22. ''So let's just make a peace.''

45 2 0
                                    


[
as the smile fell from your face I fell with it
our faces blue
there's a heart stain on the carpet
I left it
I left it with you
]



Rydel


1 grudnia, Los Angeles


Szpital psychiatryczny

- Jak się czujesz? Wyglądasz lepiej.
- Czuję się lepiej.
To wszytko, cisza. Nie wiem, co mówić. Choć tak naprawdę nie chce mi się nawet rozmawiać.
Przez cały pobyt tutaj marzyłam o wyjściu na ulice Los Angeles, o przekroczeniu tej przeklętej bramy wejściowej raz na zawsze, o sorbetach z lodziarni stojącej na rogu naszej ulicy, o wycieczkach z Ratliffem, o oglądaniu filmów z braćmi. Myślałam o tym, co będzie, jak wyjdę, a nie o tym jak wyjdę.
- Możesz już zejść z wagi.
Stąpam po zimnych kafelkach, kierując się w stronę metalowego krzesła, na którym wiszą moje ciuchy.
- Czterdzieści sześć i pół. - Pochylam się nad biurkiem, zawiązując sznurek w dresach.
- Dwa i pół kilograma do przodu.
- Męczarnia. - Przewracam oczami, siadając na przeciwko Scarlett. - Wygląda na to, że zupa ogórkowa podziałała.
Nigdy dotąd nie widziałam, żeby Scarlett się uśmiechała, ale przyznaję, robi na mnie wrażenie.
- Cieszę się, że smakuje ci kuchnia w ośrodku.
- Niekoniecznie kuchnia, uważam, że drewniane łyżki są niesmaczne i ciężkostrawne. Nie wspomnę już o blatach.
- Rydel. - Scarlett ściąga okulary i zakłada włosy za uszy. Patrzy mi w oczy, uśmiech znika z jej twarzy.
- Dam radę, obiecuję. - Wciągam dłonie we wnętrza rękawów bluzy zgarniętej od Ratliffa, podciągając nogi do klatki piersiowej. - Ja chcę już stąd iść, proszę.
Kobieta przenosi wzrok z moich oczu na moje ręce, na to, jak ściskam kawałek materiału. Nie mówi nic, ale dostrzegam delikatny, bardzo delikatny uśmiech na jej twarzy, jakby nie mogła się powstrzymać, ale ja to widzę, i sama się uśmiecham, bo tak, właśnie tak, dam radę, będzie dobrze.
Będzie lepiej.
- Rydel. - Moje imię rozchodzi się z głośnością szeptu, ledwo dostrzegam to, że Scarlett coś jeszcze chce powiedzieć. Więc patrzę jej w oczy raz jeszcze, bez sarkazmu i głupiego wyrazu twarzy, który zawsze mi towarzyszył na spotkaniach z nią. - To nie liczby na wadze cię definiują. Znieczul się na liczby, nie pozwól im znieczulić ciebie. Jesteś śliczną, wartościową dziewczyną. Kochaj swoje ciało, pozwól umysłowi się uwolnić i daj sobie szansę na bycie kimś, kim zawsze gdzieś w głębi serca chciałaś być, ale bałaś się reakcji otoczenia.


Rocky1 grudnia, Los Angeles
Szpital psychiatryczny

- Więc... Co tam dzisiaj piszą?
Zerkam na lekarza spod gazety, unosząc ją na moment do góry. Pociągam nosem.
- Więc... - rozpoczynam podobnym tonem głosu. - Więc wygląda na to, że wszyscy i tak umrzemy. Czy coś.
- O tym już gdzieś słyszałem.
Robert siada na kanapie na przeciwko mnie.
- Ktoś mnie wyprzedził? Kicha. - Udaję, że skupiam się na gazecie. Przekładam jej strony. - Góry lodowe nadal topnieją, cóż za radosna nowina. Cieszcie się aniołowie, Ronaldo zapomniał żelu na zakupy w Guccim. Ludzie z rządu nadal są skończonymi kutasami.
- Rocky.
- Sorry. Chciałem powiedzieć zgniłymi członkami reniferów Mikołaja, które wypadły z obiegu na zakręcie przy wieży Eiffla i wylądowały gdzieś w kanale Sueskim.
- To dosyć daleko.
- To był ostry zakręt. - Odchrząkuję. - Taylor Swift wyszła z domu w dresach, Robert Downey Junior widziany był z piwem w ręku, Rihanna odwiedziła siłownię. A, coś tu jeszcze jest... Coś znowu wybuchło w Afganistanie. Epidemia grypy. I najwyraźniej czerwony będzie królował na wybiegach w styczniu kolejnego roku. - Zamykam gazetę i rzucam ją na stół, tuż obok moich i Roberta stóp. - Amen.
Przez chwilę panuje cisza, ale nie ta z rodzaju krępujących. To nie tak, że nie wiemy, co powiedzieć. Po prostu wiemy, że na rozmowę musi przyjść odpowiedni moment. Musi paść odpowiednie pytanie, bo inaczej to ostatnie spotkanie nie będzie miało sensu.
- Jak się czujesz? - pyta w końcu lekarz, nawet na mnie nie patrząc.
Za to ja zerkam na niego.
Jak się czujesz? Na pozór proste pytanie, ale im dłużej myślisz nad dobrą odpowiedzią, tym dziwniejsze się ono wydaje.
Jak się czujesz? Z jednej strony dobrze. Uśmiecham się coraz częściej, myślę, że się zakochałem, mam dobre rodzeństwo, cudownych rodziców, niesamowitych przyjaciół i fanów, nigdy nie miałem większych problemów w życiu. Zawsze mogłoby być gorzej.
Jak się czujesz? Z drugiej strony przychodzi moment, gdy budzisz się w środku nocy albo leżysz walcząc z bezsennością, myślisz o ludziach, źle i dobrze, o homofobii, o więzieniach, o domach dziecka, o bezdomnych psach. I płaczesz, cicho lub głośno. Jest coraz gorzej, zaczyna boleć cię głowa, zasypiasz, budzisz się z jeszcze gorszym bólem głowy. O czym myślałeś w nocy?
Mimo wszystko uśmiecham się, bo tak bardzo przypomina mi to naszą pierwszą sesję z dokładnie tym samym pytaniem. Tylko wtedy siedziałem ze zwieszoną głową, nie mogąc z siebie zbyt wiele wydusić.
- Dobrze. - To słowo wychodzi ze mnie lekko, ze szczerością i wiarą. Przez parę ładnych tygodni czekałem, aż będę mógł je wypowiedzieć. - Czuję się dobrze.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 21, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Look at us nowWhere stories live. Discover now