Rozdział 25

13.4K 929 123
                                    

Hello there,
the angel from my nightmare...*
~Blink 128. I miss you.

____________________
Obudziłam się jakiś czas później. Cholera jasna, musiałam zasnąć na początku filmu. Rozejrzałam się dookoła. Dylan leżał przytulony do mnie i cicho pochrapywał. Byłam pewna, że wykończyła go zmiana strefy czasowej. W końcu cały dzień przesiedział u mnie bez spania. Ja sama, lecąc do ciotki potrzebowałam trzech dni na regenerację sił.
Zerknęłam na monitor. Leciała końcówka Hobbita.
Przetarłam oczy i najciszej, jak umiałam wygrzebałam się z łóżka. Co było ogromnym wyzwaniem, ponieważ kończyny chłopaka oplatały mnie, jak bluszcz.
Wyłączyłam film i ruszyłam na przedpokój, ostatni raz zerkając na śpiącego Dylana. Był naprawdę przystojny.
Westchnęłam i zamykając drzwi udałam się do kuchni.
Ojciec siedział przy stole, czytał gazetę, ale kiedy weszłam do środka odłożył ją na bok, i zerkną na zegarek.
-O której twój gość wychodzi?
Wzruszyłam ramionami.
-Nie wychodzi.
-Nie?
-Zasnął. - Wyjaśniłam. - Nie mam zamiaru go budzić. Wiem, jak podróż samolotem może wymęczyć człowieka.
-Jego rodzina wie, że tu jest? - Zapytał, ale nim odpowiedziałam z sypialni doszedł nas płacz dziecka. Spojrzałam na ojca pytająco. Czy Adrian nie powinien już spać? Zazwyczaj o tej porze, drzemie już spokojnie przynajmniej przez pół nocy.
Zmartwiony wstał od stołu.
Poszłam za nim, a kiedy weszłam do sypialni zobaczyłam mamę z Adrianem na dłoniach. Chodziła po pokoju.
-Gorączka nie spadła?
-Nie. - Zaprzeczyła.
Zerknęłam na malucha.
-Ma gorączkę?
-Tak. - Matka wyglądała na przerażoną. - Podałam mu leki i nic nie przechodzi.
Podeszłam do niej i wzięłam małego na ręce. Faktycznie był rozpalony.
-Powinniście jechać na pogotowie.
-Rose ma rację. - Zgodził się ojciec. - Ubieraj się. Zadzwonię po taksówkę.
Spojrzałam na niego.
-Wypiłem trochę wina. - Wytłumaczył.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Mamo, ale ty chyba nie?
-Oczywiście, że nie! - Rzuciła i ubierając na biegu buty, podała mi kurtkę dziecka.
Bujałam go na dłoniach. Nie płakał, ale był strasznie czerwony.
-Wszystko będzie dobrze, Skarbie. - Przytuliłam go. - Musi być.
***
Piętnaście minut później, kiedy nie zgodziłam się wyprosić Dylana, ojciec wręczył mi w dłonie gaz pieprzowy.
-Pilnuj domu.
-Zwariowałeś? - Zapytałam szeptem.
-Upewniam się. Zamknij drzwi. - Upomniał mnie i wyszedł.
Zrobiłam, jak kazał wściekła, że nie pozwolili mi jechać ze sobą! Przecież Dylan nic by nie zrobił! Na litość.... Ojciec miał jakąś paranoję. Jeśli on tu zostaje, ty też... Bla, bla, bla...
Zajrzałam do pokoju. Chłopak spał spokojnie na moim łóżku. Teraz przytulał do siebie poduszkę. Przykryłam go kocem, po czym wypompowana powlokłam się do salonu. Włączyłam telewizor i położyłam się. Chciałam zaczekać na rodziców, ale zmęczona i targana niepokojem zasnęłam, jak tylko położyłam głowę na poduszce. Sny, które miałam tej nocy były straszne. Rozpacz, ból i strach. Wszystko mieszało się w jedno.
*****Erik*****
Tego wieczoru pracowałem z Kathe. Dziewczyna przyszła kilka minut, po tym jak z domu wyszła Li. Od razu zaczęliśmy dogłębnie analizować biologię naszych ciał. Jej pełne piersi i kształtna pupa idealnie wpasowały się w moje dłonie.
Była tu dla mnie, a ja byłem dla niej. Już ani trochę, nie przerażało mnie jej zakochane spojrzenie. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy, ale nie przeszkadzało mi to.
Dobieraliśmy się do siebie ostatnio dość szybko i zręcznie. Nie było czasu na długie i namiętnie zabawy. Tak, więc ten wieczór był wyjątkowy. Chwila wytchnienia.
Byłem dosyć zadowolony. Już prawie odkryłem, gdzie przebywa matka Willa. Czułem, że jesteśmy blisko. Miałem ochotę ukatrupić sukę własnoręcznie.
Ale nie teraz. Teraz miałem coś innego na głowie.
-Boże, Kathe! - Jęknąłem, kiedy jej kobiecość zacisnęła się na moim członku, a dziewczyna  cała drżąc opadła na moją pierś. Dwa pchnięcia później, również byłem już po.
Ześlizgnęła się ze mnie, chowając twarz w poduszkę.
-Co jest? - Zapytałem przekręcając się w bok. O jedną dłoń opierałem głowę, a drugą przejechałem po jej nagich plecach. Była taka seksowna.
Podniosła głowę.
Była cała czerwona.
-Lubię się z tobą kochać.
Moje serce zalała fala radości.
-Ja też to lubię.
-Ze mną, czy ze sobą? - Zachichotała.
Zamrugałem.
Jej chichot brzmiał tak uroczo. Jej długie rzęsy rzucały cień na zaróżowione policzki, a usta układały się w niesamowity uśmiech.
Boże, była taka piękna.
Jeśli człowiek potrafił tak wyglądać, to jak musiały wyglądać anioły? A może ona była aniołem? Może w końcu ktoś, tam na górze zlitował się nad moim marnym życiem i zesłał mi anielice w postaci Katheriny.
No stary, robisz się mięczakiem.
Złapałem ją za podbródek, po czym złożyłem na jej wargach pocałunek.
Odwróciła wzrok.
-Co jest?
-Nic. - Znów schowała twarz w poduszkę.
-Powiedz. - Zażądałem. - Słyszysz, Kathe?
-Ale będziesz zły! - Jęknęła.
-Teraz jestem zły, że nie chcesz mi powiedzieć. I wyobrażam sobie nie wiadomo co.
-Uh. - Zacisnęła dłonie w pięści. - Bo ja...
-Tak? - Zachęciłem ją, kiedy nie odzywała się dłuższy czas.
Spojrzała mi prosto w oczy.
-Sam tego chciałeś. - Warknęła, po czym nabrała powietrza w usta i powiedziała dwa słowa, które wiele razy słyszałem od innych dziewczyn, ale nigdy takim oburzonym tonem. - Kocham cię, Erik.
Tym razem, to ja zachichotałem.
-To nie jest śmieszne!
-Jest, to znaczy... - Wytłumaczyłem. - Twój ton jest zabawny.
Jej spojrzenie złagodniało.
-Mam do samej siebie, o to pretensje. - Wyjawiła. - Miałam się nie...
Odchrząknęła.
Chyba bała się, że mnie tym przerazi, bo kiedy się uśmiechnąłem miała zagubione spojrzenie.
-Nie jesteś zły?
-Nie.
-Nie?
Pokręciłem głową.
Zmrużyła oczy.
-Spodziewałem się tego od początku.
Odetchnęła głęboko.
-Przepraszam.
-Nigdy nie przepraszaj za, to co do mnie czujesz.
-Ale co teraz z nami będzie? Złamałam zasadę....
-Też złamałem jedną z zasad.
-Och. - Zamrugała. - Którą?
Przygryzłem wargę.
Dlaczego, to takie dziwne? Mój żołądek się skurczył. Weź się w garść stary.
Głupie uczucia.
Wiedziałem, że jeśli to powiem nie będzie już odwrotu. Ale musiałem. Taka była prawda, chociaż długo nie chciałem się do tego sam przed sobą przyznać.
-Też się w tobie zakochałem.
Patrzyła na mnie osłupiała.
-Nie...
Uśmiechnąłem się.
-Tak.
-Och.
Usiadła na łóżku, chwilę przyglądając się mojej twarzy, a następnie zapiszczała i rzuciła mi się na szyję.
-Erik! - Powiedziała moje imię z takim uczuciem, że aż zadrżałem.
Niestety, parę minut później, zostaliśmy brutalnie wyrwani z naszej mydlanej bańki szczęścia. Ktoś dobijał się na moją komórkę. Przepraszając Kathe, zerknąłem na wyświetlacz.
Dzwoniła Sooki.
Odebrałem.
-O co chodzi?
-Czy Li już wyszła?
Zmarszczyłem czoło.
-Tak. Jakieś półtorej godziny temu... Sooki? - Poczułem dziwny niepokój. Nie chciałem usłyszeć tego co miała mi do powiedzenia.
-Erik... - Słyszałem jej spanikowany głos. - Ona miała być u mnie godzinę temu.
Zerwałem się na równe nogi.
-Dzwoniłaś do niej?
-Tak, poza zasięgiem.
Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Dostrzegłem niespokojny wzrok Kathe, wyczuwałem napięcie Sooki, wyobrażałem sobie co może dziać się z Li, a jednocześnie starałem się zachować spokój.
-Może padła jej komórka. Sooki?
-Tak?
-Nie panikuj. Ubierz się i przejdź drogę od siebie do mnie.  Sprawdź bary, knajpy... Może gdzieś się zatrzymała, kogoś spotkała. Ja sprawdzę kamery.
-Ale ona miała przyjechać taksówką.
-Wiem. - Potarłem dłonią twarz. - Rusz się Sooki.
Rozłączyłem się i spojrzałem na ubierającą się Kathe.
-Dobra piękna, zbieramy się.
***
Pięć minut później, przyglądaliśmy się z Kathe i Eli nagraniu z kamery przed bramą. Li wyszła, ale nie wsiadła do taksówki. Ktoś inny wsiadł. Jakaś kobieta....
Eli patrzyła przerażona na ekran.
-Czemu ten człowiek podwiózł kogoś innego, skoro to Li zamówiła taksówkę?
-Przekupiła go. - Stwierdziła Kathe. - Przecież widać, jak podaje mu coś do ręki.
Przekupiła.
To jedno słowo sprawiło, że przyjrzałem się kobiecie lepiej. Wydała mi się znajoma.
-Eli.
-Tak?
-Zbliż lusterko.
-Lusterko?
-Od strony kierowcy. Uda nam się w nim zobaczyć twarz tej kobiety?
-Jeśli tylko się załapała. - Eli wystukała coś w klawiaturę. Obraz się przybliżał, ale był rozmazany.
-Myślisz, że zrobiła to specjalnie?
Pokiwałem głową. Nie wierzyłem w zbiegi okoliczności. Nie, w świecie w którym żyłem.
Eli poprawiła piksele, a chwilę później odskoczyła od monitora sycząc.
Stałem przerażony.
-Kto to? - Dopytywała Kathe.
Spojrzeliśmy na siebie z Eli.
-Matka Li i Willa.
Szyby w taksówce były przyciemniane, więc Li nie mogła dostrzec jej twarzy, a wcześniej specjalnie stała do niej tyłem i szybko wsiadła do środka. Nawet nie oglądając się za siebie, na krzycząca Li. Wszystko, po to żeby córka jej nie rozpoznała.
-Boże! Co my teraz zrobimy?
Wiedziałem, że to ona ma Li. Zrobiła to celowo. Musiała zastawić na idąca pieszo Li zasadzkę. Nawet nie chciałem sobie tego wyobrażać. Cholera.
-Szukaj dalej miejsca pobytu tej suki. - Powiedziałem i ruszyłem do drzwi.
-Erik, co chcesz zrobić? - Kathe była blada jak ściana.
Zatrzymując się, zamknąłem na chwilę oczy.
-Chyba wiem, kto może nam pomóc. - Powiedziałem i wyszedłem.
Zbiegłem po schodach do mojego apartamentu. Otworzyłem drzwi, po czym wściekły wszedłem do środka.
Sprzątnęli mi ją z przed nosa. Złapałem ze stołu szklankę i cisnąłem nią o ścianę, potem drugą, a później trzecią.
Miałem ją chronić!
Zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem w szafkę.
Cholera jasna!
Skrzywiłem się, podskakując w górę. Bolało.
Miałem ochotę położyć się i zwinąć się w kłębek. Mógłbym wtedy leżeć, tak do końca życia, ale nie mogłem. Musiałem działać. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, a potem rzuciłem okiem w leżące na blacie informację na temat Lucasa Willsona.
Samotny, przeniesiony z FBI, ale w komendzie, w której teraz pracuje nie wiedzą o tym. W papierach ma przeniesienie z innej placówki. Udaje kogoś kim nie jest. Zaśmiałem się. Musieli go wysłać do szpiegowania. Dla tego mówił, że nie jest taki, jak oni. Był kimś wyżej. Pracował pod przykrywką.
Wystukałem numer.
Odebrał po trzecim sygnale.
-Słucham?
-Dobry wieczór. - Powiedziałem, a po drugiej stronie coś zaszeleściło.
-To mój prywatny numer. Skąd go masz?
-Chyba już się domyśla Pan, że nie jestem zwykłym nastolatkiem.
-Interesują cie moje przemyślenia?
-Nie bardzo.
-Po co dzwonisz Erik?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie wiedziałem czy mogę.
-Co się dzieję? - Zapytał, kiedy nie odpowiadałem dłuższy czas.- Halo? Jesteś tam?
-Tak. - Odchrząknąłem. - Mówił Pan, że nie jest taki jak oni.
Wiedział kogo miałem na myśli.
-Nie jestem.
Zamknąłem oczy.
-Możemy się spotkać?
***
Sooki wpadła do mnie zdyszana i przemoczona chwilę później. Wiedziałem już co powie. Ani śladu Li. Wysłałem ją do Eli, a kolejny telefon, jaki wykonałem był skierowany do Gideona.
Nie miałem wyjścia. Musiałem mu zaufać.
Odebrał od razu.
-Erik?
-Mają Li.  Musisz mi pomóc.
Słyszałem, jak chłopak przeklina po drugiej stronie słuchawki.
-Mój brat? - Zapytał.
-Tak.
-Jaki masz plan? - Był konkretny. Zupełnie jak Will.
-Znam jednego tajniaka....
-Wie o nas? - Zdziwił się.
-Nie.
Zapadła krótka cisza.
-Chcesz mu powiedzieć?
-Tak. Mamy związane ręce. Obserwuje nas policja. To nasza jedyna szansa.
-Jesteś pewien?
-Nie. - Przyznałem. - Ale nic innego nie wymyślę. Nie mamy czasu.
-Rozumiem. Co mam robić?
-Umówiłem się z nim za godzinę. Pojedź ze mną. - Wziąłem głęboki oddech. - Chcę żebyś mnie ubezpieczał.
To zawsze było zadanie Willa. Czułem się z tym dziwnie.
-Będę czekał przed bramą.

__________
Witaj aniele z mojego koszmaru*
___________
Dedykuję rozdział @lady_claudie  w podziękowaniu za jej książkę, którą gorąco polecam ;) i @twojamalamii za to, że jesteś dla mnie jak siostra. <3
I wszystkim czytającym 💕. Dziękuję, że jesteście!
__________
Och moje palce!
Pisałam dziś ten rozdział ponad trzy godziny.
Ale się udało!
A tak w ogóle to hej! ;)
Jak wam minął weekend, Kochani? ;*
Mi na leniuchowaniu 😎.
Muszę przyznać, że ja i łóżko, to najlepszy duet na świecie ❤.
Miłego czytania :).
I udanego dnia!
Do nextu 💋.

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Where stories live. Discover now