108

469 33 0
                                    


Nicole:


Wszytko było w porządku, a raczej jest w porządku. Jedziemy już godzinę, ale już widzę miasteczko gdzie zmierzamy. Wszystko wydaje się być w normie i jest, ale jestem taka zmęczona jak jeszcze nigdy.

- Gdzie mamy podjechać?- spytał kierowca.

- Pod kościół.

- Nicole, jesteś pewna, że to tu?- spytał kuzyn.

- Tak, gdy to zdobędę wrócimy na dwór, nie martw się.

- O to się nie martwię, tylko o ciebie. Nie wyglądasz najlepiej, powinnaś się przespać.

Zachichotałam lekko. Chwyciłam jego dłoń.

- Nic mi nie jest.

Po paru minutach samochód stanął przed kościołem. Lucas wyszedł pierwszy, następnie podał mi dłoń, by pomóc mi wysiąść. Rozejrzałam się dookoła. Było tu tak cicho i spokojnie. A sam kościół miał swoją moc. Wyglądał na stary, lecz był piękny. Nie dziwie się, że tu go schowała.

- Zaczekaj tu pójdę sama.

- Dobrze.

Przeszłam przez starą bramę. Na całe szczęście gdy spojrzałam za siebie, był tylko mój strażnik. Pociągnęła do siebie główne drzwi Kościoła i weszłam do środka. Jak przystało na katoliczkę, przeżegnałam się. Rozglądałam się po wnętrzu Kościoła jak mała dziewczynka. Ale musiałam wziąć to co należy do mnie. Zamknęłam oczy i starałam sobie przypomnieć wspomnienia. Lecz wspomnienie nie przyszło, więc wyjęłam z torby zeszyt i zaczęłam czytać. Wszystko było tak blisko i daleko.

- Czy mogę ci w czymś pomóc moje dziecko?- usłyszałam za sobą.

Wystraszyłam się, następnie odwróciłam się do osoby za mną.

- Wystraszył mnie ksiądz.

Był starszą osobę, ale wyglądał bardzo miło.

- Przepraszam, a teraz może odpowiesz?

- To może zabrzmieć dziwnie, ale szukam czegoś?

- To oczywiście, gdzie można szukać Boga jak nie w Kościele.

- Nie szukam Boga, lecz pewnej rzeczy, którą tu ktoś zostawił.

Nie wiem czy to normalne, ale ten ksiądz zaczął mnie uważnie oglądać odkąd się obróciłam a teraz już w szczególności.

Nagle wyciągnął do mnie swoją dłoń.

- Mogę.

Nie wiedziałam co robić, Powell stał kilka metrów od nas, więc nic mi nie grozi.

Przytaknęłam i podałam mu swoją dłoń. Jego uścisk był ciepły i mocny.

- Tak myślałem. Usiądźmy.

Zgodziłam się i oboje usiedliśmy do jednej z ławek.

- Kim ksiądz jest?- spytałam.

- Nazywam się Jean-Luc. Wiem kim jesteś i po co przyszłaś.

- Skąd?

- Znałem kogoś takiego jak ty wiele lat temu.

- Angelikę.

- Tak. Ile masz lat?

- Prawie dwadzieścia.

- I dopiero teraz tu jesteś?

- Tak, to trochę skomplikowane.

- Powiedz jak się nazywasz.

- Nicole Katherine Steel-Johnson.

- Jesteś córką królewską.Czyli ostatnią.

- Co?

- Nie to co myślisz po prostu. Jesteś ostatnią niezwykłą. Jesteś sama?

- Nie. Jest ze mną straż i kuzyn.

- Rozumiem. Może pójdziemy do mnie do domu. Masz zapewne wiele pytań.

- Tak.

Jean- Luc zaczął mi opowiadać swoją historię z Angeliką. Słuchałam jak zaczarowana, ale czułam, że nie mówi wszystkiego. Możliwe, że to ze względu na Lucasa, który tu jest.

- Powinniśmy się już zbierać.- powiedział Lucas.

- Jeśli chcecie możecie tu przenocować - zaproponował Jean- Luc.

- To świetny pomysł.- pochwaliłam.

- Pójdę zrobić herbaty- powiedział ksiądz.

Gdy tylko czarownik wyszedł kuzyn wbił we mnie wzrok.

- Nicole, co ty wyprawiasz?! Miałaś coś zabrać i wracamy a nie tu siedzieć.

- O co się wściekasz! Jeśli chcesz to wracaj, ale ja jeszcze zostaje. Muszę wiedzieć więcej, zrozum mnie.

- Dobrze, przyjadę po ciebie jutro w południe, a potem wracamy na dwór.

- Zgoda.

Zastanawiał mnie jego wybuch może coś się stało, ale nie chcę drążyć tematu bez potrzeby.

Gdy przyjaciel Angeliki wrócił, mój kuzyn pożegnał się i pojechał do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy. Oczywiście Powell został ze mną, dla mojego bezpieczeństwa.

- Przyjechałam tu ze względu na książkę, którą wszyscy powtarzają, że mam ją zdobyć.

- Wiem, czekałem.

Wstał od stołu. Wyszedł z pokoju i wrócił po około pięciu minut z książką w rękach. Następnie położył przede mną. Jak na starą księgę nieźle wyglądała.

- Tu znajdziesz wiele odpowiedzi. A teraz zaprowadzę cię do pokoju, jesteś późno a ja już jestem zmęczony.

- Tak, masz rację.

Siedziałam już w pokoju pokazanym mi przez czarownika. Na łóżku położyłam książkę, jest ona gruba. Czarownik powiedział mi bym nikomu jej nie pokazywała. Jestem taka ciekawa co tam znajdę, ale jest we mnie jakiś strach. Wiem, że wraz z wiedzą, którą zdobędę będę bardziej narażona na niebezpieczeństwo.

- No cóż raz kozia śmierć. - zachichotałam.

Życie potrafi zaskoczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz