Rozdział 41

746 54 2
                                    

Nicole:

Godzina minęła może trochę za szybko. Szłyśmy z Shanną do pokoju, w którym będę przygotowywana do balu.

- Denerwujesz się?- spytała asystentka w drodze.

- Nie wiem, może trochę. A ty nie idziesz się przygotowywać?

- Pójdę za około dwie godziny muszę coś jeszcze zrobić.

- Aha.

Weszłyśmy do pokoju, w którym już było kilka osób. Shanna mi je przedstawiła i powiedziała co będą robić.

- Dobrze, ale wezwij do mnie Lissę musi coś dla mnie zrobić.

- Dobrze Nicole.

- A i poproś Jack, chłopaka który przyjechał ze mną na dwór jednym samochodem.

- Tak wiem który.

Uśmiechnęłam się.

- Oczywiście, że wiesz. Niech przyjdzie za około półtora godziny tu.

Przytaknęła, zostawiła mnie w rękach specjalistek i wyszła. Gdy miałam zrobioną fryzurę i jedna z dziewczyn chciała zając się makijażem, ale mówiłam, że jeszcze nie. One się denerwowały- widziałam to. Ale ja nie wiedziałam gdzie podziewa się Liss powinna już tu być.

Wiem to głupie, no ale cóż. Mam już ponad osiemnaście lat, a się ani nie maluje a tym bardziej nie lubię być malowana. Wreszcie do pokoju weszła Lissa.

- No gdzieś ty była !- powiedziałam przytulając ją.

- Przepraszam, co się stało?

Wskazałam na kobiety i na kosmetyki.

- Rozumiem, chodź do łazienki. Zamknęłyśmy drzwi.

- Zrób to.

- Jesteś pewna?- potwierdziłam.

Wyszłyśmy z łazienki i Lissa została do czasu aż jedna z kobiet skończyła nakładać makijaż. Na szczęście przymus powstrzymał mnie i dałam się pomalować. Chodź nie rozumiem po co skoro na oczach i trochę na twarzy mam mięć maskę. Lissa podeszła do szafy i wyjęła moją maskę. Dziewczyna, która robiła mi fryzurę założyła mi maskę i poprawiła moje włosy.

Kobiety wyszły gdyż to było wszystko co miały zrobić.

- Ja też muszę iść, ale przyjdę.

- Dobrze.

Po piętnastu minutach do pokoju wszedł Jack, a za nim jakaś kobieta i facet. Nie za bardzo interesowało mnie co oni ze mną będą robić, chciałam chodź przez chwilę porozmawiać z Jackiem przed balem. I tak się nam udało przez około dziesięć minut, bo wtedy weszła Lucy i go wygoniła.

Kobieta podała mi buty do założenia, a mężczyzna z tego co zauważyłam robił coś przy mojej sukni.

- Będziesz pięknie wyglądać- powiedziała ciocia.

Mężczyzna kazał mi podejść do siebie gdy założyłam buty. Kobieta i mężczyzna pomogli mi przy założeniu sukni. Gdy byłam ubrana wszyscy wyszli ciotka z kimś rozmawiała, a ja poszłam do łazienki. Na ścianie było wielkie lustro, nie mogłam uwierzyć, że osoba w lustrze to ja była taka piękna - ja jestem. Nagle przez drzwi łazienki weszła ciocia.

- Masz gościa, ja muszę iść. Pamiętasz kiedy wyjść?

- Tak- powiedziałam wychodząc.

- To dobrze ja muszę już iść.

Weszłam do części salonowej, przy szafie odwrócony stał, ale już nie. Michael. Uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam się.

- Wyglądasz przepięknie.

Usłyszałam zamykane drzwi i podeszłam do ojca. Zbliżając się zauważyłam na szafie jakieś pudełka.

- Co to ?- spytałam.

- Dla ciebie.

Podał mi jedno, które otworzyłam. Był tam naszyjnik, był piękny, ale musiał kosztować majątek.

- Założysz mi go- poprosiłam.

Ojciec wyjął go i zapiął go na mojej szyi.

- A co jest w drugim?

Tym razem sam go otworzył i kazał podejść bliżej. Nad szafką było lustro, gdzie widziałam naszyjnik i twarz. Spojrzałam na pudełko.

- Chce byś go miała na sobie.

Wzięłam delikatnie diadem w dłonie i wsunęłam na głowę.

- Jesteś księżniczka i moją kochaną córka- pocałował mnie w policzek.

Spojrzał na zegar.

- Już czas.

Uśmiechnął się i wyszedł. Ja miałam jeszcze pięć minut dla siebie. Przez cały ten czas się nie denerwowałam, ale nagle tak. Pięć minut minęło strasznie szybko. Otworzono drzwi, wzięłam głęboki wdech by opanować nerwy i wyszłam.

Stałam przed schodami do zejścia na dół do sali balowej pełnej ludzi. Schodziłam powoli, na twarzy pojawił mi się uśmiech. Byłam już trochę ponad połowę drogi w dół i w tym czasie powinien pojawić się Damon. Zaczęłam się denerwować. Gdy byłam przy końcu pojawił się mężczyzna i podał mi swoją dłoń. Nie był to Damon. Podałam mu swoją. Wszystko odbyło się prawidłowo, gdy stanęliśmy na środku do tańca. Spojrzałam mu w oczy. Znałam te oczy, poczułam dopiero teraz znajomy zapach. To był Dymitr. Muzyka zaczęła grać, a ja nie mogłam przestać myśleć i czuć, że jestem w jego ramionach i z nim tańczę. Patrzałam w jego oczy. Gdy muzyka przestała grać, chciałam by grała dłużej bym mogła być z nim dłużej, ale Dymitr odprowadził mnie do ojca, a ja poszłam wzrokiem za miejscem, w które odchodził.

Nie wiem dlaczego to Dymitr tańczył ze mną zamiast Damona, ale nie interesuję mnie to- no moze trochę, ale tym będę myśleć później.

********************

Następny w piątek ;) I postaram się by był dłuższy.





Życie potrafi zaskoczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz