❝Placek akromantulowy.❞

428 37 8
                                    

Thomas ◊ 02.09.1970


Wiedzieliście, że akromantule pochodzą z dżungli Borneo? Rozstawienie ich odnóży potrafi osiągnąć aż piętnaście stóp a ich jad jest bardzo trujący i jednocześnie bardzo drogi. Samica jest w stanie jednorazowo złożyć około stu miękkich jaj wielkości piłki.

Dlaczego Cię o to pytam? Może sprawdzam z jakim czytelnikiem mam do czynienia? A może ...

W jakiś sposób udało mi się dotrwać do następnego dnia, bez jakiekolwiek interakcji z moimi nowymi współlokatorami. Zastanawiałem się, czy inni, tak samo jak ja, stali pod drzwiami i nasłuchiwali, kiedy mogą samotnie wymknąć się do łazienki. Wracając do pokoju po porannym prysznicy, wyraźnie tupałem o podłogę, chcąc dać innym znać, że nadchodzę. Przy okazji zerknąłem ponownie na moje imię widniejące na drzwiach: „Thomas Walker". Takim samym imieniem i nazwiskiem został obdarowany wybitny Mugol, odkrywca. Thomas Walker nie tylko podróżował odkrywając nowe lądy, ale był też lekarzem. Spytałem pewnego dnia moich rodziców czy nadanie mi imienia „Thomas" by połączyło się idealnie z nazwiskiem „Walker" i upamiętniło tym samym tego wybitnego człowieka. Odpowiedzieli mi „Thomas Walker to podróżnik? No cóż za niespodzianka! Nie, nie, nazwaliśmy Cię Tom, ponieważ ... spodobało nam to imię." I choć wierzyłem im, że nie wiedzieli kim był ów mężczyzna, nie wierzyłem, że nadanie mi owego imienia było przypadkiem. Byłem bowiem dumnym przedstawicielem Revanclawu. Domu szczycącego się mądrością i bystrością. I ja, dumny Krukon z piątego roku, byłem tego dnia bardzo spóźniony na śniadanie.

Wpadłem do Wielkiej Sali i jak co dzień, ruszyłem w stronę swojego stołu. Już wtedy coś wydawało się być nie tak, gdyż każdy uczeń odziany w szatę z barwami mojego domu zaczął na mnie spoglądać, ale postanowiłem to zignorować. Dopiero gdy zabrałem się za siadanie przy stole, jeden z Krukonów uniósł dłoń i wskazał mi ... coś. Zmarszczyłem brwi i powędrowałem wzrokiem we wskazanym kierunku. Moje usta lekko rozchyliły się, gdy dostrzegłem moich współlokatorów, siedzących przy osobnym stole. Ach! Nie dość, że odseparowali nas od reszty uczniów przydzielając nam odosobniony pokój, teraz nie mogliśmy nawet siedzieć ze swoimi domami przy posiłkach! Co jeszcze? Stworzą dla nas osobne lekcje i potajemne korytarze, byśmy przypadkiem nie natknęli się na innego ucznia? Zacząłem się zastanawiać, czy to miało być pojednanie czy izolatka. Westchnąłem ciężko i ruszyłem w kierunku pozostałej trójki, bardzo powolnym krokiem. Gdy wreszcie tam dotarłem, zająłem w ciszy swoje miejsce.

— Dzień dobry. — rzuciłem krótko. Rozejrzałem się po stole i już chciałem zacząć nakładać sobie jedzenie, gdy dostrzegłem kopertę leżącą na moim talerzu. Sięgnąłem po nią, chcąc ją otworzyć, gdy usłyszałem głos Gryfonki

— Profesor Dumbledore prosi nas o pozostanie w Wielkiej Sali po śniadaniu. Podobno chce z nami o czymś porozmawiać.

Dziewczyna zmarszczyła brwi i wydawała się dość urażona, gdy ujrzała, że mimo otrzymanej informacji, dalej postanowiłem otworzyć list. To nie tak, że jej nie ufałem, ale ... wolałem po prostu sprawdzić to na własne oczy. Przesunąłem wzrokiem po pergaminie, skinąłem lekko głową, mruknąłem krótkie — Hm. — po czym odłożyłem list na bok i zacząłem nakładać sobie jedzenie.

Dopiero po jakimś czasie zaobserwowałem, że podczas gdy wokół nas panował harmider głosów połączony z uderzeniem sztućców o talerze, przy naszym stole panowała grobowa cisza. Taka cisza, że ... no wiesz, można ją poczuć. Ze względu na dyskomfort spowodowany zaistniałą sytuacją, zacząłem rozważać przemycenie jedzenia do pokoju.

— D st o corj cka pc dynif.

Ja, Susan i Felix, przestaliśmy jeść i równocześnie przenieśliśmy wzrok na Puchonkę, z której ust wydobył się całkowicie niezrozumiała seria dźwięków. Przez jakiś czas ponownie zapadła cisza, Nancy nie zdawała się przejmować tym, że nikt z nas nie zrozumiał tego co powiedziała. Nam też to szczególnie nie przeszkadzało, bo był to właściwie pierwszy dźwięk jaki od niej otrzymaliśmy i na ten moment mój umysł skupił się właśnie na tym, niż na znaczeniu jej wypowiedzi.

— Jako osoba doświadczona w mówieniu — odezwała się po jakimś czasie Sue — polecam otwieranie ust trochę szerzej i wypowiadanie słów wyraźniej, tak, by inni mogli zrozumieć co mówisz.

Na usta Nancy wstąpił uśmiech, ale nie powiedziała niczego więcej. Spodziewałem się, że straciliśmy okazję, na pokazanie jej, że nikt jej tutaj nie zje, jeśli się odezwie. Wypuściłem powietrze ustami i uniosłem widelec by ponownie zabrać się za jedzenie. W tym samym momencie Nancy odezwała się ponownie, jednak tym razem, posłuchała rady Sue i mogliśmy dokładnie zrozumieć co powiedziała.

— Przez całe wakacje chodził za mną placek dyniowy a oni do tej pory go nie podali. — wzruszyła ramieniem i zabrała się za jedzenie kornwalijskich pasztecików.

Spojrzałem na pozostałą dwójkę i dostrzegłem, że oni, tak samo jak ja, próbują powstrzymać śmiech cisnący się na ich usta. Nie miało być to nic niemiłego, po prostu cała sytuacja wydawała mi się dość zabawna. Obawiałem się jednak, że jeśli się zaśmieję, dziewczyna źle to odbierze. Zacisnąłem więc pięść pod stołem i powiedziałem

— Uważam, że jako wybranka Hogwartu, powinnaś mieć możliwość zażądania placka dyniowego. Nikt nikomu nie powinien odmawiać placka dyniowego.

Nancy zaśmiała się i pokiwała lekko głową, jakby zgadzając się ze mną. Sue także nie wytrzymała i zawtórowała jej śmiechem. Ja również do nich dołączyłem i mógłbym przysiąc, że lewy kącik ust Felixa uniósł się ku górze, co zakładałem, było jego formą wyrażania rozbawienia. Nagle wizja pozostania tu do końca posiłku nie wydawała się taka depresyjna.

Wielka Sala powoli pustoszała, uczniowie z pełnymi brzuchami rozchodzili się na poranne lekcje. Nasza czwórka, zgodnie z prośbą Dumbledora, pozostała na swoich miejscach. Zaczęliśmy być jednak dość niespokojni, gdy w Wielkiej Sali zostaliśmy tylko my, a jego dalej nie było. Spóźniałem się już na śniadanie, nie miałem zamiaru spóźnić się także na zajęcia. Sue usiadła na stole stawiając stopy na krześle. Nancy popijała herbatkę, intensywnie wpatrując się w spód filiżanki. Felix ułożył nogi na stole i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Ja natomiast krążyłem wokół stołu, nie mogąc zwyczajnie usiedzieć na miejscu.

W pewnym momencie Felix położył stopy na podłodze i podniósł się z krzesła — Chyba wszyscy możemy się zgodzić, iż Dumbledore zapomniał o naszym spotkaniu, więc możemy już sobie iść.

— Profesor Dumbledore poprosił nas byśmy tu zostali i mam zamiar to uszanować. Na pewno o nas nie zapomniał. — odezwała się Sue.

Chłopak wywrócił jedynie oczami i obrócił się by ruszyć w stronę wyjścia, ale coś go zatrzymało. Susan, która wcześniej siedziała na stole, teraz na nim stała. Nancy podkuliła nogi i przycisnęła je do klatki piersiowej. Felix spojrzał na Sue i pokręcił lekko głową. — Odważna Gryfonka, huh? — roześmiał się cicho, po czym uniósł stopę ku górze by zgnieść pająka.

— Nie! — krzyknąłem, ale było już za późno. Felix przytrzasnął stworzenie butem, tym samym pozbawiając go życia. Przeniósł na mnie zdezorientowany wzrok, nie rozumiejąc, dlaczego robię z tego taką wielką aferę.

— Thomas Walker, obrońca pająków! — powiedział, podczas gdy ja zdecydowanym ruchem dłoni wskazałem mu prawy róg na drugim końcu Sali. Pozostała trójka podążyła wzrokiem we wskazanym kierunku, by na samym końcu dostrzec wielką (synonim: GIGANTYCZNĄ, OGROMNĄ, KOLOSALNĄ, OLBRZYMIĄ, POTĘŻNĄ) akromantulę.

Placek akromantulowy? Teraz rozumiecie? Haha, ha ... ha. Długo nad nim myślałem i na prawdę mnie rozśmieszył. Nancy też! Wtedy na Wielkiej Sali, nie było nam jednak do śmiechu. 





__________________________________

Rozdział dedykowany jest przecudownej Wiktorii aka @xxhalfbloodprincess.

❝Pojednanie❞Where stories live. Discover now