Rozdział 27

13.3K 937 171
                                    

Lubię bawić się słowem i z Tobą bawić w docinki, ale bawić się Tobą przez słowo - nigdy.
_____________
*****Will*****
Tego dnia, kiedy zadzwonił Erik. Kiedy wszystko na moment stanęło w miejscu, a strach przesłonił zdrowe myślenie coś we mnie pękło. Brałem akurat prysznic. Wyszedłem z kabiny i wkładając na tyłek szorty ruszyłem do salonu. Rozejrzałem się po małym pomieszczeniu i biorąc do rąk komórkę zamarłem.
Dzwonił numer alarmowy. Przetarłem oczy, ale to nie zniknęło. Telefon nadal wibrował w moich dłoniach.
Odebrałem czując skurcz w żołądku.
-Erik?
-Cześć Will. - Słyszałem po jego głosie, że nie ma dobrych wieści. Może i było, to tylko głupie powitanie, ale znałem go na wylot. Był dla mnie, jak brat.
-Co się dzieję?
Chłopak westchnął i zaśmiał się ponuro.
-Czy ona żyje? - Obawiałem się najgorszego. Zawsze zakładałem z góry najgorsze, ale przy takim życiu jakie my prowadzimy, tak wlaśnie należy robić.
-Tak z Rose wszystko w porządku. Śpi w pokoju obok.
Zalała mnie ulga. Oczywiście trwała tylko chwilę. Nie byłem głupi. Wiedziałem, że bez powodu nie dzwoni.
Usiadłem zrezygnowany w fotelu.
-A Li?
Zapadła cisza.
Zamknąłem oczy, a krew odpłynęła mi z twarzy.
Boże nie. Nie, nie, nie.
-Erik? Powiedz coś.
-Posłuchaj. Żyje, ale.. Przepraszam Will, ja... - Głos mu się łamał.- Mają Li. Ma ją twoja matka.
-Kurwa! - Wydarłem się wstając. Drżała mi ręka. - Jak to się stało?
-Wszystko zaplanowali. Szła do Sooki i...
-Kurwa. Kurwa. Kurwa. -Czułem się, jak gówno. Powinienem z nimi być, a nie kryć się po kątach. - Jadę do was.
-Co? Nie! - Teraz to Erik krzyczał. Nic sobie z tego nie robiłem.
-Erik nie pierdol! Oni mają moją siostrę.
-Ale ja mam plan! Odbiję ją! Tylko się nie mieszaj. Na nic się nie przydasz, jeśli cię zamkną.
-Jaki masz plan?
Wziął głęboki oddech.
-Coż.. Jakby ci to powiedzieć? Mamy nowego sojusznika... - Słuchałem cierpliwie o tajniaku, Gideonie i zdjeciach, które mają pomóc ustalić, gdzie znajduje się moja matka, ale ani trochę się nie uspokoiłem.
Mieli moją siostrę. Moją małą Lili. Przed oczami miałem czasy, kiedy przychodziła do mnie do pokoju i kuliła się obok mnie na łóżku płacząc, że mama znów na nią krzyczy, bo boi się spać po ciemku.
-Co jej przeszkadza ta lampka? Ona mnie chroni przed potworem z szafy! - Szlochała.
Musiałem wtedy po cichu wymykać się z pokoju i chodzić z nią spać.
Zamrugałem, a wspomnienia się rozwiały. Nie pozwolę, żeby ją skrzywdzili.
-Widzisz? - Zapytał Erik. - Damy sobie radę bez ciebie. Daj nam kilka dni.
-Daj znać, jak będziesz coś miał. - Powiedziałem starając się brzmieć szczerze.
-Dzięki Will. - Rzucił połykając haczyk i rozłączył się.
Czułem się gównianie. Erik mógł mieć najlepszy na świecie plan, ale to moja siostra. Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Nie zostawię jej. Ona by na moim miejscu nie odpuściła.
Rzuciłem telefon na łóżko.
Potrzebowałem planu.
Chodziłem po całym pomieszczeniu wkoło jak wariat. Nie wytrzymałem. Podszedłem do stolika nocnego i łapiąc za jego brzegi cisnąłem nim o ścianę. Lampka noca wyrwała się z kontaktu. A tania szklanka rozbiła na drobne kawałki.
Musiałem coś zrobić.
Musiałem.
Myśl Will!
Podszedłem do ściany i opierając o nią czoło, waliłem w nią otwartą dłonią tak mocno, aż w końcu nie czułem już nic. Li była moją jedyną prawdziwą rodziną. Nie miałem już nikogo innego. Nawet Gideon się nie liczył. Uciekałem tyle czasu. Zostawiłem tych których kocham, byłem cały ten czas sam. Oni walczyli za mnie, ale dość tego! Czas zrobić coś żeby ich chronić. Moja kolej. Nie wierzyłem w pomoc Lucasa.
Odepchnąłem się od ściany.
Oddam się w ręce policji. Muszą coś z tym wszystkim zrobić. Nie mogą od tak bagatelizować tego co powiem. Wyjawie wszystko. Wziąłem głęboki oddech. Miałem wreszcie plan. Coś co mogłem zrobić. Zakończyć to raz na zawsze.
Wziąłem kolejny oddech.
Najpierw musiałem, jednak zrobić coś jeszcze trudniejszego.
Musiałem pożegnać się z Rose.
Podszedłem do szafy i wyciągając torbę podróżną zacząłem pakować ubrania.
*****Rose*****
Erik się rozłączył.
Weszłam do kuchni. Obaj obrócili się w moją stronę.
-Rose... - Jęknął bezradnie Erik. - Jak długo tu stoisz?
-Wystarczająco. - Przełknęłam ślinę. - Jak to przyjął?
-Nie najlepiej. Mam nadzieję, że nie zrobi nic głupiego.
Pokiwałam głową.
-Myślisz, że z Li wszystko w porządku?
-Powinniśmy zakładać najgorsze. - Wtrącił się ojciec.
-Myślę, że John miał w tym swój udział. - Blondyn zmienił temat. - Eli nie może go namierzyć. Zapadł się pod ziemię.
-Albo jest już trupem. Z nimi się nie wchodzi w...
-Tato! - Erik obrzucił go złowrogim spojrzeniem.
-No co?
-Boże, to jakieś wariactwo! Najpierw ta cała Natasza. Strzelali do niej, zapadła w śpiączkę. Potem kiedy umarła wrobili Willa, a teraz porwali Li. - Mówiłam, czując jak trzęsą mi się dłonie. - Nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę.
-Rose...- Erik podszedł do mnie, po czym objął mnie ramionami. - Spokojnie. Wszystko jakoś się ułoży.
-Chciałabym mieć w sobie tyle wiary co ty. - Rzuciłam podnosząc głowę.
Łzy pociekły po moich policzkach. Nie chciałam okazywać słabości, więc obróciłam się w stronę drzwi, tak by ojciec nie widział mojej twarzy i zamarłam. Dylan stał w przejściu. Z oczu chłopaka ciskała wściekłość i strach. Erik musiał wyczuć, jak sztywnieję, bo również obejrzał się w stronę drzwi.
-Cholera.
Byłam równie przerażona co mój przyjaciel. Patrzyłam bezradnie, jak chłopak wycofuje się w tył, i znika w moim pokoju. Pospiesznie wyplątałam się z objęć mojego brata.
-Dylan... - Jęknęłam i ruszyłam za nim.
Cholera.
Cholera.
Cholera.
Wszystko było nie tak.
*****Li*****
Siedziałam sama, zamknięta, zmarznięta i wściekła, usiłując się wyplątać z więzów, ale nic z tego. Byłam tu uwięziona. Zdana na tych bydlaków.
Miałam ochotę wrzeszczeć, ale nie poddałam się temu. Nie miałam zamiaru dać im tej satysfakcji.
Usłyszałam na korytarzu kroki, a potem otworzyły się drzwi. Spodziewałam się kogo w nich zobaczę. To była tylko kwestia czasu. Uniosłam do góry dumnie głowę, po czym spojrzałam z nienawiścią na stojącą przede mną kobietę.
-Lilian. - Powiedziała, wchodząc do środka. A kto szedł za nią? Oczywiście, że John! Marionetka roku!
Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Masz nowego pupilka, matko?
Zaśmiała się.
-Lubię twój cięty język. Sama też byłam dość pyskata.
Prychnęłam zdegustowana.
-Masz coś konkretnego do powiedzenia?
Przyjrzała mi się uważniej.
-Słyszałam, że twój brat wreszcie sobie kogoś znalazł po naszej biednej Nataszy.
Zamrugałam, a moje serce niemal wyskoczyło z piersi. Starałam się nie dać nic po sobie poznać. W mojej głowie pędziła gonitwa myśli. Nie może, ona nie może wiedzieć. Nie może nic zrobić Rose.
Udałam głupią.
-I nic mi nie powiedział? - Zapytałam kpiąco.
-Och, złotko, ale ty dobrze wiesz o czym ja mówię. Twój kochany John...
-On nie jest mój! - Warknęłam wchodząc jej w słowo.
Cmoknęła, kręcąc rozbawiona głową.
-Rozumiem, że macie kryzys. Cóż, pomijając to... - Teraz machnęła lekceważąco dłonią. - John był tak miły i chcąc cię ratować, opowiedział mi małe co nieco.
Rzuciłam chłopakowi wściekłe spojrzenie. Nigdy mu tego nie wybaczę. Miał inne wyjście!
-Nie prosiłam się ciebie o pomoc. Jesteś tchórzem! Jak mogłeś jej cokolwiek powiedzieć!? Nienawidzę cie! - Krzyczałam. - Nienawidzę was obojga!!!
-Li...- John patrzył na mnie smutno.
-Nienawidzę, rozumiesz?
-Chodź John. - Moja matka położyła mu dłoń na ramieniu. Chłopak spojrzał na nią posłusznie. - Mam dla ciebie zadanie. Chyba już czas żebyś udowodnił swoją wierność.
Rzucałam się na krześle, ale nic to nie dawało. Ruszyli do wyjścia.
Odchrząknęłam.
-Powiedz mi ostatnią rzecz, John.
-Tak?
-Kiedy to się zaczęło?
Patrzył na mnie przez chwilę w milczeniu.
-Kochałem cię zawsze Li, ale dopiero Nadia uświadomiła mi, że stoimy po złej stronie. Nie chcę cię stracić, dla tego tu jesteś.
Zaśmiałam się gorzko.
-Straciłeś mnie w momencie, kiedy wszedłeś w ich szeregi.
Pokiwał głową. A to co powiedział później kompletnie mnie przeraziło.
-Być może, ale przecież w końcu znów mnie pokochasz, jeśli będziesz zdana do końca życia tylko na mnie.
*****Rose*****
-Dylan? - Wpadłam do pokoju zaraz za chłopakiem. Stał przy oknie. Przęłknęłam ślinę, -zamknęłam za sobą drzwi i czekałam.
Musiałam dać mu czas. To, co usłyszał na pewno wywołało szok. Pamiętam jeszcze bardzo dobrze, jak sama w to wchodziłam. Byłam przerażona. Zupełnie tak, jak teraz.
Bałam się zapytać go o cokolwiek. Nie chciałam, żeby był na mnie zły. Wolałabym, żeby nic nie wiedział.
Poczułam skurcz w brzuchu.
Och, Dylan!
Przepraszam, przepraszam!
Głosik w mojej głowie wrzeszczał, tak bardzo że zaczęły drżeć mi dłonie. Nie powinien nic wiedzieć. Nie powinien się w to mieszać.
-Więc Will nie pojechał do żadnej rodziny? - Odezwał się, tak  znienacka, że aż podskoczyłam.
Ścisnęło mi się gardło.
Musiałam odchrząknąć i dopiero za drugim razem udało mi się odpowiedzieć.
-Nie. Chyba sam w to nie wierzyłeś.
Przetarł dłonią twarz.
-Masz rację. Nie wierzyłem, ale nie wyobrażałem sobie czegoś takiego.
-Dylan to nie...
Przerwał mi.
-Więc, jest zamieszany w morderstwo i ściga go policja? - Upewnił się.
Westchnęłam.
-Tak. Wrobiono go.
Pokiwał głową.
-Słyszałem, jak Erik mówił wcześniej, że uratowałaś Willowi życie. - Jego głos był taki... Oschły. - Ktoś próbował go zastrzelić.
Do czego zmierza? Zamrugałam.
-Tak, to wtedy go poznałam.
Kolejna porcja milczenia. Robiło mi się gorąco. Wbijałam wzrok w jego postać. Błagałam go w myślach, żeby mi wybaczył, to wszystko co przemilczałam. Nie chciałam go stracić. Kochałam go! Może w inny sposób niż Willa, ale tak. Kochałam go.
Westchnął.
-Tak wygląda ich życie na co dzień? Morderstwa, policja, ucieczki?
-To trochę skomplikowane. - Przygryzłam wargę.
Chłopak wreszcie na mnie spojrzał. W jego oczach było tyle miłości, że moje serce rzuciło się biegiem do galopu.
-Boże Rose, gdybym wiedział... - Przejechał dłonią po włosach. - Błagałbym cię żebyś została. Nie pozwoliłbym ci tu wracać.
Zmarszczyłam brwi. Nie spodziewałam się czegoś takiego.
-Słucham? Dylan co ty...
-Nie! To ty posłuchaj mnie. - Podszedł bliżej, kładąc dłonie na moich ramionach. - Jedź ze mną. Jedź do Miami. Zostaw to wszystko w cholerę.
-Ale...
-Proszę pomyśl, mogłabyś być szczęśliwa. Szczęśliwa ze mną. Zmieniłbym się dla ciebie. Nie musiałabyś się już więcej narażać.
W moich oczach stanęły łzy.
-Dylan nie mogę!
-Nie rezygnuj tak od razu! Po prostu to przemyśl. Pomyśl o tym. - Jego głos był spanikowany. Jeszcze nigdy go takim nie słyszałam. - Zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. Koniec z dzieczynami. Tylko Ty. Proszę.
-Chcesz żebym zostawiła ich wszystkich?
-Chce, żebyś była bezpieczna.

_______________
Hejaaa! Witam, witam moich drogich czytelników! ;)
Jestem bardzo ciekawa co sądzicie o tym rozdziale. Miło będzie mi się czytało wasze komentarze (zresztą jak zawsze), więc wypowiadajcie się do woli!
Co zrobi Rose? Czy Will odda się w ręce policji?  A John? Co będzie musiał zrobić żeby udowodnić swoją lojalność?
Tyle pytań!
Czekajcie na next, a wszystkiego się dowiecie! ;)
Dziękuję wam za tak liczne wyświetlenia i za te wszystkie wspaniałe komentarze, które dają mi kopa na pisanie kolejnych rozdziałów. Sprawiają tyle radości. Czasami wzruszenia. Co mogę powiedzieć więcej? Dziękuję!
❤❤❤❤

Naucz Mnie Żyć (NMD III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz