Rozdział 6

4.5K 301 10
                                    

Harry

Położyłem się na nowym narożniku, który przed chwilą został przywieziony przez dostawcę i zeskanowałem wzrokiem salon, który przez dzisiejsze wydarzenia wygląda jakby był zdemolowany przez huragan. Szyby w oknach nadal nie zostały wymienione, a ściany są podziurawione jak szwajcarski ser. 

- Pomoże mi ktoś zamiatać, czy jak zwykle będę musiał robić wszystko sam? - jęczał Liam po tym jak przyniósł szufelki i zmiotki z kuchni obok. 

- Ja nie mogę chyba jestem ranny. - przedrzeźniał go Louis trzymając się za domniemane ranne miejsce na jego brzuchu. 

- Będziecie coś chcieli. - powiedział Liam wzdychając i  zabrał się za zamiatanie szkła, które było dosłownie wszędzie.

Wciąż zastanawiałem się, czemu Bethany uratowała nam życie. Nic nie tłumaczyło jej zachowania. Najpierw wymachiwała bronią grożąc nam, a potem ratowała nas przed pociskami z zewnątrz. Chcąc, nie chcąc - zawdzięczaliśmy jej życie. Pragnąłem powiedzieć jej prawdę, o tym kim naprawdę są jej rodzice i czemu zabraliśmy ją z jej domu, lecz bałem się jej reakcji. 

- Są jakieś wiadomości z góry? - zapytał się Zayn siadając obok mnie. 

Przeczesałem dłonią grzywkę, która nieustępliwie zasłaniała mi widoczność i potrząsnąłem głową.

- John powiedział, że skontaktuje się z nami w dniu, w którym było planowane porwanie, nie dziwi cię to, że nadal nie ma od niego wieści mimo iż minął ponad dzień? 

- Owszem, dziwi mnie to, lecz wiesz jakie są zasady. Nie możemy kontaktować się z nikim z góry dopóki nie dostaniemy na to pozwolenia. - podniosłem się i włączyłem telewizor.

- Jeszcze ta pieprzona strzelanina dzisiaj. - kontynuował Zayn wodząc za mną wzrokiem, gdy przemieszczałem się po zmasakrowanym salonie w poszukiwaniu telefonu. - Mam złe przeczucia. Powinniśmy to wszystko sprawdzić. 

- Jak chcesz to sprawdzić? Mamy zostawić tutaj samą Bethany narażając ją na niebezpieczeństwo i pojechać tam, gdzie być może czeka na nas śmierć jak sam wywnioskowałeś? - dołączył się Niall.

- Chłopaki spokojnie. Poczekamy jeszcze jeden dzień, a potem sam pojadę do John'a i zorientuję się jak wygląda sytuacja. - powiedziałem.

- Sam? A my?

- Wy popilnujecie Beth, nie ma potrzeby narażania was, kiedy mogę zrobić coś sam. 

- Harry...

- Nie, tak będzie lepiej. - powiedziałem głosem nie uwzględniającym sprzeciwów i wyszedłem z salonu kierując się schodami na górę. Zatrzymałem się na chwilę pod drzwiami za którymi znajdowała się porwana przez nas dziewczyna chcąc zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku. Otworzyłem drzwi za pomocą klucza zabranego od Niall'a i wszedłem do środka. 

Leżała na olbrzymim łóżku zajmując ledwie jego kawałek, co pokazywało jak drobna była. Usiadłem i wpatrywałem się w jej nieskazitelną twarz oświetloną tylko delikatnym światłem lampki nocnej. Uniosłem dłoń by dotknąć jej policzka, lecz zrezygnowałem, gdy niespokojnie się poruszyła, nie chcąc jej budzić i niepokoić. Czy śniło jej się coś złego? Chciałbym móc być tym, który byłby jej ukojeniem po każdym koszmarze jaki by przeżywała, to kim jednak byłem skutecznie mi to uniemożliwiało.

Zgasiłem lampkę i wyszedłem z pokoju wciąż zaczarowany jej urodą. Cicho wędrując przez korytarz znalazłem drzwi gościnnego pokoju w którym aktualnie spałem. Nie kwapiąc się zdejmowaniem ubrań położyłem się na łóżku i usnąłem z uśmiechem na ustach spowodowanym niedawnym widokiem kobiety, którą kochałem.


BEAUTIFUL KILLERWhere stories live. Discover now