Rozdział 20

43 8 3
                                    


W królestwie wróżek, przywitano nas bardzo ciepło. Mogłyśmy spokojnie najeść się do syta i przespać. Niestety ta sielanka nie trwała długo, bo następnego dnia musiałyśmy wyruszyć w dalszą podróż.
- Do widzenia Caro, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy - powiedziałam ściskając małą wróżkę.
- Trzymaj się Emily i powodzenia. A ty Alice, dbaj o nią.
- O to się nie martw - odpowiedziała wesoło dziewczynka i również przytuliła naszą nową przyjaciółkę.

Zamek, który był celem naszej podróży był już oddalony o dzień marszu. Przynajmniej tak mówiła nam Caroline. Szłyśmy spokojnie przez las w kompletnej ciszy, którą co trochę przerywał świst wiatru lub ćwierkanie ptaków.

Byłyśmy naprawdę dobrej myśli dopóki po kilku godzinach nie usłyszałam jak ktoś następuje na gałązkę. Dla pewności chwyciłam Alice za rękę i pociągnęła ją tak, aby szła bliżej mnie. Przez chwilę myślałam, że to te przeklęte wilkołaki wróciły, ale nie czułam tego charakterystycznego smrodu który im towarzyszył, więc odrazu odrzuciłam tą myśl. Czułam, że mam do czynienia z ludźmi, choć nie miałam co do tego stu procentowej pewności. Nie miałam pojęcia jakie są ich zamiary, ale ktoś kto skraca się za tobą po lesie raczej nie chce Cię zaprosić na herbatkę.

W pewnym momencie nie wytrzymałam, chwyciłam Alice mocniej za rękę i puściłam się biegiem przez las. Dziewczynka na początku ledwo za mną nadążała, więc wzięłam ją na ręce i biegłam dalej. Moi prześladowcy nie kryli się już ze swoją obecnością i pędzili za mną co sił w nogach. Kiedy mijałam kolejne drzewo usłyszałam tylko świst, gdzieś w okolicach mojego ucha i gdy spojrzałam w stronę drzewa zobaczyłam siekierkę bitą w sam jego środek. W tedy już zaczęłam się naprawdę bać.

Niestety chyba cały wszechświat działał na moją niekorzyść, bo po chwili wleciałam na polanę zakończoną urwiskiem. Byłyśmy w potrzasku. Nie wiedziałam co robić dopóki nie zobaczyłam, że za klifem znajduje się cel naszej, a właściwie mojej podróży. Nie był przy samym urwisku tylko jakieś dwa kilometry dalej, ale prowadziła do niego prosta droga, bez żadnych przeszkód. Niestety wiedziałam, że była to zbyt daleka odległość by przeskoczyć z jednej wyspy na drugą.

Z lasu powoli zaczęły wyłaniać się postacie dziwnych ludzi ze szpiczastymi uszami, umazanych krwią i, przyodzianych w zwierzęce skóry. Byli straszni. Wyglądali jak jakieś dzikie i wygłodniałe bestie i tak także się zachowywali. Wiedziałam, że to już nasz koniec. Miałam tylko jedno wyjście, żeby móc uciec z tego cało. Musiałam skoczyć.

- Alice, ufasz mi?
- Zawsze.
Widziałam że nie mam wiele czasu więc wzięłam krótki rozbieg i rzuciłam się w przepaść. Na początku myślałam, że zaraz wpadniemy do morza i obie się utopimy, ale ku mojemu zdziwieniu nigdzie nie spadałyśmy. Unosiłyśmy się w powietrzu. Kiedy spojrzałam się za siebie chcąc zobaczyć czy nasi napastnicy nadal chcą nas zjeść zobaczyłam dwa piękne skrzydła zrobione z ... powietrza. Wyglądały jak wiatr ułożony w parę przepięknych anielskich skrzydeł wystających z pomiędzy moich łopatek. Nie wiedziałam jak to zrobiłam, ale tym razem byłam w stu procętach pewna, że to moje dzieło. Kiedy doleciałam na drugą wyspę i stanęłam na ziemi, skrzydła automatycznie zniknęły, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.

- Wiedziałam, że dasz radę Emi - powiedziała Alice kiedy postawiłam ją wreszcie na ziemi.
- Serhai - usłyszałam krzyk dziewczyny z drugiego brzegu.
Nie wiedziałam co to dokładnie znaczyło, ale wróżyło to coś niedobrego. Nim się obejrzałam zobaczyłam nóż lecący w stronę nic nieświadomej Alice. Niewiele myśląc żuciłam się w stronę dziewczynki, chcąc odsłonić ją przed leżącym ostrzem. Chwyciłam ją i czekałam aż ostrze noża przebije mi plecy. Nie doczekałam się tego bo ni z tąd ni z owąd pojawiły się moje skrzydła odsłaniając mnie przed śmiercionośnym narzędziem.

Pędziłyśmy w stronę zamku. Był już na wyciągnięcie ręki. Dobiegłyśmy do zamku, a u jego wrót stały dwie osoby. Wyglądali jak król i królowa i chyba nimi byli. Alice szybko do nich podbiegła i uściskała obojga.
- Gratuluję ci Emily, przeszłaś przemianę - powiedziała dziewczynka. Następnie wzięła moją dłoń i przejechała po moim znamieniu. Białe anielskie skrzydła powiększyły się i zmieniły kolor na fioletowy.
- Chwila... przecież miały być dwie próby.
- Nie było potrzeby, żebyś przechodziła tą drugą - odpowiedziała z szyderczym, ale zarazem miłym uśmiechem. - Wykazałaś się wszystkimi cechami jakie demon powinien posiadać. Byłaś odważna, pomocna, dobra, miła, mądra i zdeterminowana. Nie wiele demonów przechodzi przemianę przy pierwszej próbie.
- Więc... miło było Cię poznać Alice.
- Ciebie też Emily, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze poza twoją głową - zaśmiała się, a obraz powoli zaczął się rozmazywać.

Obudziłam w domu Natana w tej samej pozycji i tym samym miejscu, w którym zasnęłam, po wstrzyknięciu Serum Anioła.
- Witamy z powrotem - powitał mnie jego ciepły i tak dobrze znany mi głos.

Gwiazdka? Komentarz? Podobało się?
Pozdro!

☆Dark Foxi☆

Mroczne wcielenieWhere stories live. Discover now