nie ma mowy
-Ale muszę!
-Zamknij się!
I w tym momencie poczułam dziwne ciepło na całym ciele.
Poczułam że to koniec.

Rozgrywka uczuć | B. KapustkaWhere stories live. Discover now