Rozdział 125

373 24 1
                                    

Nicole:


Gdy znów się obudziłam było jasno, ale Dymitra przy mnie nie było. Na fotelu były ułożone ciuchy dla mnie. Ubrana zeszłam na dół, dość powoli ale całe szczęście samej. W kuchni siedziała Cassie, ubrana w krótkie spodenki i top.

 W kuchni siedziała Cassie, ubrana w krótkie spodenki i top

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Hej. - przywitałam się wchodząc.

- Hej- obróciła się w moją stronę.- Już wstałaś.

- Gdzie Dymitr ?

- Pojechał na zakupy. Jak się czujesz?

- Lepiej, ale wciąż słabo.

- Usiądź zrobię ci coś.

- Zgoda.

Przyjaciółka zaczęła się kręcić po kuchni, a ja musiałam wiedzieć co się wydarzyło.

- Powiesz gdzie masz księgę? - spytałam.

Widziałam jak lekko się spina.

- W salonie na stoliku przy oknie.- odpowiedziała. Gdy już chciałam wyjść z kuchni znów się odezwała.- Nicole może lepiej przeczytaj ją później.

- Niby czemu?- spytałam, ale nie odpowiedziała. - Będę w salonie.

Usiadłam w fotelu i zaczęłam czytać wpisy Cassie, ale szczególnie interesował mnie jeden wpis.

Gdy tylko go znalazłam i zaczęłam czytać nie mogłam w to uwierzyć. Jak mogło coś takiego wyjść z moich ust? Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

- Nikki to nie byłaś ty. Ja wiem, że tak nie myślisz. Nie płacz.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mam łzy na policzkach. Zabrała ode mnie księgę i podała mi za to śniadanie.

- Zjedz coś.

Gdy tylko zjadłam rozmawiałam o tym co się wydarzyło z Cassie.

Cassie wyszła jakiś czas temu porozmawiać ze swoją mamą. Słyszałam jak ktoś podnosi głos w domu. Wiedziałam, że to Dymitr, ale nie mogłam na niego spojrzeć, bo jak mam spojrzeć w jego oczy po tym co powiedziałam. Utworzyłam barierę na taras przez którą nikt nie przejdzie.

Dymitr:

Wróciłem właśnie z zakupów. W salonie zobaczyłem czarownicę rozmawiającą przez telefon. Skierowałem się do kuchni przechodząc zauważyłem ukochaną na tarasie. Rozkładałem produkty gdy do środka weszła Cassie.

- Muszę ci coś powiedzieć- powiedziała unikając mojego wzroku.

- Słucham - powiedziałem siadając obok niej przy wyspie.

- Chodzi o Nicole, ona ...

- No powiedz o co chodzi!

- Przeczytała księgę. Kiedy weszłam czytała moment, w którym ... no boże wiesz o co mi chodzi.

- Pójdę do niej.- wstałem

- Nie!- zatrzymała mnie

- Co?!

- Ona czuję się winna.

- Przecież nie musi, to nie była prawdziwa ona!

Oboje mieliśmy podniesione głosy. Podszedłem do drzwi na taras, ale nie mogłem przejść przez nie.

- Cassie- zawołałem.

- Co się stało?

- Nie mogę przejść. Jak to możliwe?

- Musiała utworzyć barierę.

- Zlikwiduj ją. Błagam cię.

Czarownica przymknęła oczy i zaczęła wypowiadać zaklęcie.

- Możesz przejść, nie wie, że w jej barierze utworzyła się dziura.

- Dziękuję.

Uśmiechnęła się lekko i odeszła. Podszedłem do ukochanej i objąłem ją od tyłu.

- Jak tu wszedłeś?

- Przez drzwi.- Obróciłem ją do siebie.- Spójrz na mnie.

Pokręciła głową, więc podniosłem jej podbródek przez co musiała na mnie spojrzeć.

- Jak możesz na mnie patrzeć po tym co powiedziałam?- w jej oczach były łzy.

- Kocham cię, rozumiesz. A to co powiedziałaś to nie byłaś prawdziwa ty. Poza tym sam nie byłem lepszy wyszedłem gdy ty mnie potrzebowałaś.

- Miałeś prawo wtedy wyjść.

- Nie. Okazałem słabość, za to Cassie nigdy cię nie opuściła.

Położyła dłoń na moim policzku i lekko gładziła kciukiem.

- To ja okazałam słabość. Nie miałam już siły i umarłam, pomimo, że to był tylko moment. Nigdy nie byłam silna.

- Jesteś silna, gdyż tylko dzięki twojej sile ma ochotę żyć. Kocham cię, dam ci wszystko co zechcesz, ale nie zamykaj się przede mną.

- Kocham cię.

Dotknęła moich warg. Przyciągnąłem ją bliżej siebie. Owinęła ręce wokół mojej szyi, Pocałunek z delikatnego stał się bardziej namiętny. Gdy się oderwaliśmy, usłyszeliśmy jak ktoś puka w szybę.

- Przepraszam, że przeszkodziłam, ale Nicole twój ojciec dzwoni.

Gdy spojrzałem na dziewczynę na jej twarzy był rumieniec. Puściłem ją i weszliśmy do środka.

Nicole:

Nudziło mi się. Czułam się w miarę dobrze, a Cassie wraz z Dymitrem karzą mi odpoczywać. Siedziałam w salonie i czytałam księgę. Jest teraz gdzieś koło dwudziestej, przyjaciółka z pół godziny gdzieś wyszła a ja załatwiłam sprawy powrotne dla niej na jutro. Ja wraz z ukochanym zostaniemy tu dzień lub dwa dłużej bym była wypoczęta.

Dwa dni sama ze swoim chłopakiem. Na tę myśl uśmiech sam wchodzi na twarz.

- Cieszysz się?- usłyszałam strażnika.

- Tak, w końcu mam z czego, nieprawdaż?

- Masz. O której jutro będą?- wiedziałam, że pytał o samolot.

- Koło dziesiątej zawieziesz Cass.

- Jesteś pewna, że chcesz zostać sama?

- Tak, przecież nic mi nie będzie przez niecałą godzinę. Poza tym dom ma ochronę magiczną, a ja będę zapewne spała do późna. Będę bezpieczna.

- No ja myślę- podszedł i pocałował mnie w czoło, po czym wrócił do kuchni.

Gdy zaczęłam kłaść talerze do domu wróciła czarownica- całe szczęście bo zaczęłam się trochę bać, że coś się stało.

Cassie:

Po kolacji, którą zrobił strażnik. Poszłam z przyjaciółką do pokoju, w którym do późna rozmawiałyśmy. Gdy Nicole się zmyła do swojej sypialni jej chłopak zapewne już spał.

Budzik obudził mnie o ósmej. Na szczęście spakowałam się wczoraj a dziś wystarczyło znieść walizki, zjeść śniadanie i zostawić prezent. Po śniadaniu wróciłam do sypialni po prezent i zanieść go do pokoju Nicole. Strażnik w tym czasie zaniósł walizki do samochodu. Weszłam po cichu do jej pokoju wzięłam coś do pisania. Zostawiłam prezent i liścik w widocznych miejscach i wyszłam.

Czas wrócić do szkoły i do Lorena. Nie jesteśmy razem, ale moje serce należy do niego, tęsknie za jego widokiem i uśmiechem.

Życie potrafi zaskoczyćWhere stories live. Discover now