❝Śmiercionośna kapusta kiszona.❞

311 34 12
                                    

Sue ◊ 06.09.1970


Co najbardziej pamiętam z pobytu w skrzydle szpitalnym to fakt, że dosłownie czułam się gorzej przez samo to, że tam przebywałam. Koce, które przyniosła mi Pani Pomfrey zaczynały mne dusić, nogi świerzbiły mnie od ciągłego leżenia, w powietrzu unosił się zapach ziół i leków a nieprzerwana cisza doprowadzała mnie do istnego szaleństwa. Odrzuciłam stertę koców na bok i uniosłam się do pozycji siedzącej. Wsunęłam stopy w buty i stanęłam na równe nogi. Przeciągnęłam się i w momencie, gdy postawiłam pierwszy krok usłyszałam za plecami

— Czujemy się już lepiej, Panno White?

Zatrzymałam się, zesztywniałam, wypuściłam powietrze ustami i obróciłam się w stronę kobiety.

— Tak, nawet znacznie lepiej. Mogę już iść? — uniosłam brew ku górze i spojrzałam na nią najlepszym błagalnym wzrokiem jaki udało mi się wykonać. Pani Pomfrey przywołała mnie do siebie ruchem palca. Wiedziałam, że wykonywała jedynie swoją pracę i miała na celu dbanie o moje dobro, ale ja naprawdę chciałam się stąd jak najszybciej wydostać. Ruszyłam w jej stronę, włócząc stopami po posadzce i wzdychając ciężko, teatralnie demonstrując swoje niezadowolenie. Pielęgniarka przyłożyła mi dłoń do czoła, zadała mi kilka pytań i przynajmniej pięć razy upewniła się, że dobrze się czuję i na pewno niczego nie potrzebuję i nie chciałabym z kimś porozmawiać. Widząc jednak, że niczego poza „wszystko ze mną w porządku" ode mnie nie wyciągnie, skinęła głową i pozwoliła mi pójść. Na moje usta wstąpił nagle szeroki uśmiech, podziękowałam jej i szybkim krokiem udałam się w stronę wyjścia. Postanowiłam odszukać najbliższy zegar, gdzie spojrzałam na godzinę. Po tym ruszyłam w stronę Wielkiej Sali, gdyż według godziny, powinna być teraz pora obiadowa. Nie wiedziałam czy byłam głodna, czy było mi nie dobrze, ale musiałam zająć czymś myśli.

Weszłam do środka i dostrzegłam pozostałą trójkę siedzącą przy stoliku. Gdy Tom mnie dostrzegł, machnął do mnie ręką. Uśmiechnęłam się niepewnie i ruszyłam w ich stronę. Usiadłam na moim miejscu i nic nie mówiąc, zaczęłam nakładać sobie jedzenie na talerz.

— Jak się czujesz, Sue? — usłyszałam głos Krukona.

Wzruszyłam ramieniem, bo właściwie nie wiedziałam wtedy jak się czułam. Byłam skołowana i trudno było mi odpowiedzieć na to pytanie. Brak mojej odpowiedzi spowodował, że na długi czas zapadła cisza. Wokół panował harmider, słychać było uderzanie sztućców o talerze i, jeśli dobrze się wsłuchałeś, można było wyłapać najnowsze plotki krążące po Hogwarcie. Jak na przykład, to, że Julie potajemnie poszła do Hogsmade z Derekiem, chociaż umówiła się z Ryderem na „wspólną naukę". Co lepsze, Derek, był był w tym samym czasie umówiony z Roxane. Skończyło się na tym, że Ryder i Roxane poszli „uczyć się razem". ... właściwie nie wiem, dlaczego postanowiłam to spisać. Nie ma to się nijak do głównego nurtu tej historii. Ale, może komuś to się kiedyś przyda, ahah. A może musiałam to opisać, bo wszystko dookoła było bardziej interesujące, niż to co działo się u nas, gdyż u nas dalej panowała grobowa cisza. Miałam wrażenie, że nasze jedzenie było bardziej interesujące niż my. Znaczy, kogo ja oszukiwałam. Nasze jedzenie na pewno było bardziej interesujące niż my.

— Sue. — usłyszałam ponownie głos Toma, przez co placek nadziewany siekaną wołowiną i cynaderkami, którego kawałek właśnie sobie nakładałam, upadł mi tuż koło talerza. Fuknęłam cicho i niezgrabnie zaczęłam przekładać go sobie na swój talerz. Chłopak odczekał chwilę zanim znów zaczął mówić. — Dlaczego wróciłaś do pokoju? — spytał i przechylił lekko głowę.

❝Pojednanie❞Where stories live. Discover now