Rozdział 2

5.3K 321 13
                                    

Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające bezpośrednio do pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Powoli otwierałam oczy czując okropny ból głowy. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ujrzałam mężczyznę wpatrującego się we mnie. Z krzykiem zerwałam się z łóżka, a wydarzenia zeszłego wieczoru wróciły do mojej świadomości.

- Dzień dobry, kochanie. - do moich uszu dotarł zachrypnięty męski głos, wywołując dreszcze przebiegające po plecach. - Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz.

- Kim ty do cholery jesteś i czemu mnie porwałeś? - krzyczałam nie kontrolując moich emocji.

- Spokojnie Bethany.

- Skąd znasz moje imię? - spytałam spokojniejszym głosem.

- Wiem o tobie więcej niż myślisz. - wstał z fotela, a ja przyjrzałam się mu. Jego brązowe loki okalające twarz mogłyby być słodkie, gdyby nie to co mi zrobił. Ubrany był w czarny podkoszulek i spodnie w tym samym kolorze z przetarciami na kolanach. Jego ręce ozdobione były licznymi tatuażami, przez co zaczęłam bać się go jeszcze bardziej. Mężczyźni z tatuażami zawsze mnie przerażali. Wyglądał na około dwadzieścia lat przez co moja teoria porywacza jako pięćdziesięcioletniego alfonsa legła w gruzach. Przyglądał mi się z powagą, wciąż stojąc naprzeciwko mnie.

- Zamierzasz się tak na mnie patrzeć do końca dnia? - spytał rozbawiony ukazując w policzkach dołeczki, których posiadaczem zawsze chciałam być.

- N-Nie - odpowiedziałam drżącym głosem, nie wiedząc co zrobić.

- Pewnie chcesz się dowiedzieć kim jestem, nieprawdaż? - spytał, na co kiwnęłam w akcie zgody.

Podszedł do łóżka na którym nadal stałam i uśmiechnął się do mnie zadziornie.

- Szkoda, że nie uzyskasz odpowiedzi. - zaśmiał się i skierował do wyjścia. Stałam jak zahipnotyzowana jednak po chwili się ocknęłam.

- I tak stąd ucieknę. - splunęłam i zeszłam z łóżka.

Przy drzwiach przystanął na moment, odwracając się w moją stronę.

- Ode mnie się nie da uciec kochanie. - powiedział i odwrócił się dotykając klamki.

- Mogę chociaż wiedzieć jak masz na imię?

- Mam na imię Harry. - odpowiedział i wyszedł z pokoju.

Stałam w miejscu jeszcze chwilę, lecz nie chcąc marnować czasu zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Otworzyłam jedne z trzech drzwi znajdujących się tutaj i zobaczyłam ogromną garderobę, w której znajdowały się wczoraj spakowane przeze mnie ubrania starannie złożone i czekające na to bym je założyła. Przyjrzałam się mojemu aktualnemu strojowi i zdecydowałam się przebrać. Chwyciłam czarne legginsy i za dużą bluzę mojego brata po czym wyszłam kierując się do jak mniemałam łazienki. Nie myliłam się. Pomieszczenie tak samo jak wszystkie inne było utrzymane w czerni i bieli. Nad umywalką znajdowało się wielkie lustro więc do niego podeszłam, by zobaczyć jak wyglądam. Pod oczami miałam wielkie sińce spowodowane pewnie krótkim snem, maskara rozmazała się przez co wyglądałam jak panda, a moje włosy można było określić jednym słowem: bałagan. Zmyłam resztki makijażu, uczesałam włosy grzebieniem, którego znalazłam w szufladzie i przebrałam się w świeże ubrania. Wychodząc zauważyłam po lewej stronie łóżka duże okno zakryte wielkimi zasłonami. Podeszłam do niego i odsłoniłam. Moim oczom ukazały się lasy i pola. Na jak wielkim zadupiu byłam? Westchnęłam głośno przeczesując włosy palcami. Otworzyłam okno i wychyliłam się zauważając iż odległość do ziemi nie jest duża. Usiadłam na parapecie przesuwając nogi na drugą stronę i zmotywowana do ucieczki zsunęłam się w dół.

Po chwili poczułam twarde podłoże. Niekontrolowanie przeturlałam się kilka razy i uderzyłam głową w kamień. Mój obraz zaczął się rozmazywać już drugi raz w przeciągu chyba kilkunastu godzin. Usłyszałam krzyki, lecz nie mogłam się podnieść by zobaczyć do kogo należą. Zrezygnowana zamknęłam oczy i straciłam przytomność.



BEAUTIFUL KILLERWhere stories live. Discover now