Rozdział 18

40 8 2
                                    

Kiedy przeniosłam się do domu Nata, puściły mi nerwy. Dobrze wiedziałam, że mogłam widzieć mojego braciszka ostatni raz. Poprostu opadła na zimne panele w holu i płakałam. Nagle jednak poczułam jak ktoś siada obok mnie i zamyka mnie w czułym uścisku.
- Emily, będzie dobrze, będe cały czas przy tobie. Przede wszystkim pamiętaj, z niczym się nie spiesz, na przemianę masz tyle czasu ile potrzebujesz. A teraz choć ze mną. - powiedział ciągnąc mnie delikatnie do góry i stawiając na nogi.

Do pokoju mojego chłopaka doszliśmy cały czas trzymając się za ręce. Wchodząc wiedziałam, że coś się zmieniło. W pokoju pachniało dymem i ... lawendą.
- To ma Cię uspokoić i pomóc zacząć proces przemiany. - uprzedził mnie w myślach Nate.
- Połóż się na łóźku - polecił.
Zrobiłam co mi kazał, a on podszedł do biurka i wyjął z niego strzykawkę, wypełnioną jakimś czerwonym przeźroczystym płynem.
- To jest serum Anioła. Kiedy ci je wstrzyknę, zacznie się przemiana. Będzie to test twojej siły psychicznej i fizycznej. Sprawdzi czy jesteś wystarczająco dobra by być prawdziwym demonem - kończąc ukleknął obok łóżka i spojrzał mi prosto w oczy. - Masz tylko jedną szansę, więc musisz dać radę.
Potem pocałował mnie na pożegnanie i wstrzyknął serum, a ja odpłynęłam.

Kiedy otworzyłam oczy, znalazłam się w dziwnym pokoju bez okien i drzwi. Po chwili kątem oka zobaczyłam, że w głębi pokoju coś się rusza. Podeszłam bliżej a tym czymś okazała się... mała dziewczynka. Miała może z 8 lat i grzecznie bawiła się swoimi lalkami, a przed nią była tylko mała karteczka z napisem: "Chroń ją".

Nagle dziewczynka wstała i zaczęła dziwnie na mnie patrzeć.
- To ty jesteś Emily, prawda?
- Z kąd ty mnie znasz?
- Jesteśmy w twojej głowie i to ja ci mam pomóc w przemianie.
Nagle tajemniczy pokój zniknął, a my znalazłyśmy się w gęstym lesie.
- Jeśli dotrzesz w jednym kawałku do tego zamku - wskazała budowlę piętrzącą się w oddali - przejdziesz pierwszą z dwóch prób.
- Dobrze, więc chodźmy... yyy... - zapomniałam ją spytać jak ma na imię. Poprostu brawo ja.
- Alice, mam na imię Alice.
- Dzięki - szepnęłam po czym wzięłam ją za rączkę i udałyśmy się w stronę zamku.

Wędrowałyśmy tak do zachodu słońca, i pewnie szły byśmy dalej, gdyby Alice nie była zmęczona. Myśl Emi, myśl! - powtarzałam sobie w myślach. W końcu wzięłam kilka gałązek i liści i ułożyłam z nich miękkie posłanie dla dziewczynki, a z resztek próbowałam rozpalić ognisko. Niestety bezskutecznie, więc kiedy mała zasnęła ja siedziałam sama w ciemności, nasłuchując odgłosów jakiegoś niebezpieczeństwa.

Po jakichś 2 godzinach zasnęłam. Obudziłam się dopiero, kiedy usłyszałam wycie wilków.
- Alice, wstawaj musimy uciekać - zaczęłam trząść dziewczynką, dopóki się nie obudziła.
- Co jest?
- Wilkołaki.
Zerwałyśmy się do biegu. Miałyśmy drzewa, w zwrotnym tempie, co trochę potykając się o wystające korzenie. Cały czas słyszałyśmy za plecami przeraźliwe wycie biegnącej za nami watahy. Kiedy dobiegłyśmy do skalnej ściany, myślałam, że to już nasz koniec. Nie było już do kąd uciekać. Za nami zaczęły wyłaniać się postacie wielkich wilków, które powoli zbliżały się w naszą stronę. Największy, biały bysior, który szedł na czele zatrzymał się jakieś pół metra przed nami. Instynktownie schowałam Alice za sobą i starałam się wyglądać groźnie chociaż pewnie wychodziło mi to marnie.
- Oddaj bachora a nic ci się nie stanie - zawarczał.
- Czego od niej chcecie? To tylko dziecko!
- Dziecko? To dziecko wybiło samemu czterech naszych! Oddaj je po dobroci, albo zrobi się nieprzyjemnie.
- Lepiej uważaj, bo jak się wkurwie, to nie zostaną po tobie nawet resztki.
Nagle z nikąd zaczął wiać wiatr, a ja czułam jak we mnie się gotuje. Byłam tak wściekła na te wredne wilkołaki, że myślałam, że zaraz wybije je wszystkie jednego po drugim. Wiatr zaczął szarpać potworami i miotać nimi na wszystkie strony, ale o dziwo nam nie robił żadnej krzywdy.
- Dobra słuchaj, po co odrazu tak się wściekać, porozmawiajmy - kiedy drzwa zaczęły się łamać chyba w końcu przejrzały na oczy.
- Nie! Macie się z tąd wynosić, a jeżeli pójdziecie za nami, będziecie mieli okazję się przekonać, że są rzeczy dużo gorsze niż śmierć - wtedy zerwało się istne tornado wyciągając jednego z potworów. Żarty się skończyły. - WYNOCHA! - wrzasnęłam, a wilki w panice rozpierzchły się po okolicy.

- Wow! Jak ty to zrobiłaś? To... to było niesamowite! Zrób to jeszcze raz! - Alice trajkotała jak najęta.
Sama nie miałam pojęcia jak ja to niby zrobiłam i czy w ogóle to byłam ja. Chociaż coś w głębi mnie podpowiadało mi że to jednak moja zasługa, wolałam z tego korzystać tylko w ostateczności.
Mimo to szepnęłam ciche - Dziękuję - do wiatru, który już przez resztę nocy towarzyszył nam podczas snu.

☆Dark Foxi

Mroczne wcielenieWhere stories live. Discover now