89.|Marlee

31 5 0
                                    

Miękkie podeszwy nowiutkich tanjunów miarowo odbijały się od powierzchni szkolnego korytarza. Z irytacją odgarnęłam mały kosmyk włosów, który wysmyknął się ze splecionego w ostatniej chwili węzła. 

-Jak zwykle spóźniona. - Mruknęłam sama do siebie wbijając wzrok w linoleum, którym wyłożona była podłoga. Plecak coraz bardziej ciążył mi na plecach, tak jakby na początku tygodnia wypchany był siedmioma kamieniami, a ja codziennie mogłam jeden wyjąć. 

Mówiłam już kiedyś jak nienawidzę poniedziałków? Ten dzień to wymysł samego Lucyfera, przysięgam. To tak jakby zmącić idealne, pulchne i ciepłe, niespieczone jogurtowe ciasto z wręcz rozlewającym się środkiem jedną, malutką, siedzącą sobie jak gdyby nigdy nic rodzyneczką, ułożoną tak, by nie było jej widać, a jedynie czuć. Na tej samej zasadzie piękny, sześciodniowy tydzień został obdarty ze wszystkich swych uroków przy pomocy narzędzia tortur, wynalazku piekieł, istnego portalu do innego, gorszego wymiaru, ziemskiej odmiany mordoru noszącej niepozorną nazwę "poniedziałek". 

Tak uwielbiany przez nauczycieli, dyrektorów, ministrów oświaty, edukacji, oraz oczywiście przez rodziców i kolegę budzika dzień, pod swoją nie stwarzającą podejrzeń nazwą kryje odpychające wnętrze w postaci najgorszych możliwych lekcji prowadzonych, a jakżeby inaczej przez najmniej lubianych i nietolerancyjnych nauczycieli, trwających tak długo, jakby mały, leśni duszek szukając rozrywki przysiadł sobie na tarczy zegara i zatrzymał wskazówki.

Oh, zapomniałabym! Każdy poniedziałek nie mógłby się obejść bez jak największej ilości lekcji matematyki. Nie mogę o niej nawet myśleć, ponieważ gdy tylko to słowo przepłynie mi przez mózg w gromadzie innych, bezsensownych myśli moim ciałem wstrząsają dreszcze. 

I pomyśleć, że właśnie na tą lekcję zmierzałam. Na dziewięćdziesiąt minut piekła. Brzmi jak tytuł jakiegoś filmu, prawda? "Dziewięćdziesiąt minut piekła: Historia Marlee Hoover." Cudowne. Z rozmyślań wyrwał mnie jakiś dupek, który myśląc, że wszystko mu wolno przeciskał się między uczniami natrafiając także na mnie. Zlustrowałam go swoimi oczyma o kolorze uwalonego gruntu. Bluza drużyny piłkarskiej, ułożona tak, by jak najbardziej wyeksponować logo. Więc już wiemy, dlaczego kolega tak się ciska. Pod spodem prześwitywała jednak bluzka od mundurka z widocznym, przypiętym identyfikatorem. 

                                                                                     Lehman High School

                                                                                         Footherman, John, Klasa 1A

A więc, pierwszoroczniak dostał się do szkolnej drużyny? Nieźle, co nie zmienia faktu, że jest rok młodszy i można się nad nim poznęcać. 

- Uważaj jak leziesz, łajzo - warknęłam ciągnąc go lekko za ów bluzę. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony po czym wyprostował się z durnym uśmieszkiem na twarzy.

- A bo co, dziewczynko? - odparł. Nie no, człowieku, teraz to masz przesrane. 

- Bo zaraz tak dostaniesz w łeb, że przez miesiąc ze szpitala nie wyjdziesz, rozumiemy się? Starszym się ustępuje, cioto! Na marginesie, jeżeli jeszcze raz nazwiesz mnie dziewczynką... - powiedziałam unosząc dłoń i widząc nutkę zwątpienia w swoją pewność siebie w oczach chłopaka. Nie dane było mi jednak dokończyć zdania, gdyż zza mych pleców wynurzyła się Noora. 

- Dżizas, Lee! Nie przeżyjesz dnia bez awantury? Chodź, bo spóźnimy się na matmę. - rzuciła i pociągnęła mnie za rękaw flanelowej koszuli. Westchnęłam i jeszcze raz wymieniłam spojrzenia z chłopakiem. Zanim Noy wciągnęła mnie do sali zdążyłam mu jeszcze pokazać trzeci palec. 

*********

Tego samego dnia, 16:19;

Weszłam pewnym krokiem do biblioteki i rozejrzawszy się po sali zajęłam miejsce koło stolika Chloe i Sarah. Obrzuciłam obydwie zniechęconym spojrzeniem i przez chwilę panowała pomiędzy nami niezręczna cisza.

- Więc... - zaczęła troszkę dziecinnie wyglądająca Sarah, z którą zetknęłam się już w środę na korytarzu. - Jestem Sarah.

- Tak jakbym nie wiedziała - westchnęłam. Dziewczęta spojrzały na mnie wyczekująco. - Marlee.

- Ładne imię - mruknęła cicho druga dziewczyna, młodsza ode mnie i Sarah o rok. - Mam na imię Chloe. Naszym pierwszym zadaniem z projektu jest...

102 Dni Do WakacjiWhere stories live. Discover now