18. ''And you say you're scared that I won't be there"

35 3 0
                                    

Rydel

25 listopada, Los Angeles

Szpital psychiatryczny

Stołówka

- Dasz sobie radę, Dell? Mogę cię zastąpić, jeśli chcesz.

Jest po dwudziestej pierwszej, a przed dziewiętnastą zaczęliśmy ogarniać stołówkę po kolacji. Rocky i Ross zmywali gary, a ja i Riker mieliśmy sprzątnąć salę, co było dużo bardziej... Czasochłonne. Przecież gumy do żucia same się nie zeskrobią. Swoją drogą nawet nie wiedziałam, że możemy tu mieć gumy do żucia.

- Poradzę sobie. Idź lepiej zmyć te ziemniaki z włosów – mówię, nawiązując do klejących się włosów Rikera. – No już, bo nie mogę na ciebie patrzeć.

Brat wystawił mi język i zniknął za wahadłowymi drzwiami.

Ta podłoga chyba nigdy nie była tak czysta, jak jest teraz.

Och, z pewnością nie była.

Czas w ośrodku płynie. Nie wiem, czy szybko, czy powoli. Nie zauważam go.

Od akcji z reporterami już trochę minęło, zdążyłam o tym zapomnieć. To znaczy, zapomniałam o reporterach. Dwie sprawy utkwiły w mojej głowie. Po pierwsze, o co chodzi z kontraktem z Hollywood Records? Czy to prawda, że został zerwany? Nie wiemy nic, odcięto nam Twittera i resztę kontaktu, a do terminu kolejnych odwiedzin jeszcze parę dni.

Teoretycznie nie powinno być żadnych odwiedzin, przez to, co zrobiłam.

Mogłabym do końca życia sprzątać tę pieprzoną stołówkę, jeśli to sprawiłoby, że rodzice nie musieliby płacić za nas tylu pieniędzy w wyniku grzywnej.

Nie za nas, za mnie.

Nie wiem, co sobie myślałam. Przecież logiczne, że znaleźliby mnie i zaciągnęli tu z powrotem. A i tak przyszłam sama. Po co mi to było? Żeby znowu gadali o tym w mediach? Żeby znowu szmatławce pisały o psychicznym rodzeństwie Lynch? Przecież mogło być lepiej.

Gówno prawda. Tu już skłamałam.

Wkładam mopa do wiadra z wodą i jakimś detergentem, wyciskam, a następnie czyszczę ostatnie zabrudzone kafelki.

Brud.

Bruce.

Tak podobne. I nie chodzi tu tylko o brzmienie.

Odkąd uciekłam wtedy ze swojego pokoju, nie mogę przestać rozkładać tamtej chwili na części pierwsze. To jak układanie puzzli. W pewnym momencie naszej relacji miałam już cały obrazek, brakowało tylko kilku łączących elementów. I nagle wszystko się posypało, rozwaliło na podłodze, fragmenty wpadły pod kanapę, zniszczyły się, zakurzyły.

Teraz trzeba to tylko schować do pudełka.

Nie mogę zmienić tego, co się stało, ale mam wybór i szansę nie popełnić tego samego błędu. I nie zamierzam.

On nie jest dla mnie. Wątpię, żeby był dla kogokolwiek. Mało jest osób na świecie, które potrafiłoby pogodzić się z taką przeszłością swojego partnera. Przecież ja nie jestem zakochana. Nie w nim. Nawet nie jestem zauroczona. Najprawdopodobniej wręcz nie byłam. Tyle zdążyłam sobie samej wyjaśnić.

- Prawie jak Kopciuszek. Piękna, sprzątająca dziewczyna.

Mój oddech zamiera. Jeśli wytrzymam, może uzna, że nie żyję.

- Trochę czasu minęło, prawda? – Bruce staje przede mną, a na jego ustach widnieje ten sam uśmiech, dzięki któremu zwróciłam na niego uwagę, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Teraz wiem. Teraz jestem mądrzejsza. Teraz ten uśmiech przeraża.

Look at us nowWhere stories live. Discover now