Rozdział 29

26 5 0
                                    


Stałam samotnie w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Zapewne znajdowałam się w zamku Amary, ale nie byłam tego do końca pewna. Pokój był dość duży i jedyne źródła światła stanowiły dwie żarówki przywieszone na suficie w równej odległości. Nie widziałam wiele ale miałam wrażenie, że na grubym końcu pomieszczenia jest jakaś postać... nie, dwie postacie. Zanim zdążyłam zobaczyć kto to obraz się zmienił. Stałam sama na arenie, a przede mną leżała zmaltretowana kukła do ćwiczeń. Po całej arenie walał się materiał i resztki wypełniacza. Nie wiedziałam co się stało ale ewidentnie była to moja sprawka.

- No no, kogo my tu mamy? - usłyszałam głos dobiegający zza moich pleców. Kiedy się obróciłam zobaczyłam kogoś, kogo nie wiedziałam od bardzo dawna.

- Natan? - zapytałam niepewnie.

Nadal wyglądał tak samo jak kiedyś. Jego krótkie czarne włosy były jak zwykle rozczochrane przez wiatr (cóż za ironia ) i jak zwykle uśmiechał się do mnie tym swoim krzywym uśmiechem który tak często widywałam. Ale była jedną różnica. Jego oczy, te piękne niebieskie oczy, które kiedyś tak kochałam podziwiać, przybrały odcień szkarłatnej krwi.

- Oj Emily, moja słodka Emily - powiedział z pogardą w głosie - taka naiwna, taka wierzący w ludzkie dobro. Nawet nie wiesz jaką przysługę mi zrobiłaś rzucając mnie.

- Co? O czym ty mówisz? O co ci chodzi?!

- Hmmm... Ujmę to tak żebyś nawet ty to zrozumiałą. JA. CIĘ. NIE. KOCHAM. I nigdy nie kochałem. Bycie chłopakiem mrocznego wcielenia miało swoje kożyści, ale potem poprostu mi się znudziłaś. Jakie szczęście, że masz takie WIELKIE serce i nie pozwolisz żeby włos mi z głowy nie spadł - sarkazm wylewał się z każdego jego słowa, a mi oczy napływały łzami.

- Ale Nat...

- Skończ już ryczeć bo wyglądasz jeszcze gożej niż zwykle. Jesteś zerem, wiesz? Już zawsze będziesz sama! Nikt Cię nigdy nie kochał i nie pokocha! Jesteś zerem! Jesteś zerem. Jesteś...

Obudziłam się z krzykiem w swoim pokoju. Cała poduszka była mokrą od łez, a ja byłam cała spocona i ciężko dyszałam.

- To tylko sen... To tylko sen... To tylko sen Emily... - powtarzałam to szeptem jak mantrę dopóki łzy nie przestały płynąć po moich policzkach.

Wiedziałam już, że tej nocy nie zasnę.

Wstałam z łóżka i skierowałem się w stronę wyjścia z mojego pokoju.

Zamek nocą wyglądał zupełnie inaczej niż za dnia. Był dużo bardziej mroczny niż zazwyczaj. Nie miałam pojęcia dokąd zmierzam, nogi same niosły mnie przez zimne korytarze, aż trafiłam do jednej z wież. Całe niebo było usłane gwiazdami, a jedynym źródłem światła był sierp księżyca wyłaniająca się zza chmur.

- Wow... - szepnęłam jakby sama do siebie. Ale nie byłam sama.

- Wychodzi na to, że nie tylko ja nie umiałam zasnąć - odezwał się znajomy głos.

- Co tu robisz Caitlyn? - zapytałam nie odwracając się w jej stronę i dalej patrząc w nocne niebo.

- Chyba to samo co ty, Wróbelku. Uciekam przed koszmarami - słyszałam jak podchodzi do mnie i siada na murku obok.

- Skąd wiesz, że...

- Twoje krzyki było słychać chyba w całym zamku. Nie trudno się było domyślić - na chwilę zapadła cisza.

- A co takiego ci się śniło? - zapytałam w końcu.

- W normalnych okolicznościach pewnie bym ci nie powiedziała, ale właściwie gorszej opini już mieć nie mogę. Śniła mi się moja rodzina.

- Ja oddała bym wszystko, żeby tylko zobaczyć brata.

- A ja wszystko żeby już więcej nie zobaczyć ich na oczy. Ale nie zawsze tak było. Moi rodzice byli demonami natury, czystej krwi z masą ślicznych i utalentowanych dzieci. Byłam ich najmłodszą córką i jako jedyna z rodziny nie wykazywałam talentu do rodzinnego żywiołu. Moi rodzice od zawsze pokładali we mnie wielką nadzieję, odkąd pewna szamanka przepowiedziała im, że zostałam stworzona do wielkich rzeczy. Kiedy rozeszła się wieść, że pojawiło się mroczne wcielenie, już przeczuwali, że będę jedną z nich. Kiedy moje znamię się ujawniło wręcz skakali z radości. Wszystko popsuło się po mojej przemianie, kiedy zobaczyli znamię wcielenia Sian. Nie mogli zaakceptować tego, że ich córka została wcieleniem znienawidzonego przez nich żywiołu. Totalnym przeciwieństwem tego co miała być. Nie musiałam długo czekać, a na następny dzień wyrzuci mnie z domu, pozbawili mnie wszystkiego co miałam i mówili mi, że tak będzie lepiej. Lepiej dla nich. Musiałam radzić sobie sama i naprawdę się starałam, dopóki wszyscy nie zaczęli mnie traktować jak śmiecia i wszyscy widzieli we mnie tylko wyrodną córkę, która zhańbiła swoją rodzinę. Byłam ludzkim popychadłem, aż w końcu zaczęłam kożystać z tego, że byłam mrocznym wcieleniem, ale... czekaj, po co ja właściwie ci to mówię?

- Może dlatego, że jestem jedyną osobą, która jeszcze widzi w tobie dobro - powiedziałam posyłając Caitlyn nieśmiały uśmiech.

Nareszcie kolejny rozdział. Ciężko było ale nareszcie jest. Cieszycie się?

Standardowo, jeśli się podobało zostaw gwiazdkę lub komentarz. Doceń moją pracę.
Pozdro!

☆Dark Foxi☆

Mroczne wcielenieWhere stories live. Discover now