Patrzyłam z przerażeniem na dziadka, a wypowiedziane przez niego słowa dudniły mi w głowie niczym dwa stalowe młoty.
Przez co on musiał przejść? Co ukrywa Zakon? Dlaczego to zrobili? Co ja mogę zrobić? - pytałam sama siebie w myślach, ze wzrokiem utkwionym z jednym punkcie.
Mój oddech znacznie przyspieszył, ale przynajmniej miałam teraz pewność, że mam serce, gdyż waliło tak mocno, jakby miało zaraz połamać mi żebra.
- Co ja mogę? - wydusiłam po chwili ciszy, starając się uspokoić.
- Wnusiu, musisz jedynie... - przerwał gwałtownie i momentalnie zmienił wyraz twarzy - ...ależ możesz po prostu jeszcze ciężej trenować, a z pewnością poradzisz sobie w niemalże każdej sytuacji - powiedział, co było zarazem całkowicie wyrwane z kontekstu, a jednocześnie mogło być odpowiedzią na moje słowa. Wszystko dlatego, że do pomieszczenia wszedł właśnie Tiedoll, tym samym zaprzepaszczając szansę, na odkrycie, co mogłam zrobić.
- Yami, słońce już zaszło, więc wyruszamy jutro przed świtem - oznajmił nieświadom, jak okropną rzecz zrobił, ale winić go nie mogłam. - Porozmawiamy sobie jeszcze, a później przybliżę ci, czy będziemy zajmować się przez najbliższy czas - dodał siadając na nieco przetartym fotelu w kolorze jasno-bordowym, który odkąd sięgałam pamięcią zajmował swoje uprzywilejowane miejsce w roku sali.
Biłam się z szalejącymi wewnątrz mnie emocjami, by nie pokazać, że coś przed nim ukrywamy. On z pewnością coś wiedział. Musiał poznać choć rąbek tej tajemnicy, zważywszy na swoją pozycję generała, ale nie mogłam go spytać.... Jeśli już, to nie teraz.
Niestety pojawiła się pielęgniarka z wiadomością, która sprawiła, że chciałam jej te piwne oczęta wydrapać, ale poprzestałam na morderczym spojrzeniu i posłusznie opuściłam szpital.
- Właściwie, to jestem niezmiernie ciekaw, dlaczego masz tak dobre relacje z dziadkiem - zagadnął pan Froi, gdy zmierzaliśmy wąską ulicą w kierunku głównej drogi.
- Co tu mówić... - zaczęłam, szukając najodpowiedniejszych słów - był dla mnie wsparciem i troszczył się jak o własną córkę.
Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie przepełnionych śmiechem i bólem chwil. Jak jako mała dziewczynka wybiegałam z płaczem z domu w stronę szopy, gdzie ten poczciwy staruszek rąbał i składał drewno w pocie czoła, ale i tak brał mnie w objęcia, gładząc po głowie i powtarzając: ,,Już dobrze, wnusiu. Ja cię obronię." Było to niczym symbol bezpieczeństwa i dowodu na prawdziwą miłość, jaką można obdarzyć drugą osobę. Zapominałam o wybuchu złości ojca i z uśmiechem zaczynałam składać polana małymi rączkami, byleby odciążyć z pracy ukochanego dziadka. Chodziłam z nim wszędzie, chowałam się za nim, kiedy się czegoś lub kogoś bałam, polegałam na nim w każdej chwili i traktowałam jak źródło wszelkiej wiedzy na wszystkie tematy.
CZYTASZ
〷●Jestem Kanda Yū●〷
FanfictionHistoria o tym, jak przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie. O tym, jak wiele musiałam utracić, by zyskać to, co tak bardzo ważne w życiu. O tym, że nawet, gdy ma się okropny charakter można znaleźć kogoś podobnego, kto będzie potrafił zrozumieć b...