❝DRZWI. Tak, drzwi. - część II.❞

263 28 12
                                    

Sue ◊ 28/29.10.1970

— Przestańcie się tak gapić! — rzuciłam oschle, na co Tom i Nancy wymienili jedynie spojrzenia. Stali na przeciwko kanapy, na której siedziałam wraz z Felixem. Z naburmuszoną miną, spoglądałam to na nich, to na Ślizgona siedzącego obok mnie ... teoretycznie. 

Zapadła chwilowa cisza, po której dało się słyszeć parsknięcie śmiechem Krukona. Nancy słysząc to szybko zakryła usta dłonią by nie pozwolić sobie na taki sam wybuch. Mimo wszystko jej oczy zdradzały więcej niż by tego chciała. Tom w końcu się uspokoił. Przyłożył zaciśniętą w pięść dłoń do ust, chrząknął i na samym końcu, skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 

— No dobrze, omówmy jeszcze raz co się stało. 

— Jakby to miało coś pomóc. — mruknął Felix i wywrócił oczami. Bardzo ładnymi, brązowymi oczami. 

— Jak kładliście się spać, wszystko było w porządku. A gdy się obudziliście ... — chłopak zacisnął wargi i ponownie parsknął śmiechem. 

— Byliśmy zamienieni ciałami. — dokończyłam za niego zdenerwowana. —Na brodę Merlina, Tom, to na prawdę nie jest śmieszne! 

Rozbawienie Toma wyrwało się spod kontroli. Co zaczęło się zwykłym chichotem, zmieniło się w prawdziwe salwy śmiechu. Chłopak zrobił się cały czerwony, złapał się za brzuch i próbując złapać oddech powiedział

— I ... i jeszcze jak to, hahaha, mówisz tym, hahaha, głosem Felhahaha, to, hahaha, nie mogę wziąć tego na hahahahahaha ... — i nie dał rady już do kończyć. 

— Zapomniałam o jednym! — rzuciłam w pewnym momencie, ignorując duszącego się od śmiechu Toma. — Nancy odwiedziła mnie w nocy. — spojrzałam na dziewczynę i uniosłam brew ku górze. 

Krukon oparł ręce o kolana, wziął kilka głębszych wdechów i wyprostował się, także przenosząc wzrok na Nancy. Mimo tego, iż przestał się śmiać, jego głupkowaty uśmieszek rozbawienia dalej malował się na jego twarzy.

— To prawda? — spytał, na co Collins skinęła głową twierdząco. — Co robiłaś w nocy u Sue? —  dodał jeszcze. 

Czekanie na odpowiedź dziewczyny trwało wieki. Ilość procesów myślowych jakie można było zobaczyć w jej wyrazie twarzy była niezliczona. I mimo tak intensywnych przemyśleń, wszystko co otrzymaliśmy to wzruszenie ramieniem. 

— Nancy Collins jak zawsze cholernie pomocna. Dziękujemy bardzo za NIC.   — wyrzuciłam ręce ku górze i oparłam się zrezygnowana. 

Dziewczyn spojrzała na mnie z wyraźnym zmieszaniem i lekkim urażeniem w oczach. Może to dlatego, że wypowiedziałam te słowa głosem Felixa. Słowa, których plackowa dziewczyna na co dzień nie usłyszałaby od swojego chłoptasia. 

 — Sądzisz, że co, rzuciła na nas jakiś urok? Odpuść White i lepiej zacznij myśleć nad rozwiązaniem. 

Ugh, gdyby nie to, że Ślizgon powiedział to moim głosem, dawno bym go udusiła. 

— Idę siku. — oznajmiłam, chcąc po prostu na jakiś czas odpocząć od ich bezsensownej paplaniny i może faktycznie skupić się na wymyśleniu jakiegoś rozwiązania. No i poza tym na prawdę musiałam iść do toalety. 

— Nie możesz. — rzucił płytkim głosem Felix. 

— Bo co?! — spytałam i spojrzałam na niego wściekła. — Zabronisz mi? — zmarszczyłam brwi. 

❝Pojednanie❞Where stories live. Discover now