5. ''Sometimes things just fall apart.''

36 1 0
                                    


 Riker

#28 września, Lowell.

Klub.

- ...a oni sobie party w kiblu urządzają. Co za debile, no ja nie mogę... Rydel? – Odwracam głowę w poszukiwaniu siostry, której stukot koturnów powinien teraz rozchodzić się za moimi plecami. – Rydel, do cholery, czy ty...?

I wtedy ją dostrzegam. Leży na ziemi w miejscu, gdzie przed chwilą widziałem ją stojącą i wydaje się nawet nie oddychać. Zawieszony między drzwiami toalety, z których dochodzą coraz głośniejsze krzyki, a nieprzytomną siostrą nie bardzo wiem, co robić.

Mamo, tato?

Szlag. Podbiegam do Delly i przyklękam obok jej głowy.

- Del? Delly? – Klepię ją po policzku, jednak jej powieki ani drgną. Pochylam się niżej i przystawiam ucho do jej nosa. Oddech słaby i nikły, ale jest. Sprawdzam tętno. To samo.

Przeciągłe wycie z toalety zwraca moją uwagę. Co wyście narobili?

Coraz bardziej trzęsącymi się rękoma wyciągam z kieszeni telefon i próbuję odblokować klawiaturę. Hasło nagle samo wyleciało mi z głowy, ale po kilku pomyłkach zostaje zaakceptowane. Wybieram z szybkiego wybierania numer mamy.

Przykładam słuchawkę do ucha, starając się powstrzymać przed pójściem do Rossa i Rocky'ego.

Trzymajcie się, błagam was, jeszcze chwila...

- Halo, mama? – odzywam się, gdy ustają pojedyncze sygnały.

- Przepraszamy, wybrany numer nie odpowiada, prosimy...

- Kurwa! – Rzucam telefon na ziemię. Jeszcze raz sprawdzam puls u Delly, upewniając się, że jej osłabione serce nadal bije, po czym zrywam się z podłogi i biegnę w stronę toalety.

Przeciągłe wycie Rocky'ego wywołuje gęsią skórkę chyba na całym moim ciele, a krzyk Rossa wcale nie pomaga.

- Otwórzcie te drzwi! – Krzyczę, waląc pięściami w zimny metal.

- Riker?! – Słyszę głos Shora. - Riker, pomóż, proszę... Rocky? Rocky?!

Rozlega się kolejny huk, a krzyk młodszego brata cichnie.

- Ross, otwórz te pieprzone drzwi! – Szarpię za klamkę.

- Co?! Już, ja...

Zamek w końcu ustępuje i drzwi otwierają się na całą szerokość, uderzając o ścianę.

Pierwsze, co widzę, to Rocky leżący na kafelkach w dość niedużym pomieszczeniu. Wydaje się być nieprzytomny. Obok niego klęczy Ross, oddychając ciężko i klepiąc starszego brata po policzku.

- Co wyście zrobili? – Przysiadam z drugiej strony ciała szatyna i patrzę na Rossa. Chłopak kuli się pod moim spojrzeniem.

- Ja... My nie... - Zaczyna się jąkać, nie ustając w próbach ocucenia Rocky'ego. - On... On wziął za dużo, nie powinien... Ma słabą głowę i...

Nie musi kończyć, już wiem, o co chodzi. Nie rozumiem tylko, jak mogłem tego nie dostrzec, bo jestem pewny, że to nie był pierwszy raz.

- Do końca was pogięło?! Ross, ty debilu!

- Tak, wiem! Wiem! Pomóż mi go zabrać, do szpitala, gdziekolwiek... - Ross już prawie płacze, ale widzę jego rozbiegane, przekrwione oczy.

- Ty też brałeś?! – Nie mogę w to uwierzyć. Mój mały braciszek...

Look at us nowWhere stories live. Discover now