100. | Chloe

47 6 9
                                    

Otworzyłam niechętnie jedno oko. Światło rozlewające się po pokoju, sprawiło, że momentalnie je zamknęłam. Chloe – pomyślałam – rusz swój wielki tyłek. Zaczynam językiem hiszpańskim, a na tą lekcję wolę się nie spóźniać. No cóż, jak zwykle, potrzebowałam swojej całej siły woli, żeby zwlec się z łóżka.

– Myślałam, że nigdy nie wstaniesz – powiedziała drwiąco moja współlokatorka Steph.
– Zamknij się – jęknęłam. – Ty nie pisałaś wypracowania na angielski do drugiej w nocy!
– Masz szczęście, że dzisiaj mamy na dziesiątą – zauważyła Stephenie, piłując paznokcie.
Spojrzałam na nią spode łba.
– Lepiej powiedz mi, która jest godzina – odgryzłam się dziewczynie.
– Dziewiąta dwadzieścia, rybeńko.
– Cholera jasna! Steph! – krzyknęłam przerażona. – Muszę się umyć, wysuszyć włosy, nic jeszcze nie zjadłam, a zostało 40 minut – wyliczałam rozhisteryzowana, zbierając swoje rzeczy z podłogi.
– Ej! – Stephenie zaczęła mną potrząsać. – Luzik dziewczyno, chciałam, żebyś się wyspała. Popatrz, przemyciłam bułkę i jogurt ze stołówki – wskazała na produkty, leżące na stoliku. – A teraz przygotuj się, zaczekam na ciebie.
Przytuliłam przyjaciółkę i pobiegłam pod prysznic, łapiąc po drodze ręcznik i ubrania.

***

Okej – pomyślałam. – Nie spóźniłam się.
Spojrzałam na zegarek. Steph miała rację, dałam radę. Jest dziewiąta pięćdziesiąt pięć. Czekając na lekcję, większość mojej klasy ze sobą rozmawiała, lecz ja spoglądałam przez okno. Za szybą rozpościerał się widok na The Lovinger Theatre. Strasznie się cieszę, że dostałam się na Lehman High School w Nowym Jorku. Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłam, miałam wrażenie, że patrzę na zamek, nie szkołę. Niedaleko collegu, znajduje się park, księgarnia, sklepy i... Dobra. Ujmijmy to tak: wszystko to, co student potrzebuje do życia.

Zanim szkolny korytarz wypełnił dźwięk dzwonka, ktoś znienacka mnie objął.

– Au! – jęknęłam. – Udusisz mnie głupku!

Neil się zaśmiał.

Neil Treinor. No tak, zapomniałam go przedstawić. Mój rok starszy, chodzący na profil lingwistyczny - kuzyn. W przeciwieństwie do mnie, mieszka na Manhattanie, dlatego nie musi spać w internacie. Tak na marginesie, skoro już o tym wspominam - urodziłam się w Hackensack w New Jersey.

– Skoro przestałeś rżeć jak palant, to może byś mnie puścił? – zapytałam sarkastycznie.

– Chciałem się przywitać z kuzynką – przewrócił oczami. – O, to ja spadam, zaraz będzie dzwonek!

Pożegnałam się z wysokim brunetem i pośpiesznie wbiegłam do sali.

***

Stephenie związała swoje włosy w kitkę i przygryzła wargę.

– Zarezerwowałam nam bilety na spektakl w piątek o dwudziestej. Pasuje?

– Tak - ucieszyłam się. – W końcu imieniny są tylko raz w roku.

– Ale potem idziemy do McDonald's – dodałam.

Blondynka się roześmiała.

– Oczywiście. Jak ja mogłam o tym zapomnieć?! – westchnęła teatralnie.

Nagle klepnęłam się w czoło.

– Szlag!

– Co się stało? – zaniepokoiła się moja przyjaciółka.

– Nie zabrałam ze sobą wypracowania!

– Masz dwadzieścia minut. Łap! – powiedziała, rzucając mi klucze.

Chwyciłam je i pognałam przed siebie, aby zdążyć przed końcem przerwy.

Dotarłam do pokoju, otworzyłam drzwi i zamarłam. Okej, mogłabym powiedzieć, że niczego się nie boję, ale byłoby to kłamstwem. Dlatego pierwszą czynnością, którą zrobiłam było wstukanie numeru do Neil'a.

– Halo? Neil? – mówiłam szybko, przykładając telefon do ucha.

– Tak?

– Mógłbyś przyjść do mojego pokoju? - wymamrotałam.

– Jasne. A coś się stało? - zapytał zaniepokojony.

– Um... Bo wiesz... Ogromny pająk chodzi po moim łóżku...

************************************************************************************************************

Witojcie! Dzisiejszy rozdział pisał... *fanfary* Wieszak_Morderca ! Czyli ja C': Mam nadzieję, że się podobał itede itepe. I bardzo proszę o wskazywanie błędów. To ten... Do soboty!

~Wieszak

102 Dni Do WakacjiWhere stories live. Discover now