Rozdział 4

4.6K 307 6
                                    

Delikatnie stawiałam stopy na podłodze nie chcąc zrobić hałasu, który mógłby zwrócić uwagę porywaczy. Szłam korytarzem, którego kolory były utrzymane w bieli i czerni. Wnętrze całego domu było nowoczesne, lecz przytulne co sprawiało, że czułam się tu jak w domu jakkolwiek irracjonalnie to brzmi. Zauważyłam duże schody, więc poszłam w ich kierunku, przy okazji przyglądając się obrazom na ścianach. Powoli schodziłam po schodach wstrzymując oddech przy każdym skrzypnięciu. Byłam w połowie drogi, gdy usłyszałam dźwięki włączonego telewizora. Uśmiechnęłam się. Skoro są zajęci i skoncentrowani na oglądaniu wiadomości to moja szansa na ucieczkę jest większa. Obok schodów znajdowała się szafka na której była broń.

Czy oni naprawdę są tak głupi?

Zabrałam przedmiot chowając za pasek spodni i ruszyłam naprzód. Zauważyłam chłopaka siedzącego na kanapie przed ogromnym telewizorem. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam drzwi wyglądające na wejściowe. Z uśmiechem na twarzy szłam w ich kierunku. Położyłam dłoń na klamce i dla pewności spojrzałam na kanapę, na której nikogo nie było.

Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.

- Wybierasz się gdzieś? - usłyszałam zachrypnięty głos zza moich pleców. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, być może spowodowana strachem przed jego osobą lub tonem i barwą jego głosu.

Przypomniałam sobie o broni, którą posiadałam, więc najszybciej jak potrafiłam wyjęłam ją zza paska, odbezpieczyłam i skierowałam w jego kierunku. Zdezorientowany spojrzał w dół i gdy ujrzał przedmiot, który przyciskałam do jego ciała zrobił nerwowy krok w tył. Przybliżyłam się do niego, na co znów się cofnął. Ponowiliśmy tę czynność kilka razy, aż jego plecy zderzyły się z zimną ścianą. Uśmiechnęłam się zwycięsko i wpatrywałam się w jego szmaragdowe oczy, w których mogłabym zatonąć gdyby nie sytuacja, w której się znajdowałam.

- Negocjujmy. - powiedział uśmiechając się i jednocześnie ignorując swoją niezbyt dobrą sytuację.

- Przepraszam kochanie, ale nie negocjuję z przegranymi. - odpowiedziałam i przycisnęłam mocniej pistolet. W jego oczach nie dało się dostrzec strachu, co wywołało u mnie zdziwienie.

W pomieszczeniu rozniósł się odgłos otwieranych drzwi. Radosne śmiechy czterech mężczyzn ucichły po tym jak zobaczyli swojego przyjaciela.

- Co tu się dzieje do cholery? - krzyknął chłopak przypominający Davida Beckhama.

Cofnęłam się dwa kroki, by ubezpieczyć się w razie również jego ataku.

- Wypuśćcie mnie, a żadnemu z was nic się nie stanie. - powiedziałam stanowczym głosem ukrywając swój strach.

- Chyba żartujesz. - prychnął blondyn ze słyszalnym irlandzkim akcentem.

- Zaraz ci pokażę, że nie żartuję. - warknęłam i strzeliłam obok jego głowy delikatnie ją zahaczając, przez co można było zauważyć jakby wygolony pasek skóry. Zaśmiałam się cicho z jego miny.

- Jak to zrobiłaś? - krzyknął zdezorientowany dotykając tamtego miejsca. - Gdzie są moje pieprzone włosy?

Zignorowałam jego krzyki i jęki rozpaczy nad blond kosmykami wsłuchując się w dźwięki na dworze, które mnie zainteresowały. Jakiś samochód zwolnił przy mieszkaniu, w którym się znajdowaliśmy. Gdy delikatnie się wychyliłam, by spojrzeć przez okno owa osoba, a właściwie osoby uchylały szyby w aucie. Dostrzegłam metalowe podłużne przedmioty, przez co moje oczy podwoiły swoje rozmiary.

- Na ziemię! - krzyknęłam ile sił w płucach i sama wykonałam polecenie. Chwilę później ogarnął mnie hałas wystrzeliwanych pocisków i rozbijanych szyb przez co odruchowo zasłoniłam uszy. Poczułam czyjeś ciało zasłaniające moje, lecz byłam w zbyt dużym szoku by rozpoznać tą osobę. To co się tutaj działo można było określić tylko jednym słowem. Chaos.

BEAUTIFUL KILLERWhere stories live. Discover now