82.| Chloe

23 4 1
                                    

       Niedziela minęła mi dość przyjemnie, mimo tego, że spędziłam ją praktycznie sama. No, może nie całą...

Dlaczego sama? Ponieważ przez ten durny projekt muszę, co dwa tygodnie zostawać w internacie. Stephenie nie ma takich problemów, jej zespół jest... łagodnie mówiąc – wyluzowany. A teraz przejdźmy do drugiej rzeczy:

Dlaczego praktycznie?
Albowiem po południu ponownie spotkałam tego niebiańsko pięknego chłopaka...

***

Niedziela, jak niedziela – minęła dość spokojnie. Jednak zawsze istnieje jakieś „ale”. Nie cierpię nudy, dlatego też do małego plecaczka spakowałam butelkę wody, sakiewkę, telefon, a na nogi ubrałam rolki. Po chwili namysłu wyjęłam smartfona i zaczęłam szukać słuchawek. Kiedy wreszcie je znalazłam zakluczyłam pokój i wybrałam się do najpiękniejszego (według mnie) nowojorskiego parku. A konkretniej Central Parku.

Jadąc po chodniku, starałam się zgrabnie omijać ludzi. Zaczęłam cichutko nucić. Zagłębiłam się w świat muzyki; jednocześnie skupiałam jedną połowę mózgu na kierunku jazdy, ale reszta ciała poddawała się muzyce. Byłam tak zatopiona w myślach, że dojeżdżając do celu, straciłam kontrolę i wpadłam na młodego mężczyznę. Upadek błyskawicznie wyrwał mnie ze świata fantazji.

– Auć – jęknęłam, starając wyplątać się ze zwoi kabli.

– Nic ci nie jest? – usłyszałam zaniepokojony męski głos.

– Wszystko w porządku. Rany, tak bardzo przepraszam! Nie zauważyłam pana! – zaczęłam się szybko tłumaczyć, modląc się, żeby chłopak nie był wściekły.

– Nic się nie stało, spokojnie.

Odważyłam się spojrzeć mu prosto w oczy. W zielone oczy.

– Cóż, my się chyba znamy. – zaśmiał się nerwowo. – Wiesz co zauważyłem? Za każdym razem, kiedy cię spotkam robię co krzywdę.

– Bez przesady – zaprotestowałam słabym głosem. – Nic mi się nie stało – powtórzyłam z naciskiem.

– Tym razem – zakpił.

– Hmm wiesz – obejrzałam się na innych ludzi. – Trochę tu tłoczno. Może pójdziemy usiąść na trawie, zamiast stać na środku chodnika? – zaproponowałam nieśmiało.

Ku mojemu zdziwieniu, blondyn się zgodził.

– Wiesz, pierwszy raz umawiam się z nowopoznanymi dziewczynami – zażartował, a ja zarumieniłam się.

– Ja tylko chciałam się czegoś o tobie dowiedzieć – wypaliłam. – Cholera, fatalnie to zabrzmiało – zaśmiałam się nerwowo i przeczesałam palcami włosy.

– A czego chciałabyś się dowiedzieć? – zapytał, a w jego oczach czaiły się figlarne błyski. – Wiesz, lubię ogórkową, a po kolacji zawsze myję zęby pastą o smaku gumy balonowej.

– Nie o to mi chodziło, chociaż nawiasem mówiąc, ogórkówa to najlepsza zupa pod słońcem. Po prostu chcę wiedzieć, jak masz na imię – przewróciłam oczami. – Chyba Muszę znać imię osoby, której mam się wystrzegać. Hello?

Z nikim jeszcze nie rozmawiało mi się tak przyjemnie, nawet ze Steph. W jej towarzystwie musiałam uważać, żeby nie strzelić jakiejś gafy. Żeby nie powiedzieć niczego niewłaściwego.

Chłopak o niesamowicie zielonych oczach miał na imię Matt, co było skrótem od Matthew, lecz nie życzył sobie, abym zwracała się tak do niego.
Całe popołudnie upłynęło nam na rozmowie. Zanim się obejrzałam, było już późno.

– Muszę już wracać do domu – stwierdziłam z żalem.

– Mam dla ciebie propozycję. Co ty na to, aby spotkać się znowu za tydzień?

Na te słowa mój żołądek wykonał pięknego fikołka.

– Tak, jasne.

Następnie zrobiłam coś, czego spodziewałam się najmniej.
Wiedziona nagłym impulsem, pocałowałam Matta w policzek i życząc mu dobrej nocy, odjechałam.

102 Dni Do WakacjiWhere stories live. Discover now