Rozdział 24

13.4K 920 195
                                    

,,Wyobraź sobie dwa wilki, które bez przerwy walczą.
Jeden to rozpacz i ciemność.
A drugi to nadzieja i światło.
Który wilk zwycięży?

Ten, którego karmisz".
___________________
*****Erik*****
-Cholerne telefony! Pieprzona technologia! - Burczałem, w sobotni ranek, szukając komórki pod łóżkiem.
Oczywiście, kiedy już ją znalazłem i zobaczyłem kto dzwoni, mój humor popsuł się jeszcze bardziej.
Odebrałem.
-Czego ty chcesz? Wiesz która jest godzina?
-Przestań marudzić, Erik. - Powiedział ojciec. - Zachowujesz się jak baba.
Nikt, nie irytował mnie, tak bardzo, jak ten człowiek.
-W takim razie, po co do mnie dzwonisz, skoro twoja baba gdzieś tam się kręci? Z nią sobie porozmawiaj, kolejna ci nie potrzebna. Zresztą, ja śpię!
Zapadła cisza.
Mogłem sobie, tylko wyobrażać, jak bardzo, działałem mu na nerwy, za każdym razem, kiedy się odzywałem. No cóż, po kimś to miałem.
-Chodzi o Rose. - Wycedził, w końcu przez zęby.
Momentalnie oprzytomniałem.
-Co się dzieje? 
-Jest u niej chłopak...
-Will? -Wszedłem mu w słowo.
-Nie, baranie. Opalony, krótkie włosy. Podobno poznała go w Miami.
Usiadłem na łóżku. To nie mógł być nikt inny, jak brat Kathe. Poklepałem się po karku.
-Dobra tato, słuchaj nie ma się czym przejmować. Chłopak jest... - Urwałem, sam do końca nie wierząc w to, co chcę powiedzieć. Pokręciłem rozbawiony głową. - Chłopak jest naprawdę w porządku. Nie stanowi dla Rose żadnego zagrożenia.
-Erik. - Zaczął, starając się mówić spokojnie.- Po co w takim razie przyleciał? Nie wierzę, że dla tego, bo jej obiecał. Znasz go?
-Słuchasz co... - Chciałem mu przerwać, ale mi na to nie pozwolił.
-Wiesz, że musimy być pewni?
-Nie jestem idiotą. To pewna informacja, a jedyne zagrożenie, jakie stanowi, to nie nasz problem, tylko Willa.
Ojciec odchrząknął.
-Właśnie widziałem.
Zaśmiałem się.
-Nie masz się czym staruszku przejmować. Wszystko jest pod kontrolą.
-Skoro, tak mówisz. - Rzucił, po czym się rozłączył.
Westchnąłem.
Wiedziałem, że i tak będzie miał Dylana na oku.
Uśmiechnąłem się. To bardzo dobrze. Nic do niego nie mam, no okej prawie nie mam, ale Rose jest z moim przyjacielem, i chciałbym żeby tak zostało. Ktoś powinien mieć na nią oko.
Podszedłem do barku i nalałem sobie trochę martini.
Oczywiście, gdzieś w głowie słyszałem, że przy tym pajacu, Dylanie była by bezpieczniejsza, ale w końcu, to nie moja sprawa. Jest dorosła. Nie będę jej mówić z kim ma być. Mam tylko nadzieję, że nie przyprawi Willowi rogów. 
Westchnąłem. Jedynym moim zadaniem jest ją chronić. Czy to Will, czy Dylan. Nie pozwolę jej skrzywdzić.
Swoją drogą... Ciekawe czemu Kathe nic mi nie wspomniała, o tym że jej brat przyjeżdża.
Dopiłem alkohol.
Dobrze.
Rose przynajmniej zajmie się tym pajacem, a nie ponurymi myślami.
*****Rose*****
Spędziłam z Dylanem cały dzień. Na początku nie bardzo wiedziałam, jak się zachować. Niby nasz kontakt był stały, ale co tak naprawdę sobie myślał, po tym, kiedy go zostawiłam? Kiedy ochłonął i dotarło do niego, że wybrałam Willa?
Moje obawy były zbędne.
Dylan zachowywał się przyjaźnie, zupełnie jakby nasza rozłąka nie miała miejsca. W końcu, więc też dałam sobie spokój i się rozluźniłam.
Był późny wieczór, a ojciec w końcu przestał co chwila zaglądać nam do pokoju.
-Chodź tu. - Powiedział, po czym przyciągnął mnie do siebie, i usadził sobie na kolanach.
Oplatając ramiona wokół szyi chłopaka, wreszcie poczułam że nie jestem sama.
Instynktownie wtuliłam twarz w jego policzek.
A wiecie co było w tym wszystkim najlepsze?
To, że on niczego nie próbował. To, że naprawdę nie było w tym nic namiętnego. Po prostu byliśmy dwojgiem przyjaciół.
-Jesteś taka zmarznięta.
Wydęłam wargi.
-O dziwo ty też. - Zauważyłam z irytacją. To zupełnie do niego nie pasowało. Jego skóra zawsze była ciepła.
-To nie słoneczne Miami. - Zauważył.
Zamknęłam z rozmarzeniem oczy.
-Chciałabym tam pojechać.
-Może w wakacje?
-Może...
Spojrzałam na niego. W oczach miał wypisane pytania, a ja wiedziałam, że nie długo zacznie pytać. Odchrząknęłam i chcąc jeszcze trochę cieszyć się tą beztroską, zsunęłam się z jego kolan.
Wiedziałam, że zauważył mój zapłakany stan, chociaż robiłam wszystko co mogłam, żeby nie obarczać go tym wszystkim, co działo się dookoła mnie.
Nic z tego.
Zbyt dobrze mnie znał.
*****Dylan*****
Zeszła z moich kolan. Przyjrzałem się jej uważnie. Nie była w zbyt dobrym stanie. Widziałem, to wyraźnie, chociaż starała się, jak mogła nie okazywać, że jest z nią coś nie tak.
Śmiała się z moich żartów i ciągle uśmiechała, ale to już nie była ona.
Moja Rosi, która chociaż oddałem jej kawałek swojego świata, zostawiła mnie i odleciała za nim.
Coś się zmieniło. I nie mam na myśli, że była w tym moja wina, że to ja wywołałem w niej taką zmianę. Czułem, że nie dotyczyło to mnie. Między mną, a nią wszystko było dobrze.
Miesiące rozłąki uświadomiły mi, jak bardzo była dla mnie ważna. Pierwsze tygodnie były koszmarem. Kręciłem się dookoła domu Margaret i nie mogłem znaleźć sobie miejsca.
A teraz jestem tu. Wcześniej niż zamierzałem, bo czułem że coś jest mocno nie tak. I chyba się nie myliłem.
-Może obejrzymy Hobbita? - Zaproponowała.
Przygryzłem wargę. Nauczyłem się tego od niej, a potem nie wytrzymałem. Po prostu musiałem zapytać.
-Co u Willa?
Przyglądałem jej się bardzo uważnie, więc bez problemu wychwyciłem moment, kiedy dosłownie na ułamek sekundy zesztywniała, by po chwili posłać mi sztuczny uśmiech.
-Odwiedza rodzinę, nie będzie go jakiś czas.
Skinąłem głową.
Wyjechał? Zostawił ją samą? Od jak dawna go nie ma?
-Może być Hobbit? - Chciała zmienić temat, a ja jej na to pozwoliłem.
*****Li*****
-Erik, wychodzę! - Krzyknęłam zakładając płaszcz przeciwdeszczowy.
Chłopak wyszedł z sypialni. Miał na sobie, tylko spodnie od dresu, luźno zwisające z bioder. Nie powiem, widok pierwsza klasa. Po jego torsie toczyły się wolno krople potu.
-Taksówka przyjechała?
-Tak, już czeka na dole. Ćwiczysz?
Wyszczerzył się.
-Za dużo otacza mnie kobiet, żebym mógł pozwolić sobie na lenistwo.
Przewróciłam oczami.
-No tak. Ktoś musi być bogiem seksu.
Zaśmiał się, a ja zmrużyłam dla żartów oczy, po czym oblizałam wargi. 
-Wyglądasz apetycznie. - Zamruczałam, a kiedy chłopak zrobił zdziwioną minę, wybuchłam śmiechem.
-Jesteś podła, Li. - Burknął i poszedł do sypialni.
Wyszłam trzaskając drzwiami.
***
Stanęłam na chodniku. Był chłodny wieczór, więc szczelniej owinęłam się wokół szyi, szalikiem. Żałowałam, że nie wzięłam czapki.
Rozejrzałam się za moją taksówką. W tej samej chwili doszła do kierowcy, jakaś kobieta i włożyła mu coś w dłoń. Ten pokiwał głową, a potem ona złapała za klamkę, wsiadając do środka.
Przebiegłam przez ulicę.
-Hej! - Krzyknęłam do kierowcy, nim zasunął szybę. - To ja zamawiałam taksówkę!
Mężczyzna posłał mi bezczelny uśmiech.
-Ta Pani była szybsza, złotko.
Co? Zatrzymałam się osłupiała.
Facet zasunął szybę. Co za burak!
-Dupek! - Wydarłam się.
Odjechał.
Deszcz padał coraz bardziej. Świetnie! Po prostu świetnie! Rozejrzałam się dookoła. Może powinnam zamówić nową taksówkę i poczekać w domu?
Nie, nie.
Nie ma mowy.
Nie dam tym palantom zarobić ani grosza więcej.
Zdenerwowana ruszyłam przed siebie i niczym małe dziecko, rozchlapywałam butami każdą napotkaną kałużę.
Cholerny świat.
Ciągle coś...
Westchnęłam, po czym skręciłam za róg. Przed sobą miałam pustą ulicę. Latarnie nie działały, a sklepy miały pozaciągane rolety. Przyspieszyłam.
Nie było widać żywej duszy. Gdzie tych wszystkich ludzi wywiało?
Idąc ciemnym chodnikiem starałam się nie myśleć, o tym że próbowano wrobić mnie w morderstwo Nataszy, i że gdzieś tam, jest osoba za to odpowiedzialna.
Zaczynałam żałować, że jednak nie pojechałam taksówką, a kiedy usłyszałam za sobą kroki, po moim ciele przeszły dreszcze.
Tylko spokojnie.
Nie oglądaj się, Li.
Bez paniki.
Z bijącym sercem nasłuchiwałam i z całej siły starałam się nie krzyknąć.
Szłam szybkim krokiem. Czułam intruza za sobą. Oprócz moich kroków, słyszałam jeszcze jedne. Przed sobą widziałam zatłoczoną, oświetloną ulicę, ale osoba za mną nie przyspieszała.
Odetchnęłam z ulgą. Może, to tylko zwykły człowiek idący tą samą drogą co ja.
Zaczynałam wariować.
Jeszcze kilka kroków i będę na..
-Li! - Usłyszałam za sobą i zamarłam. Moje serce waliło, jak szalone. O Boże, tylko nie on.
-Czego chcesz? - Odwróciłam się z zamiarem przyłożenia mu w twarz.
Był parę metrów za mną. Śledził mnie. Jednak nie wariowałam. Mój instynkt nie zawodził mnie nigdy. Dobrze wiedzieć.
-O Boże Li uważaj! - Powiedział, a ja usłyszałam, że rusza w moją stronę biegiem.
Zrobiłam krok w tył.
-John, o czym ty.... - Urwałam.
Dostrzegłam w mroku jakiś ruch, ale nim się obejrzałam moją głowę przeszył tępy ból, a potem była już tylko ciemność...

___________________
Hejka Miśki! 😍
Co słychać?
Jak się podoba rozdział? Nie nudzi się wam? 😊
Mam pełno nowych pomysłów na dalszą akcję 😏.
Odhaczam je po kolei z listy ^^.
Co myślcie o ojcu Rose u Erika? Kabluje na własną córkę do syna! 😂😂😂
Tęskniliście za Dylanem i Rosi? 😍 ja tak ❤.
Miłego dnia, czytania i do nextu 💕.

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Where stories live. Discover now