Rozdział 9

2K 156 12
                                    

Harry

Kiedyś przechodząc tymi korytarzami czułem się nieustraszony, zupełnie jakbym mógł zrobić wszystko, nieważne o co poprosiłby mój zleceniodawca. Teraz, kiedy zyskałem coś, co mogę stracić straciłem to uczucie.

Od zawsze powtarzano mi, żebym ustrzegał się więzi z innymi ludźmi, które miałem postrzegać jako niepotrzebne i narażające na niebezpieczeństwo. Wierzyłem w każde przeklęte słowo jakim mnie karmili, nie podejrzewając moich mentorów o manipulację. Wszystko zmieniło się, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Bethany. Wraz z ujrzeniem jej twarzy z mojej głowy uleciały wszystkie nauki jakie mi przekazywano i których miałem wiernie przestrzegać. Spędziłem wiele godzin, jak nie dni, na przyglądaniu się niej. Być może nie było to najnormalniejsze z mojej strony, ale robiłem to co nakazywało mi serce, a kazało mi ono ją chronić przed każdym złem tego świata. Tak minął mój pierwszy tydzień zauroczenia Beth.

W kolejnym tygodniu zapragnąłem ją poznać i o zgrozo, udałem się do jej domu nie zważając na konsekwencje. Dopiero po zapukaniu do drzwi uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie mam jej co powiedzieć. Uciekałem spod tamtych drzwi, dziękując Bogu, że oszczędził mi tej (chociaż tej) niezręcznej sytuacji w moim życiu.

Gdy tego dnia usiadłem na kanapie mojego domu uświadomiłem sobie jak absurdalnie się zachowuję. Byłem jednak pod wpływem uczucia tak silnego, że nie byłem świadomy moich czynów. Tak przynajmniej tłumaczyłem sobie moją głupotę.

Ochroniarz otworzył przede mną drzwi do głównego gabinetu Kozana.

- Witam cię Harry, czemu zaszczycasz mnie bez zapowiedzi? - usłyszałem, gdy przekroczyłem próg.

- Witaj John. - uśmiechnąłem się nieszczerze i zająłem miejsce na krześle naprzeciwko biurka przy którym siedział. - Jestem tu w sprawie twojej córki.

Gdy usłyszał ostatnie wypowiedziane przeze mnie słowo, z jego twarzy zniknął uśmiech.

- Panowie wyjdźcie. - powiedział do ochroniarzy przebywających w pomieszczeniu.

- Nasz dom został zaatakowany, a dokładniej mówiąc ostrzelany. Na szczęście jedyne szkody jakie odnieśliśmy to te finansowe. - odparłem, gdy zostaliśmy już sami.

- Jak to możliwe? - Kozan wstał i zwrócił się do okna zajmującego obszar całej ściany. - Zrobiłem wszystko, żeby nikt niepowołany nie dowiedział się o tym gdzie jest ten dom.

- Nikt niepowołany? - zainteresowałem się jego słowami.  - To znaczy, że ktoś jednak wiedział, mam rację?

- Powiedziałem o tym bratu Bethany, ma na imię Anthony, ale to chyba już wiesz. - odpowiedział i wrócił na swój fotel.

- Brzmisz jakbyś nie był zadowolony z tego, że tyle o niej wiem. Zbieranie informacji to część naszej pracy John.

- To nie tak. Boję się, że ona jest od ciebie sprytniejsza, że zdoła ci uciec zanim pozna prawdę.

- Sprytniejsza ode mnie? - zaśmiałem się. - Byłem szkolony przez najlepszych.

- Nie rozumiesz. Ty zostałeś zwerbowany gdy byłeś nastolatkiem, a ona jest uczona zawodu płatnego zabójcy odkąd się urodziła. Być może jest tego nieświadoma, ale te wszystkie nauki karate, samoobrony i zachowań w kryzysowych sytuacjach nie były bezcelowe.

Spojrzał na mnie z lękiem, który dało się ujrzeć w jego oczach. Bogactwa które go otaczały były dla niego niczym kiedy chodziło o jego bliskich.

- Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby była bezpieczna.

- Taki jest twój obowiązek Styles, wiesz co czeka ciebie i twoich przyjaciół, gdy go nie wypełnisz.

- A już myślałem, że zakończymy tą miłą pogawędkę bez żadnych gróźb. - zaśmiałem się i wstałem z krzesła.

- Jeszcze dziś porozmawiam z Anthonym, spróbuję też jak najszybciej zmienić wam lokalizację. - powiedział John i uniósł dłoń, którą bez wahania uścisnąłem.

- Czekam na wiadomości Panie Kozan, mam nadzieję, że jak najszybciej uda się rozwiązać całą tę sytuację.

- Też mam taką nadzieję, Harry.

BEAUTIFUL KILLERDove le storie prendono vita. Scoprilo ora