Rozdział 1

33.5K 1.5K 37
                                    

Jadąc autobusem do akademika czułam stres. Mogłam pójść do college'u tylko dzięki temu, że przez wszystkie poprzednie lata spędzone w szkole dobrze się uczyłam. Miałam na swoim koncie liczne olimpiady i konkursy, przez co udało mi się uzyskać stypendium. Mojej mamy nigdy nie byłoby stać na to, aby tak po prostu posłać mnie do college'u, ale nie miałam jej tego za złe. Mimo iż kobieta nie miała dla mnie czasu i pracowała po czternaście godzin dziennie, byłam jej wdzięczna za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobiła. Wiedziałam, że jako samotnej matce od początku było jej ciężko, a nie mając żadnego wsparcia w rodzicach musiała czuć się samotna. Jednakże od dziewiętnastu lat miała przy sobie mnie, a ja zawsze miałam o niej pamiętać i być dla niej wsparciem. Na stałe mieszkałam z mamą na Brooklynie, więc aby dotrzeć na Uniwersytet Stony Brook musiałam pokonać półtorej godziny drogi samochodem, którego nie miałam. W związku z tym postanowiłam przeprowadzić się do akademika, który znajdował się w pobliżu mojego college'u. Mama mocno przeżyła to, że jej córka postanowiła się wyprowadzić, ale zapewniłam ją, że było to rozwiązanie tylko do czasu aż zarobię jakieś pieniądze i zrobię prawo jazdy, na które niestety nie było nas stać. Ponadto po zrobieniu prawa jazdy musiałabym kupić także samochód, ale o tym jeszcze nie rozmawiałyśmy. Wiedziałam, że mama podobnie jak ja nie wierzyła w to, że jeszcze kiedyś zamieszkamy razem, a na razie pokonywałam drogę na uczelnię pociągiem i autobusem.

- Otwierać! - Usłyszałam spanikowany głos jakiejś dziewczyny, która uparcie uderzała dłońmi w szybę autobusu i biegła obok niego. Dosłownie kilka sekund temu drzwi się zamknęły, a krzycząca blondynka zapewne nie zdążyła wsiąść do pojazdu. - Otwórz te cholerne drzwi! - Dziewczyna po raz ostatni uderzyła dłonią w autobus i się poddała. Zmarszczyłam brwi obserwując poczynania blondynki, ale szybko o niej zapomniałam.

***

- To będzie Twój pokój - powiedziała kobieta, która od dłuższego czasu oprowadzała mnie po akademiku i otworzyła przede mną odrapane drzwi o numerze trzynaście. Nie byłam zbytnio zachwycona stanem pokoju, bo na ścianach wisiały stare plakaty po poprzednich studentach, a wszystkie meble wyglądały na przedpotopowe. Cały pokój był raczej obskurny, ale nie miałam pieniędzy na to, aby móc wybrzydzać. - Rozgość się - dodała starsza pani i czym prędzej opuściła moje lokum. Były w nim dwa łóżka, więc domyśliłam się, że wkrótce miała dołączyć jeszcze jedna osoba, ale na razie postanowiłam się tym nie przejmować. Nie lubiłam ludzi, a moim wymarzonym zawodem było sprzątanie bezludnej wyspy, ale niestety jak do tej pory nie znalazłam takiego ogłoszenia w internecie. Z westchnieniem podeszłam do jednego z łóżek i postanowiłam się rozpakować. Obiecałam mamie, że zadzwonię do niej, gdy tylko uda mi się dotrzeć do akademika, ale stwierdziłam, że nic się nie stanie, jeśli zrobię to trochę później. Byłam pewna, że mama będąc w pracy i tak nie miała czasu na spoglądanie w telefon.

- Siema! - Do pokoju wparowała jakaś dziewczyna, a ja aż podskoczyłam, gdy krzyknęła. Niedawno skończyłam się rozpakowywać, a następnie postanowiłam zaścielić swoje łóżko. - Jestem Stephanie, ale mów mi Annie - dodała, podchodząc do mnie z wyciągniętą dłonią, którą z wahaniem uścisnęłam. W międzyczasie dziewczyna zdążyła rzucić na wolne łóżko swoją torbę i kilka innych rzeczy.

- Wanessa - powiedziałam niepewnie, ale mój głos zabrzmiał tak jakbym nie rozmawiała z ludźmi od wieków. Odchrząknęłam. - Ale mów mi Ness - dodałam, brzmiąc już nieco lepiej. Z opóźnieniem zorientowałam się, że stojąca przede mną blondynka była tą samą, która krzyczała do kierowcy autobusu i waliła ręką w szybę.

- Mamy być współlokatorkami - powiedziała wesoło dziewczyna i posłała mi szeroki uśmiech. Jej osobowość sprawiała, że chciało mi się śmiać i płakać równocześnie. Cieszyłam się, że moja współlokatorka była wesoła i pełna życia, ale to sprawiało, że miałam spędzić najbliższe cztery lata w towarzystwie kogoś, kto był moim całkowitym przeciwieństwem.

- To - zaczęłam niepewnie, ale tak właściwie nie wiedziałam, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć - fajnie - dodałam, ale zabrzmiało to raczej jak pytanie. Blondynka spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami.

- Chyba nie należysz do rozrywkowych osób, co? - spytała Stephanie, uśmiechając się delikatnie. - Gdybyś miała wybrać, to którą tabletkę byś wzięła? Czerwoną czy niebieską? - dodała blondynka nieco szybciej, a ja nie rozumiałam co miała na myśli.

- Jaką tabletkę? - spytałam speszona, marszcząc przy tym nos.

- Nigdy nie oglądałaś Matrixa? - zdziwiła się dziewczyna, a jej błękitne oczy się rozszerzyły.

- Nie bardzo - przyznałam. Wraz z mamą nie miałyśmy czasu na oglądanie telewizji. Poza tym nie było nas stać na opłaty za media, więc ograniczałyśmy wydatki w każdy możliwy sposób.

- Czerwona tabletka to ostre ruchanie z przypadkowym kolesiem, a niebieska tabletka to waniliowe seks z przypadkowym kolesiem - wyjaśniła, a mnie zatkało. - To którą byś wzięła? - spytała, gdy od dłuższej chwili panowało między nami milczenie.

- A czy mogę nie brać żadnej? - spytałam niepewnie.

- Eh - burknęła Annie. - Może jeszcze mi powiesz, że jesteś dziewicą? - dodała po chwili i zaczęła wypakowywać rzeczy ze swojej torby.

- Nie, nie jestem - przyznałam niechętnie i odwróciłam się do blondynki plecami, aby powrócić do ścielenia swojego nowego łóżka.

- Musisz wybrać się ze mną na imprezę - rzuciła nagle Stephanie.

- Raczej nie chadzam na imprezy - wyznałam.

- W takim razie zaczniesz. Jeśli mamy się zaprzyjaźnić, to musimy mieć jakieś wspólne zainteresowania.

***

Moje liczne protesty nie miały znaczenia, bo moja nowa koleżanka i tak wyciągnęła mnie siłą na imprezę.

- Tak właściwie, to dokąd my idziemy? - spytałam, gdy przemierzałyśmy nieznane mi uliczki. Tymczasem Stephanie jak na osobę, która również zaczynała pierwszy rok na Uniwersytecie, była dobrze zorientowana w terenie i szła przed siebie pewnym krokiem.

- Do mojego chłopaka. To u niego jest impreza - przyznała.

- Masz chłopaka?! - zdziwiłam się nie na żarty, a Annie zaśmiała się widząc mój wyraz twarzy.

- No tak oficjalnie to nie jesteśmy parą, ale pracuję nad tym - wyznała nieśmiało Stephanie, a ja spojrzałam na nią z konsternacją. - Nazywa się Christian i mieszka niedaleko, więc będzie chodził na zajęcia razem z nami - wyznała z podekscytowaniem blondynka. Spędzając z nią czas w pokoju dowiedziałam się, że podobnie jak ja, dziewczyna zapisała się na biznes.

- A co z tymi tabletkami i tak dalej? - rzuciłam, przypominając sobie jej wywód na temat seksu z przypadkowymi facetami. Nie sądziłam, że taka dziewczyna jak ona była w stanie ulokować swoje uczucia w tylko jednej osobie.

- Po pierwsze, to była propozycja skierowana do Ciebie - zauważyła Annie. - A po drugie wkręcałam Cię - przyznała nieśmiało, na co zmarszczyłam brwi z niezrozumieniem. - Tak naprawdę, mówiąc w dużym skrócie, czerwona tabletka oznacza poznanie prawdy, a niebieska to pozostanie w nieświadomości - wyjaśniła. Nic z tego nie rozumiałam, ale jeśli naprawdę stanęłabym kiedyś przed takim wyborem, to w jednej szczególnej sprawie chciałam poznać prawdę.  

Naznaczone DuszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz