Rozdział 29

12.5K 911 154
                                    

Przy­jaciele są jak ciche anioły, które pod­noszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać.
____________________
*****Kathe*****
Wybiegłam z domu zaraz po telefonie Erika. Nic się dla mnie teraz nie liczyło. Nic poza nim. Żółć podeszła mi do gardła i miałam ochotę wymiotować. Sama nie wiem ile zajęło mi, to czasu, ale w końcu dotarłam do szpitala.
Dylan, Dylan, Dylan.
Szłam przez śmierdzący lekami korytarz, wpadając na mijanych przez siebie ludzi.
W recepcji powiedziano mi, że mój brat walczy o życie. Moje serce było pełne nadziei. Przecież był taki silny!
Gdzie ten cholerny blok operacyjny!?
-Przepraszam.. - Zaczepiłam pielęgniarkę. - Którędy na blok operacyjny?
Spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Do końca korytarza i w lewo.
Ruszyłam biegiem.
-Proszę Pani! Nie wolno tam wchodzić!- Krzyczała za mną, ale ja już znikałam za ścianą.
Przed sobą zobaczyłam drzwi z napisem, którego tak szukałam. Dotarłam. Przed salą stały plastikowe, niebieskie krzesła, a na jednym z nich siedział blondyn o szarych intensywnym oczach.
Na mój widok wstał.
-Kathe? - Zapytał, ale w jego głosie brzmiała pewność.
Wzięłam głęboki oddech.
-Co z nim? Co z moim bratem?
-Trwa operacja. Musimy czekać.
-Och. - Zakręciło mi się w głowie. Wyciągnęłam dłoń w stronę krzesła. Było za daleko. Mężczyzna zrobił krok w moją stronę. - Czekać? - Wykrztusiłam osuwając się po ścianie.
Pokiwał głową.
Mam czekać? Czekać i nic nie robić? Tak po prostu?
Schowałam twarz w dłonie, a potem echem po całym korytarzu rozszedł się mój płacz.
*****Rose*****
Obudził mnie czyjś delikatny dotyk.
Nie, nie czyjś. W ogóle nie musiałam otwierać oczu, by wiedzieć kto mnie dotyka.
Po moim ciele rozchodziły się przyjemnie dreszcze.
Jęknęłam.
Było mi, tak dobrze...
A potem bańka szczęścia prysła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Dotarło do mnie, to wszystko co działo się wcześniej.
Uderzyło we mnie z taką siłą, aż musiałam usiąść. Z trudem łapałam powietrze. Szumiało mi w głowie. Gdyby nie obecność Will, na pewno nie dałabym rady oddychać. Chłopak siedział obok mnie. Dawał mi siłę, a swoim dotykiem zmuszał do każdego, małego oddechu. Dla niego.
Ale co z...
O Boże!
Dylan.
Starałam się łapać powietrze, jak tylko mogłam, ale moje płuca odmawiały posłuszeństwa.
Rozejrzałam się dookoła. Byliśmy w jasnym pokoju, gdzie jedynymi meblami było łóżko, na którym siedziałam i czarna szafa stojącą przede mną.
Will pogłaskał mnie po plecach.
-Oddychaj Rose. Powoli.
-C-co z Dylanem? - Wyjąkałam cała się trzęsąc. - Gdzie ja jestem?
-Jesteśmy u Gideona. - Powiedział masując mi delikatnie plecy. - Oddychaj Rose.
-O Boże czy on...
Skurczyłam się ze strachu.
-Walczy o życie. - Odpowiedział wreszcie.
-O Boże. - Nie umiałam nic więcej powiedzieć, a po moich policzkach płynęły łzy. Odrobinę mi ułożyło. - Ale żyje, tak?
-Lekarze robią co mogą. Operacja trwa już trzecią godzinę.
Odrzuciłam kołdrę, którą byłam przykryta.
-Musimy tam jechać! - Powiedziałam i przełożyłam dziwnie giętkie nogi z łóżka na podłogę.
-Rose uważaj. - Mruknął Will. Nie słuchałam, wstałam, ale nie potrafiłam utrzymać się na nogach. Z piskiem poleciałam z powrotem na łóżko.
-Co jest? - Syknęłam.
-Zastrzyk był dość mocny. Krzyczałaś i szarpałaś się na wszystkie strony. Nie chciałem zrobić ci krzywdy.
Jęknęłam.
-Ile to jeszcze potrwa?
-Kwadrans, może mniej. Przyniosę ci coś do picia.
Pokiwałam głową na zgodę. Chciałam zostać chwilę sama. To wszytko było moją winą!
Jak tylko zamknęły się za Willem drzwi, schowałam twarz w dłonie i zaczęłam płakać.
*****Will*****
Wyraźnie widziałem, że Rose jest na granicy. Środek na uspokojenie jeszcze działał, ale to była tylko kwestia czasu. Bałem się, że wpadnie w kolejny szał.
Wyszedłem z pokoju. To wszystko moja wina. Gdyby mnie nie poznała... Westchnąłem. Byłbym nikim. Taka była prawda. To przy niej jestem kimś. Mimo tego całego bałaganu, to ona daje mi siłę. Dzięki Rose nie jestem już wrakiem człowieka.
Rozejrzałem się po salonie. Gideona nie było w domu. Miałem tylko chwilę. Zerknąłem na telefon. Znałem numer do matki na pamięć. Gdyby nie te cholerne urządzenia uniemożliwiające namierzanie numeru, już dawno bym ją dopadł, albo ona mnie. To działało w obie strony.
Wszedłem do łazienki i puściłem wodę, tak żeby Rose nic nie usłyszała.
Wybrałem numer.
Nie musiałem długo czekać.
-Will? - Oczywiście wiedziała kto dzwoni.
-Wypuść Li. - Od razu przeszedłem do rzeczy. - Wypuść moją siostrę.
Prychnęła.
-Nie wyobrażasz sobie, jak ja za wami tęskniłam, jak tęskniłam za Li.
-Ostrzegam cię.
-Chyba żartujesz!? Ty, mnie? Niby co zrobisz? Uciekasz, masz związane ręce.
Zaśmiałem się.
-Czyżby? Jesteś tego taka pewna?
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.
-Ach, zapomniałbym. Chyba twój człowiek się nie zameldował przez ostatnie trzy godziny, co?
-O czym ty mówisz?
-Nie kłam! - Zacisnąłem dłoń mocniej na umywalce. - Ktoś próbował zabić mnie i moich znajomych. Strzelano do nas!
-Will, to nie...
-Chcesz mi powiedzieć, że to nie ty? Nie wysilaj się. Nie uwierzę. I wiesz co? Znajdę na ciebie sposób. Będę pieprzonym wariatem i pójdę do prasy. Nagram wszystko co wiem, nie będziesz miała już tyle przestrzeni. Oddam się w ręce policji. Zrujnuję cię. - Blefowałem, ale miałem nadzieję, że to łyknie. Wiedziała, że dla Lili jestem w stanie zrobić wszystko. Nic innego mi nie pozostało.
-Will. - Wycedziła przez zęby. - Nie rób tego. To nie byłam ja.
-Oddaj mi Li.
-To nie ja. - Powtórzyła.
Zawahałem się.
Dlaczego się wypierała? Zazwyczaj otwarcie mówiła, o tym wszystkim czego dokonała.
-Lepiej policz ludzi. Daje ci czas do wieczora. Jeśli Li się nie odezwie... Zrujnuję całe twoje życie. Będziesz żałować, że mnie urodziłaś, jak jeszcze nigdy w życiu nikt nie żałował.
Rozłączyłem się nim dodała coś jeszcze.
Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Jeżeli ten chłopak umrze, dorwę ich wszystkich.
*****Erik*****
Operacja się udała, ale chłopak się nie budził. Zabrałem Kathe do siebie. Musiała się przebrać i chwilę przespać. Siedziała w szpitalu, przy jego łóżku prawie cały dzień, nic nie jedząc. Zadzwoniła też do rodziców. Ojciec Dylana miał przelecieć najbliższym lotem.
W holu spotkaliśmy Rose. Obie blondynki wpadły sobie w ramiona. Obie płakały. Gideon stał z boku, grzecznie odwracając w bok głowę. Wiedziałem co czuje.
Will musiał zostać w domu, przez co, wściekał się jeszcze bardziej. Postanowiłem wysłać do niego Sooki. Ktoś musi mieć go na oku. Oddanie się w ręce policji? Też mi pomysł.
Czekając na telefon od Lucasa, dla zabicia czasu, razem z Kathe oglądaliśmy wiadomości.
Dziewczyna odłożyła prawie pełny jedzenia talerz na stół i wysmarkała nos.
-Jak się czujesz? - Zapytałem głaskając ją po włosach.
-Słabo mi.
-Za mało zjadłaś. Jesteś zmęczona...
-Erik, naprawdę mi słabo.
Pokiwałem głową.
-To ze stresu.
-O Boże! - Wydarła się.
-Co jest? - Zmarszczyłem brwi.
Przełknęła ślinę.
-Zaraz zwymiotuje. - Dziewczyna zasłoniła dłonią usta. - Boże.
-Ale...
-Przestań! - Warknęła, po czym zerwała się na równe nogi.
Siedziałem osłupiały i patrzyłem, jak znika w toalecie.
Hmm?
Nachyliłem się nad jedzeniem i powąchałem je.
Pachniało ładnie.
Wzruszyłem ramionami i zjadłem odrobinę.
Cóż, ona już chyba nie będzie jeść.
Śmiało włożyłem do ust kolejną porcję.
Mmmm. Pychotka.
*****Cordelia*****
Po rozmowie z Willem w mojej głowie zapanował chaos. Ktoś próbował zabić mojego syna. Jak smiał!? Krążyłam po pokoju w tę i z powrotem. Musiałam zebrać myśli.
Will mowił o człowieku, czy kogoś mi brakuje? Nie, to niedorzeczne. Nikt poza mną nie mógł wydać rozkazu. Nikt samowolnie by tego nie zrobił. Nawet mój mąż nie ma, aż takiej władzy. Zresztą, on nie chciał by śmierci naszego dziecka.
Więc kto inny jesli nie nasi?
Zatrzymałam sie.
Will nie mówił tylko o sobie. Nie tylko on tam był. To nie musiał być strzał kierowany do niego.
Czy była z nim ta dziewczyna? Kto chciałby jej śmierci najbardziej?
Jasna cholera!
Jest jedna osoba. Jedna która mogłaby coś takiego zrobić.
Podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i biorąc ze sobą kilku ludzi, ruszyłam do pokoju Nadi.

_________________
Heej. Trochę mnie nie było, za co bardzo was przepraszam! Kolejny będzie szybciej ;*. Daję słowo! Albo... Nie będę jadła karmelowej, białej czekolady przez miesiąc. Na szczęście, to moja ulubiona, więc tego sobie nie zrobię 😂💪.
Nie no żarcik ;p. Dodam dla was <3. Żebyście nie musieli tyle czekać 💕❤. Bo naprawdę doceniam, że jesteście ze mną i moimi bohaterami ✋. Wielkie love wam za to! 😻
Moi Kochani, jak się podoba rozdział? 😊
Czy to Nadia będzie stała za zbrodnią? I co zrobi matka Willa (hah tak, Cordelia xd), jeśli to faktycznie dziewczyna?
Wszystko w kolejnym! Kocham was bardzo, dziękuję za tak liczne gwiazdki, komemtarze i wyświetlenia. Nadal nie mogę w, to wszystko uwierzyć! 😎
Ale przecież mam was 😏, więc jak mogłoby być inaczej?
Miłego dnia!
Do nextu ✋

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Where stories live. Discover now