Rozdział 7

17.2K 1.1K 128
                                    

Nigdy nie będziemy tak młodzi, jak jesteśmy teraz.
Pora zostawić, to stare czarno-białe miasto.
Chwyćmy dzień.
Ucieknijmy daleko.
Nie pozwólmy kolorom wyblaknąć.
~Never Be.

_______________________
Chłopak wchodzi za mną do domu i od razu przekręca zamek w drzwiach. Ruszamy ramię w ramię do kuchni. Ciemnowłosy siada na krześle, więc również siadam; wybierając te na wprost niego.
-Więc Gideon... On...- Waham się. - Jesteście do siebie bardzo podobni.
Chłopak wzrusza ramionami.
-Jest moją rodziną, wujkiem.
-Czy masz w rodzinie kogoś jeszcze, tak bardzo do siebie podobnego?
-Ojca. - Mówi i delikatnie się krzywi. - Ale to nie istotne.
-Okej. - Przełykam ślinę i nie wiem co powiedzieć.
Will przygryza swoją dolną wargę rzucając mi badawcze spojrzenie.
-Uważaj na niego. - Ostrzega. -To brat mojego ojca. Nigdy nie byli ze sobą zżyci, ale kto wie jak jest teraz.
-Rozumiem.
Przygląda mi się jeszcze chwilę bawiąc się wargą.
-Bardzo ładnie dziś wyglądasz. - Rzuca w końcu.
Przełykam ślinę i rumieniąc się spuszczam głowę.
-Dzięki. - Bąkam nie wyraźnie.
-Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że gdybym się postarał, była byś tu i teraz moja?
Zaskoczona podnoszę głowę i natrafiła na jego ciemne oczy. Dosłownie pożerał mnie wzrokiem.
Jeszcze nigdy nie czułam, tak silnej potrzeby pocałowania go.
Sposób w jaki na mnie patrzył, sposób w jaki wypowiedział, to zdanie był jakiś dziwnie uwodzicielski.
Zerwałam się z miejsca.
On zrobił to samo.
Już miałam rzucić się w jego stronę, ale z korytarza dobiegł nas zgrzyt zamka.
Westchnęłam, a Will wywrócił teatralnie oczami.
Wtedy uświadomiłam sobie coś jeszcze; dziś nie musiał by się wcale starać, żebym była jego. To raczej ja, musiałam bym się starać mu nie ulec.
Ruszyłam w stronę przedpokoju, jednak nim wyszłam z kuchni, Will złapał mnie za nadgarstek.
-Mówiłem już, że masz świetną pupę?
-Głupek! - Syczę, za pewne cała czerwona i wyrywam mu dłoń.
On oczywiście nie wzruszony unosi brwi ku górze i uśmiechając się łobuzersko, przenosi swój wzrok na mój dekolt.
-Świnia! - Mówię i wychodzę czując na sobie jego wzrok. Mogę się założyć, że teraz na pewno patrzy na mój tyłek. Jednak staram się nie odwrócić.
-Cześć Rosalin. - Mam obrzuca mnie uśmiechem, a zaraz za nią widzę mojego ojca.
-Dzień dobry. - Wita się.
-Dzień dobry. - Odpowiadam lekko się krzywiąc.
-Ktoś jest u ciebie? - Pyta mama patrząc na buty Willa, ale nim odpowiem William pojawia się za moimi plecami.
-Dzień dobry. - Mówi posyłając mojej rodzicielce uśmiech, os którego ja sama mam palpitacje.
-Will? - Ojciec Erika patrzy się na nas zdziwiony. - Erik też jest?
-Nie. - Ciemnowłosy odpowiada za mnie. - I tak właściwie... Ja też muszę już iść. - Uśmiecha się znów, a potem przenosi wzrok na mnie i ku mojemu zaskoczeniu, podnosi dłoń do góry i głaszcze mnie po policzku. - Zobaczymy się jutro?
-Tak. - Odpowiadam i czuję, że mało brakuje, żebym zaczęła płakać. Tak bardzo bym chciała żeby został dłużej.
Chłopak podchodzi u całuje mnie w czoło.
-Wytrzymaj do jutra. - Mówi tak cicho, że nikt po za mną tego nie słyszy. Zupełnie tak, jak by wyczytał z moich oczu targające mną uczucia. - Do zobaczenia.
Kiwam tylko głową.
-Do widzenia. - Powtarza głośniej i wymijając moich rodziców znika za drzwiami.
-Boże Rose! - Krzyczy mama.
-Skąd się znacie? - Pyta mój tak zwany ojciec.
-Z... - Urywam. Właściwie co mam powiedzieć?
Mężczyzna przeszywa mnie dziwnym spojrzeniem, na co mrużę oczy. Chwila, moment on zna Willa. Jak dużo o nim wie? W końcu sam też kiedyś siedział w tym bagnie.
-To ten przystojniaka, który był u ciebie już kiedyś, prawda? - Mama wręcz się rozpływa.
Jak może tak spokojnie mówić o tam tych czasach, kiedy...
Postanawiam udawać, że nie widzę spojrzenia ojca.
-Tak. - Uśmiecham się bezczelnie. - I też myślę, że jest przystojny mamo.
-Nie powiedziałaś w końcu, jak się poznaliście. - Facet nie daje za wygraną.
Mama się śmieje i rusza do kuchni.
-Kochanie, czyżby odezwał się w tobie instynkt rodzicielski?
-To nie jest zabawne. - Gromi ją wzrokiem. - Chciałbym wiedzieć coś więcej. Czy to dziwne?
-Nie, to zupełnie normalne. W końcu to twoja córka.
Wywracam oczami. Dzięki mamo.
-Właśnie. - Mężczyzna krzyżuje na piersi ręce.
-Nie musi się Pan o mnie martwić. - Syczę, kiedy mama znika z pola widzenia.
-Muszę. Wiesz chociaż cokolwiek o tym człowieku?
Prostuję się i unoszę brew ku górze.
-To tajne dane. - Wypowiadam każde słowo wolno i wyraźnie. -
A chyba dobrze Pan wie, że takich danych się nie udostępnia.
Wreszcie traci pewność siebie, na rzecz zdziwionego wyrazu twarzy.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-A jak Pan myśli? - Pytam, a na jego twarz wypływa wściekłość.
-Zapomniałem o czymś! - Nagle rzuca, tak głośno że aż podskakuję. - Zaraz wracam.
-Dobrze. - Odkrzykuje mama, ale on nie czeka na zgodę, tylko wybiega z domu.
Przełykam ślinę.
Okej, chyba czas zadzwonić po Erika.
*****Will*****
Siadam na motor, ale zaraz z niego z chodzę, bo wibruje moja komórka.
-Tak, Li? - Pytam odbierając.
-Will! - Piszczy. - Dlaczego pojechałeś motorem? Dziś miała być moja kolej!
Uśmiecham się.
-Zaraz będę w domu.
-A co mówił Gideon? - Pyta udobruchana moimi słowami.
Przygryzam wargę.
-Nic istotnego. Cholera, nie mam pojęcia, po czyjej jest stronie.
Przed oczami mam wspomnienia związane z Gideonem.
Zapada cisza, którą moja siostra przerywa pierwsza.
-Porozmawiamy w domu?
-Tak, już jadę.
Siadam na motor, ale słysząc za sobą ojca Erika i Rose, po raz kolejny muszę z niego zejść. Wzdycham. Czy kiedyś stąd odjadę?
-Tak? - Obracam się w jego stronę i zauważam, że jest wściekły.
-Co ty wyprawiasz?
Chcę odpowiedzieć, że próbuje wrócić do domu, ale gryzę się w język, bo coś mi mówi, że nie o to mu chodzi.
-To znaczy?
-Chcesz wciągnąć kolejne moje dziecko, w te swoje czarne sprawki?
Czarne sprawki? Poważnie? Mam ochotę się zaśmiać.
-Teraz się nią interesujesz?
-Will do cholery!
-Nikogo w nic nie wciągam.
-Myślisz, że jestem głupi?
-Z całym szacunkiem, ale...
-Dość! - Wchodzi mi w słowo. - Trzymaj się od niej z daleka. To już zachodzi za daleko. - Warczy.
-A co jeśli, to ona nie chce żebym się trzymał z daleka?
-Nie wie co robi.
-Jesteś tego pewny?
-Jeśli Erik cię z nią poznał, to ...
-To co? - Blondyn pojawia się nie wiadomo skąd.
-Obaj zwariowaliście!? - Pyta wściekły. - Mówiłem trzymaj się od niego z daleka! - Tu wskazuje na mnie. Czuję się jak czarny charakter i muszę przyznać, że to trochę zabawne. Może sprawie sobie czarną pelerynę?
-A ja już tyle razy mówiłem Ci, że to co robię, to nie twój zasrany interes.
-Nie wiesz co mówisz. - Wrzeszczy i daje krok w stronę syna, a ja zastanawiam się czy czasem go nie uderzy. - Will siedzi w tym po uszy.
-Ja też. - Erik wzrusza ramionami.
-Co ty... - Zaczyna, ale zaraz urywa i coś chyba sobie uświadamia.
Blondyn kiwa głową.
-Tak tato, od dziecka.
-Nie, to nie możliwe. Zauważył bym...
-Wypadłeś z gry już dawno. - Mówię i czuję, że szkoda mi tego człowieka. Pół życia starał się trzymać swojego syna z daleka, od tego całego bałaganu, a teraz dowiaduje się, że nic z tego nie wyszło.
Kręcę głową, po czym wsiadam na motor.
Chłopak natomiast przygląda się ojcu.
-Nie mieszaj w to Rose. - Słyszę zimny głos jego rodziciela.
-Skąd wiesz, że nie siedzi w tym już od dawna? - Pyta go syn.
Odpalam silnik.
-Nie pozwolę jej skrzywdzić. - Dodaję i ruszam.
*****Erik*****
Ojciec rzuca w stronę Willa wściekłe spojrzenie, a potem kieruje je na mnie.
-To twoja siostra!
-Gdybym wiedział, o tym wcześniej.... - Wzruszam ramionami. Przecież nie mogę już nic na to poradzić. Nie wymarzę jej pamięci.
-Przestań.
-Jest na górze? - Pytam i nie czekając na odpowiedź ruszam do przodu.
-Nie możesz tam iść.
Przystaję i rozbawiony oglądam się za siebie.
-A to niby czemu? Teraz zabronisz mi widywać się z siostrą?
-Jeśli będzie trzeba. - Jego głos jest zimny i twardy. W tej chwili ani trochę nie przypomina mojego ojca.
Przybieram podobny ton.
-Będziesz musiał zrobić, to siłą.
-Twoja matka nie była by z ciebie dumna, gdyby żyła.
Patrzę na niego.
Zadał cios po niżej pasa. Ogarnia mnie wściekłość, ale nie chcę dać mu tej satysfakcji i staram się ją z tłumić. Trochę mi to zajmuję, ale w końcu uśmiecham się szeroko.
Teraz śmiało możecie nazwać mnie skurwysynem.
-Moja matka, jak moja matka, ale co na to twoja córka? W końcu nie masz z nią najlepszych relacji Chcesz je popsuć jeszcze bardziej?
Zacieka szczęki i widzę, że zadałem równie mocny cios co on, ale mi to nie wystarcza.
-Porzucenie, to kiepska sprawa. Myślę, że długo ci tego nie wybaczy. - Mówię i ruszam w stronę klatki schodowej, ale nim wchodzę do środka odwracam się ostatni raz w stronę ojca. Stoi z morderczym wyrazem twarzy. Jeszcze nigdy go tak nie wkurzyłem, ale przecież zawsze musi być ten pierwszy raz, prawda? - I wiesz co? To ona po mnie dziś zadzwoniła.

____________________________________

Hej ludu! Obiecałam wcześniej ? To jest wcześniej!

Jak wam leci week ?

I co sądzicie o rozdziale?

Znów muszę wam podziękować! :) NMŻ ma już prawie tysiąc gwiazdek :D. To jest takie niesamowite. Wy jesteście niesamowici. Nawet nie umiem napisać co teraz czuję, tego chyba po prostu nie da się opisać. Przesyłam każdemu z was buziaki i tulaski (takie słowo istnieje?) . Należą się wam i wiecie co? Dzięki wam chce się pisać. Nic tak nie daje kopa jak wasze komentarze. Jesteście najlepsi! Nie ma lepszych czytelników.

Znów się rozczulam....

Wybaczcie mi to. Już staram się ogarnąć :D.

Do nextu <3 .
~Kamcioszeek.

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora