Rozdział 14

14.8K 1K 136
                                    

W czasach zdrady mówienie prawdy jest rewolucją.
Cytat od @mowmibambi 😀.

______________
Siedziałam osłupiała na fotelu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi wnętrzności. Dziwiłam się, że jeszcze żyje. Nie można przecież żyć bez serca, prawda? W ustach miałam posmak żółci i myślałam, że zwymiotuję.
Nie wiem ile minęło czasu, ale Erik zdążył już powiadomić ojca, a chwilę później do środka wpadła Li i Sooki.
Zamknęłam oczy.
To się nie dzieje naprawdę.
To tylko sen.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Erik kazał nam zamilknąć i zerknął w telefon.
Dostał od kogoś wiadomość.
-To policja. - Powiedział ściszonym głosem.
Patrzyłam na niego. Czyżby ochroniarz z dołu był w zmowie z moim bratem? Wszystko jest możliwe.
Li i Sooki, jak na zawołanie rzuciły się do szafek w kuchni. Sooki nalewała do szklanek napoje, a Li zanosiła je do salonu, gdzie siedziałam.
Rozległo się kolejne pukanie.
-Już! - Krzyknął Erik rzucając na stół chipsy, po czym wyjął z szafki wódkę i pociągnął kilka łyków. Co on wyprawia!? To nie czas na picie! Na Boga!
Li włączyła tv i usiadła obok mnie, a chłopak poszedł otworzyć.
-Rose! - Sooki syknęła mi do ucha. - Rozluźnij się!
Łatwo mówić! Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie, ale zrobiłam co kazała. Na tyle na ile mogłam. Zmuszając się sięgnęłam po sok i upiłam łyk. Zaraz tego pożałowałam, krzywiąc się na smak wódki. Po cholerę ją dodali?
-Dziewczyny? - Powiedział Erik i każda z nas z udawanym zaskoczeniem, spojrzała w kierunku policji za jego plecami.
Do środka weszło dwóch młodych policjantów.
-Dzień dobry.
-Panowie chcą ze mną porozmawiać. Dajcie mi chwilę. - Rzucił mój brat i ruszył do sypialni.
-Erik, masz kłopoty? - Sooki wstała zmartwiona.
Jeden policjant ruszył za Erikiem, ale drugi stał i się nam przyglądał.
-Nic się nie martw, słonko. - Erik mrugnął do Sooki. Boże jak on umie, tak dobrze grać!? Teraz, w takiej chwili! Ja miałam ochotę upaść na ziemię i wyć!
-Liliana Richardson i Sooki Nevill? - Zapytał ten, który patrzył się na nas.
Obie marszcząc brwi popatrzyły na niego i po kiwały głowami.
-W takim razie, chyba porozmawiamy sobie w większym gronie. - Stwierdził wreszcie.
-Co się stało? - Sooki przybrała wystraszony wyraz twarzy. Policjant zupełnie ją olał, spoglądając w moją stronę.
-Jak się nazywasz?
O Boże. Tylko żeby nie zadrżał mi głos. Dla Willa, bądź dzielna! Serce waliło mi jak szalone.
-Rose. - Powiedziałam cicho i wstałam z kanapy.
-Niech Pan mówi o co chodzi! - Erik się zdenerwował. - Dziewczyna niech tu zostanie.
Policjant nic sobie z tego nie zrobił. Dalej patrzył na mnie.
-Jak długo się znacie? - Zapytał wreszcie, wskazując na mojego brata.
Blondyn poruszył się niespokojnie. Zaczynał tracić cierpliwość, a ja nie chciałam żeby wpadł w kłopoty rzucając się na funkcjonariuszy.
Mężczyzna jednak zdawał się nic sobie z tego nie robić, bombardował mnie pytaniami.
-Znasz Williama Richardsona?
Omal nie drgnęłam.
Zmarszczyłam brwi i z pytaniem na twarzy (no przynajmniej miałam nadzieję, że to tak wygląda), spojrzałam na Erika. Zgromił mnie wzrokiem. Wiedziałam co mam robić.
-Szukacie Willa? - Li pisnęła i prawie sama jej uwierzyłam. Policjant zbył ją machnięciem dłoni.
-Który to? - Zapytałam wreszcie.
-Ten ciemnowłosy, mój kolega. - Wyjaśnił mi brat.
Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej.
Gotowało się we mnie i to dosłownie!
-Widziałam go dwa, może trzy razy. - Odpowiedziałam cicho.
Bałam się, że polecą mi łzy.
Policjant przyglądał mi się jeszcze chwilę.
-Czego chcecie od Willa!? - Zagrzmiała Li.
-Dobrze, dziewczyna jest wolna. - Zawyrokował.
Odetchnęłam z ulgą.
-Idź do sypialni i zamknij drzwi. - Poinstruował mnie Erik.
Ruszyłam jak automat.
Idź Rose.
Idź!
Zmuszałam się do każdego kroku. Wreszcie jednak dotarłam do celu, po czym zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Czułam, jak do oczu cisną mi się łzy, ale nie mogłam płakać. Nie teraz. Nie półki tu są.
*****Will*****
W lesie stał drugi samochód. Nie miałem czasu się nad niczym zastanawiać, musiałem wiać. Kluczyki ze schowka, pasowały do samochodu. Uśmiechnąłem się. Zwykły, nie rzucający się w oczy seat. Kolejna kartka i trasa na GPS-ie, ucieszyła mnie jak dziecko. Nie miałem pojęcia, gdzie mógłbym pojechać.
Boże, a jak to kolejna pułapka?
Westchnąłem i odpalając samochód, zaryzykowałem. Miałem tylko to. Nie wiedziałem gdzie indziej mógłbym się udać.
Czy matka Sooki naprawdę miała na myśli Taylora, czy ja coś źle zrozumiałem?
Podłożył się?
Zamyśliłem się.
Tak bardzo nalegał żeby, to ona jechała.
Czemu chcieli pozbyć się Lili?
Policja już na pewno do nich dotarła.
Jechałem przez jakaś wąską ścieżkę, a przed oczami miałem Rose.
Ciągle coś. Jak ona sobie teraz poradzi? Oczami wyobraźni widziałem dzień, w którym pierwszy raz ją spotkałem. Był to jeden z najlepszych dni mojego życia.
Początek marca, zimny wiatr smagał moją twarz, ale to mi nie przeszkadzało. Szczerze mówiąc, w ogóle nie zwracałem na to uwagi. Zupełnie pochłonięty muzyką King of Lion, szedłem przed siebie. Niestety, nie długo dane było mi oddawać się tej przyjemności, ponieważ chwilę później z transu wyrwał mnie czyjś krzyk. Odwróciłem się zaskoczony i co zobaczyłem? Blondynkę wiszącą na plecach Rona. W ułamku sekundy pojąłem, że chłopak ma broń, więc kopnąłem go z całej siły.
Pistolet wypadł mu z dłoni, a on wściekły szarpnął dziewczyną i z rzucił ją z pleców, prosto w krzaki. Blada poleciała na nie, jak szmaciana lalka.
Co to kurwa ma być za cyrk?
Patrzę na nią i widzę jej zbolały wyraz twarzy.
Pomogła mi?
Ale...
Z bólem na ładnej buźce, wykopała broń w stronę ulicy.
Cholera.
Ron rzuca się na mnie. Tego już za wiele
Wściekam się. Czy nie mogę raz w życiu spokojnie posłuchać muzyki!?
Rzucamy się na siebie.
Idiota!
Nie ma ze mną szans.
Kątem oka dostrzegam, jak gromadzą się ludzie i wiem, że muszę to zakończyć. Uderzam Rona w twarz, a ten zatacza się w tył i upada.
Cholera!
Wystarczy jedno moje spojrzenie na dziewczynę i już wiem, że nie mogę jej tak zostawić.
-Chodź! Biegiem! - Mówię i ruszam w stronę mostu. Mogę zrobić tylko tyle. Przecież jej nie uprowadzę.
Jednak chwilę później, zauważam z satysfakcją, że biegnie za mną i jest całkiem szybka.
Uśmiecham się pod nosem.
Co powiesz na to, kochanie?
Skręcam i skaczę przez te cholerne krzaki. Lecę chwilę, ale zaraz ląduję na ziemi. Brawo Will.
-Skacz! - Rzucam jeszcze w górę i odsuwając się kawałek w bok, czekam na blondynkę.
Chwilę później widzę, jak plątanina blond włosów, spada na ziemię i zauważając, jak bardzo jest niezdarna muszę powstrzymać uśmiech. Przewracam oczami i nachylam się nad nią.
-Posłuchaj, musisz biec najszybciej jak możesz. Jeśli nie dasz rady, zabiją cię, a ja nie będę mógł nic zrobić.
Prostuje się i patrzy na mnie, jak na wariata.
Nie mam czasu jej nic tłumaczyć, zresztą nie mogę
Robię, to co robię, tylko z wdzięczności.
Ruszam biegiem, ale z zadowoleniem słyszę, że porusza się gdzieś za mną.
Powinienem się upewnić czy nikt nas nie śledzi, więc wzdycham i zatrzymując się znów, wskakuję w krzaki, między drzewami.
Obracam się i chwilę później widzę, jak dziewczyna biegnie z wyrazem paniki na twarzy. Kiedy mnie mija, łapię ją i szarpiąc pociągam. Piszczy, więc zakrywam jej usta.
Zaczyna się szarpać.
Boże co za kobieta!
-Przestań! - Syczę. - To ja!
Jeszcze chwilę się wyrywa, ale stopniowo zaczyna nad sobą panować.
Puszczam ją.
-Nie powinniśmy wezwać policji? - Pyta, po czym zgina się w pół głośno oddychając. Nie wie, że po takim biegu najlepiej trochę pochodzić?
Nagle słyszę coś za jej plecami.
-Kucnij! - Warczę, a ona robi co karzę. - To kłamca. - Wyjaśniam. - Powie, że ty go zaatakowałaś.
-Ale przecież...
-To ty rzuciłaś się na niego, nie on na ciebie. - Przerywam jej.
Boże musi tyle gadać?
Oczywiście, że musi!
Zaczyna gadać coś o broni, ale warczę żeby była cicho, więc wreszcie się zamyka.
Muszę się skupić.
Co mnie tak rozprasza?
Cholera!
Próbuję usłyszeć czy ktoś za nami nie biegnie, ale jedyne co słyszę, to jej oddech.
Wiedziałem, że coś z tym dniem będzie nie tak, od razu jak otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą twarz Li. Na krzyczała na mnie, a teraz utknąłem z blondyną w krzakach. Patrzę na nią. Zaraz się zapowietrzy. Jest nawet ładna. Szkoda by jej było.
-Możesz oddychać ciszej?- Pytam, a jej oczy robią się wielkie, jak spodki.
Okej. Jest bardzo ładna. Nie w moim guście, ale doceniam jej urodę.
Obracam się znów w stronę ścieżki. Chwilę później, kiedy nie słyszę nic więcej, po za wodą, znów odwracam się w stronę dziewczyny.
-Czysto. - Informuję, ale zaraz mało nie wybucham śmiechem. - Hej! Kazałem ci oddychać ciszej, a nie się udusić!
Wypuszcza powietrze, po czym mierzy mnie złowrogim spojrzeniem. Odgryza się.
Wstaję, maskując rozbawienie. Dziewczyna robi, to co ja.
Mówię jej, że niedługo stąd wyjdziemy, i ku mojemu zdziwieniu, nim ugryzę się w język proszę, żeby poszła ze mną. Nie mam nigdy w zwyczaju najpierw mówić, a potem myśleć. Weź się w garść chłopie!
Mierzymy się wzrokiem. Na szczęście odmawia. Przygląda mi się tak intensywnie, że nie mogę nie zauważyć jej oczu. Są takie...
Ich głęboki kolor, przywodzi mi na myśl wzburzone morze.
Do moich uszu dociera jakiś odgłos, więc bez namysłu ciągnę ją w krzaki. Nie krzyczy, ale wiedzę, jak zaciska z bólu wargi, kiedy w jej dłoń wbija się patyk. Odruchowo łapię ją za bok i przyciągam do siebie. Koszulka dziewczyny podwija się w górę, więc pod palcami czuje ciepło jej ciała. Moje palce zaczynają się delikatnie poruszać. Jest taka ciepła i ładnie pachnie.
Drogą przebiega pies, a ona drżąc odskakuje ode mnie.
-Boisz się psów? - Pytam, nie rozumiejąc co przed chwilą się stało.
Spuszcza głowę i robi się cała czerwona. Wygląda tak, jakby się czegoś obawiała. Mnie?
Zapina kurtkę, a ja dziękuję jej za uratowanie życia. Wymieniamy jeszcze kilka zdań, ale coś w niej nie daje mi spokoju. Znam się na ludzkich reakcjach. Czemu nie mogę jej rozgryźć?
Znów opuszcza głowę.
Wzdycham.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to mój dotyk ją odstraszył. Rozdzieliliśmy się za ostatnimi drzewami. Ruszyłem przed siebie z wielką ochotą sprawdzenia, czy mnie posłuchała i czeka, aż zniknę, ale nie mogłem tego zrobić. Jeśli tam byli, musieli ruszyć za mną. Z ulgą stanąłem na moście, po czym wmieszałem się w tłum.
Teraz wróciłem już zupełnie całkiem do rzeczywistości. Jechałem bardzo po woli, ale nikt mnie nie śledził. Zapatrzony przed siebie zastanawiałem się, czy gdyby nie Rose, tam tego dnia; byłbym martwy?
A może nie?
Gdzie byłbym teraz?
I gdzie ona by była?
Gdyby mnie nie spotkała nie pomógł bym jej z Maxem.
Wzdrygam się i przyspieszam. Dość ponurych myśli. Teraz jest z Erikiem, bezpieczna.

_________________
Hej! Taka dziś mała niespodzianka dla was!
Pierwszy rozdział z perspektywy Willa.
Wybaczcie błędy, ale pisany z rana na biegu ;*.
Rozdział szybko, bo wena dopisała! Oczywiście dzięki wam! Za co bardzo dziękuję! ❤❤❤ kocham was!
Do nextu 😍.

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Where stories live. Discover now