Amineria

1.3K 84 3
                                    

Poczuła najpierw ciepło.

Później przejmujący chłód.

Później znowu ciepło, tym razem dziwne, spływające od głowy w dół, jakby ktoś zdzierał z niej płaty jakiejś dziwnej substancji.

Otworzyła oczy, ale nie widziała absolutnie nic, oprócz szarej plamy.

Zanim zdążyła poczuć panikę, poczuła, że miękną jej nogi i upada na twarde podłoże.

Kim jestem? Co się stało? Gdzie... gdzie jestem?

Poruszyła gwałtownie dłońmi po posadzce. Zimna. Gładka. Czarna.

Czarna? Skąd mogę to wiedzieć? Przecież nic nie widzę...

- Moc - wydusiła szeptem, gdy sobie przypomniała.

Mam ją w sobie. Uczyłam się nią posługiwać. W Akademii Jedi. Luke Skywalker. To mój nauczyciel. Ale... był dla mnie dobry, czy zły?

Wysliła swój umysł, by przypomnieć sobie coś więcej niż jedynie urywki wspomnień, niezłapane myśli.

Ktoś mnie zranił. Bardzo boleśnie. Snoke...? Nie! Luke. Skywalker, to był on.

Poczuła nienawiść. Pierwsze konkretne uczucie bardzo ją wzmocniło. Usiadła na piętach.

Kim jestem?

Pochyliła się. Kaszlnęła, plunęła wodą i flegmą. Usłyszała syk pogardy, obrzydzenia.

Amineria.

- Amineria - powiedziała najgłośniej jak potrafiła, był to tylko głośny szept.

Nagle wokół zapadła niemal perfekcyjna cisza, tylko czasami dało usłyszeć się oddech. Zdziwiła się. Obróciła głowę w obie strony, mimo że nic nie widziała. Poczuła się zagubiona.

- Powtórz - usłyszała nagle syczący, męski głos. - Powtórz. Głośniej.

Snoke. W jej głowie rozjaśniało. Mój... wybawca? Tak, chyba tak. Mogę mu ufać. Uratował mnie.

Nabrała powietrza w płuca, zebrała siły i podniosła głowę. Czarna plama przed jej oczami zamieniła się w czarną.

Światło.

- Amineria - powiedziała głośno, a echo poniosło się po sali.

Rozległy się oklaski. Amineria, nadal siedząc, uśmiechnęła się delikatnie, bo czuła, że tak powinna. Nadal była słaba, nadal jej ubrania były całkiem mokre, ale odzyskiwała świadomość i jakieś podstawowe informacje.

Jak wyglądam?, zapytała siebie, ale nie mogła przypomnieć sobie koloru swoich oczu, włosów, odcieniu skóry.

- Wstań - usłyszała nad sobą zimny, męski, a może nawet bardziej chłopięcy, głos. Podniosła głowę w jego stronę.

- Nie mam siły - powiedziała szeptem, czując suchość w ustach.

- Trzymam dłoń przez twoją twarzą. Pomogę ci wstać - poczuła, że chłopak się stresuje. Wyciągnęła do niego dłoń, którą zaraz cofnęła.

- Jesteś ranny - szepnęła.

- Nie - powiedział chłopak szybko.

Amineria wyciągnęła rękę i natrafiła na zimną, szczupłą dłoń. Złapała się jej kurczowo i wysilając swoje wszystkie osłabione i uśpione od dawna mięśnie, podniosła się i stanęła na drżących nogach. Na sali znowu zaległa absolutna cisza. Dziewczyna podniosła rękę do twarzy i odgarnęła z twarzy mokre włosy. Wyprostowała się. 

Oczekują, że coś powiem? Mogłabym, ale... co?

- Oto moja nowa uczennica, Amineria - odezwał się Snoke, wybawiając ją z opresji. - Przeczekała w karbonicie dwadzieścia lat, by wreszcie móc mi służyć, czekała na odpowiedni moment. Jeden z moich uczniów stał się mistrzem, drugi od dzisiaj zaczyna do tego dążyć - rozległy się uprzejme, ale głośne oklaski. 

Aminerii zakręciło się w głowie. Zbyt długo się nie ruszała, wiedziała to, mimo że nie miała pojęcia, ile czasu trwała jej wegetacja. Poczuła się słabo, więc gwałtownie złapała się ramienia chłopaka, który stał obok niej. Ten syknął z bólu. 

- Uważaj - szepnął.

- Jesteś ranny - powtórzyła po chwili dziewczyna i natychmiast zabrała rękę. 

- Cicho - syknął chłopak takim tonem, że Amineria nie powiedziała już nic więcej. 

Z późniejszych wydarzeń niewiele pamiętała. Słyszała oklaski, dużo mówienia o wyniosłych sprawach i cały czas przyspieszony oddech chłopaka. Nie zastanawiała się właściwie, czego jest świadkiem. Ból rozsadzał jej czaszkę, wciąż kręciło jej się w głowie, nogi miękły, a żołądek zdawał się robić salta. Skupiała całą swoją uwagę na utrzymaniu pionu, bo nie mogła liczyć na niczyją pomoc. 

Nadal nie wiedziała, gdzie i dlaczego się znajduje, ale jeszcze nie czuła potrzeby się nad tym zastanawiać. Mimo że obolała i osłabiona, czuła się, o dziwo, względnie bezpiecznie, stojąc w mokrym ubraniu przed tłumem ludzi.

Nagle poczuła na sobie czyjeś spojrzenie, a chwilę później gwałtowne szarpnięcie Mocy w tamtą stronę. Mimowolnie odwróciła się. Nadal nic nie widziała, ale poczuła, że to mężczyzna. Rudy, ubrany w czarny mundur. 

Czemu ja czuję kolory?

Odwróciła się z powrotem. Mężczyzna przestał patrzeć.

Kilka minut później, gdy w pomieszczeniu zrobił się gwar, poczuła chwyt za ramię i natarczywy szept rannego chłopaka.

- Nie mów nikomu, że jestem ranny. I nie próbuj mi robić konkurencji. 

- Nie martw się, nie zamierzam - odpowiedziała opryskliwie Amineria, wyszarpując się z uścisku. 

-Rób wszystko, co ci każą. I połóż się, bo się chwiejesz - dorzucił szybko, jakby ze wstydem, po czym odszedł, ale dziewczyna poczuła jakiś cień sympatii i zrobiło jej się odrobinę lepiej. 

Nagle podeszło do niej dwóch mężczyzn, gdy złapali ją za przedramiona, zorientowała się, że są w zbrojach. Zaczęli ją prowadzić, nie wiedziała dokąd, a na zadawane przez nią pytania odpowiadali milczeniem. Wreszcie wepchnęli ją do jakiegoś pomieszczenia, gdzie szaro - biała plama przed jej oczami momentalnie zamieniła się na czarną, po czym wyszli i zamknęli drzwi. 

Amineria usłyszała oddalające się kroki i zaległa cisza. Było jej zimno, poczuła się jeszcze słabiej. Upadła na kolana i ukryła twarz w dłoniach. 

- Nazywam się Meeliene i pomogę ci dojść do siebie - usłyszała nagle pogodny, kobiecy głos i zobaczyła jasność. A później poczuła, że ktoś ją obejmuje ciepłym ramieniem. I znowu zrobiło jej się lepiej. 

Zmieniona - Star WarsWhere stories live. Discover now